Dominik Kubera i Piotr Baron. Foto: Marcin Kubiak, Unia Leszno
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

– Nie ma co mówić o odpuszczaniu Falubazowi czy Włókniarzowi. Jesteśmy zawodnikami i jakakolwiek jazda na pół gazu i przepuszczanie rywali nie wchodzą w grę. Można mieć gorszy dzień, ale celowe przegrywanie nie wchodzi w rachubę – powiedział Dominik Kubera w wywiadzie udzielonym portalowi PoBandzie. Młodzieżowiec Fogo Unii Leszno zdradził kulisy zwycięskich Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów, przeciętnych występów przeciwko RM Solar Falubazowi i w leszczyńskim IMP-ie oraz opowiedział o planach na przyszłość – zarówno tę najbliższą w postaci IMŚJ i MIMP-u, jak i na kolejny sezon.

W poprzednią sobotę w duńskim Outrup reprezentacja Polski wygrała w Drużynowych Mistrzostwach Świata Juniorów, a Ty byłeś jednym z kluczowych ogniw. Wiele wskazywało na to, że zawody mogą się jednak nie odbyć. Oleg Michaiłow stwierdził po nich, że od drugiej serii bał się wsiadać na motocykl, bo tor po prostu nie nadawał się do uprawiania sportu żużlowego. Czy podzielasz jego opinię?

Zdecydowanie. Oleg wielokrotnie już pokazywał, zwłaszcza w Daugavpils, że potrafi jeździć na żużlu, więc jego słowa muszą o czymś świadczyć. Było bardzo ciężko, zwłaszcza na początku. Do ósmego wyścigu było dramatycznie.

Czy wobec tego wraz z polskim sztabem szkoleniowym myśleliście o dążeniu do przełożenia tych zawodów?

Nie. Na niedzielę zapowiadane były jeszcze gorsze warunki pogodowe i po parku maszyn rozniosły się plotki, że jeśli zawody zostaną odwołane, to kolejne podejście odbędzie się dopiero za jakiś czas, w zupełnie innym terminie. Faktem jest też to, że organizatorzy włożyli mnóstwo serca i wysiłku w przygotowanie tego toru i ich praca nie poszła na marne.

Patrząc na zawody z Twojej perspektywy, ich przebieg był co najmniej nietypowy. W końcu na tor wyjechałeś dopiero w drugiej serii i to od razu jako joker. Czy już przed zawodami zostałeś poinformowany o takiej strategii przez selekcjonera Rafała Dobruckiego?

O taktykę trzeba pytać trenera. Wydaje mi się, że była to spontaniczna decyzja, bo nie szło nam i potrzebowaliśmy impulsu. To był „ryzyk-fizyk”. Udało się, więc super, choć gdyby poszło nie po naszej myśli, to byłoby na pewno sporo krytyki. Co do wyścigu, w którym startowałem jako dżoker, spod taśmy wyszedłem lepiej, ale na wyjściu z łuku straciłem miejsce na rzecz Madsa Hansena. Miałem już dosyć dużą stratę, dlatego fajnie, że udało się go wyprzedzić, bo, jakby nie patrzeć, mieliśmy dwa punkty więcej i to był zastrzyk i dla mnie, i dla chłopaków, że nie poddajemy się i walczymy dalej.

Faktycznie ten bieg miał ogromne znaczenie, ponieważ po pięciu startach traciliśmy już dziewięć punktów do Duńczyków, a dzięki Twojemu triumfowi udało się ją zniwelować do zaledwie pięciu. Jeszcze większa odpowiedzialność spoczywała na Tobie w ostatnim wyścigu dnia, w którym udało Ci się przypieczętować zwycięstwo Polaków. Czy przed rywalizacją z m.in. Jonasem Seifertem-Salkiem czułeś na sobie wielką presję, czy doświadczenie zdobyte w innych turniejach pozwoliło Ci zachować spokój?

Pewnie, że była presja. Chodziło w końcu o wygranie turnieju, ale wiedzieliśmy, po co przyjechaliśmy do Outrup. Chcieliśmy też utrzeć nosa Duńczykom, co na szczęście się udało.

Kończąc temat Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów, czy postawa któregoś z zawodników wyjątkowo zapadła Ci w pamięć? W końcu warunki były na tyle ekstremalne, że trzeba było wykazać się nie lada umiejętnościami, by zdobywać punkty.

Dan Bewley kolejny raz pokazał, że bardzo dobrze jeździ na żużlu. W tak ciężkich warunkach radził sobie najlepiej spośród Brytyjczyków i to bez dwóch zdań. Ciężko mi wskazać tylko jednego zawodnika wśród Duńczyków, ale też sobie dobrze radzili. Oni są przyzwyczajeni do tego typu torów, co im z pewnością sprzyjało. Poza tym pamiętajmy, że to są mistrzostwa świata. Każda reprezentacja wystawiła najlepszą możliwą flotę i ci zawodnicy potrafią jeździć. To nie byli chłopacy świeżo po licencji.

Następnego dnia, w niedzielę, miałeś zawody ligowe w Zielonej Górze. Z reguły na torze przy ulicy Wrocławskiej 69 spisywałeś się więcej niż dobrze, choć były też bolesne incydenty, jak ten z 2018 roku, kiedy to stopa wkręciła Ci się w łańcuch i odniosłeś kontuzję. W tegorocznym meczu z RM Solar Falubazem udało Ci się zgromadzić osiem punktów w aż sześciu startach (1,2,3,1,0,1). Jak oceniłbyś ten występ? Z jednej strony liczba punktów dosyć spora, ale z drugiej, częściej rywale pokonywali Ciebie niż Ty ich.

No dokładnie. W Zielonej Górze radziłem sobie zawsze dobrze i nigdy nie narzekałem na tamtejszy tor. Co do samego meczu, szkoda na pewno wyścigu dziesiątego, w którym z Piotrem Pawlickim prowadziliśmy na 5:1, ale jego pociągnęło i upadliśmy. Myślę, że ten bieg przesądził o losach całego spotkania. Zamiast podwójnego zwycięstwo i zmniejszenia strat, w powtórce to Michael Jepsen Jensen z Piotrem Protasiewiczem mnie pokonali. Po tym wyścigu poczuliśmy lęk, widząc, że strata jest za duża. Gdyby nie ten incydent z Piotrem, moglibyśmy jeszcze odwrócić losy spotkania. Podsumowując mój dorobek, było przeciętnie. Wiem co poprawić i myślę, że to pójdzie w dobrym kierunku.

Pozostając przy temacie biegu dziesiątego. Jechaliście na prowadzeniu, ale nie na tyle bezpiecznym, by kibice zgromadzeni na trybunach mogli wypełniać programy – w końcu Piotr Protasiewicz był blisko. Nagle wpadł w Ciebie nie rywal, a kolega z pary. Jesteś w stanie opisać odczucia temu towarzyszące?

Po prostu, zdarza się. Zawsze po takich sytuacjach czujesz nie tylko ból wywołany upadkiem, ale też złość, że straciłeś podwójne prowadzenie. Tu była o tyle nieprzyjemna sytuacja, że Piotra pociągnęło na pierwszym łuku, na którym kilkukrotnie zawodnicy mieli problemy, Nie ma co jednak rozpaczać, mamy nowy dzień i musimy patrzyć w przyszłość.

A jak odniesiesz się do spekulacji, że Fogo Unii nie zależało na zwycięstwie w Zielonej Górze? Świadczyć o tym miała choćby taktyka trenera Barona, który – choć mógł stosować rezerwy taktyczne już od czwartego wyścigu – skorzystał z tej opcji tylko raz, puszczając Ciebie za Szymona Szlauderbacha. To jak to było, jechaliście fair play?

Pewnie, że tak (śmiech). Choć z drugiej strony, o jakim fair play mowa? Każdy jedzie swoje i my też tak robimy. Każdy z nas pojechał najlepiej jak potrafił, a że nie udało się, to nie wina podkładania się, tylko bardzo dobrej jazdy chłopaków z Zielonej Góry. Taki jest sport, nie zawsze da się wygrać. Każdy chce być lepszy i tego dnia po prostu Falubaz był lepszy.

Zatem możesz zapewnić, że w niedzielnym meczu z Eltrox Włókniarzem nie zrobicie psikusa Betard Sparcie, a ewentualny korzystny wynik częstochowian będzie ich wyłączną zasługą?

Nie ma co o tym mówić. Jesteśmy zawodnikami i jakakolwiek jazda na pół gazu i przepuszczanie rywali nie wchodzi w grę. Można mieć gorszy dzień, ale celowe przegrywanie nie wchodzi w rachubę.

Kończąc wątek PGE Ekstraligi, czy masz wymarzonego rywala na starcie półfinałowe? Wciąż możecie trafić na kogoś z kwartetu RM Solar Falubaz, Betard Sparta, Eltrox Włókniarzi Motor. Czy na obiekcie któregoś z tych zespołów czujesz się tak mocny, że koniecznie chcesz trafić akurat na nich?

Raczej nie. W sumie wszystko jedno. Kalkulowanie nie ma sensu. Wystarczy się cofnąć o trzy lata. W 2017 roku zajęliśmy czwarte miejsce w fazie zasadniczej, a później zdobyliśmy złoto bez porażki w play-offach. Ta część sezonu rządzi się swoimi prawami i nie ma co wyszukiwać sobie rywala. Tegoroczna liga jest tak niesamowicie wyrównana, że wciąż nie wiemy kto pojedzie w play-offach, ale też nie wiemy jak sobie w nich poradzi.

Poruszając się chronologicznie po Twoim kalendarzu startów, w poniedziałek odbyły się Indywidualne Mistrzostwa Polski w Lesznie. Umawiając się z Tobą przed tygodniem na rozmowę napisałem, że życzę Ci zdobycia czapki Kadyrowa, abym mógł przeprowadzać wywiad z najlepszym żużlowcem w kraju. Ostatecznie te plany musimy odłożyć na następny rok, bo na swoim domowym torze zdobyłeś tylko cztery punkty (0,2,0,2,0) i zająłeś trzynaste miejsce. Ciężko nie oprzeć się jednak wrażeniu, że Twoja jazda była lepsza, niż wynikałoby z samych liczb. Jak będziesz wspominał tę imprezę?

Ze względu na wynik dosyć słabo (śmiech). Fajnie było się pościgać z najlepszymi polskimi zawodnikami, jednak wynik był na tyle słaby, że za rok trzeba będzie się poprawić.

Z perspektywy telewidza mogę powiedzieć, że leszczyński finał IMP-u był jedną z najlepszych tegorocznych imprez – o ile nie najlepszą –  w całym dotychczasowym sezonie. Elektryzujących wyścigów był więcej niż we wszystkich dotychczasowych meczach ligowych na Stadionie im. Alfreda Smoczyka. Czy jako zawodnik też odnosiłeś wrażenie, że uczestniczysz w wyjątkowym turnieju?

Uczestnicząc w tym turnieju nie miałem okazji oglądać wyścigów, w których nie startowałem, ale wiem, że odbiór zawodów był bardzo pozytywny. Nasi kibice byli zadowoleni z widowiska, choć nieco mniej z wyników, ale nie można zawsze wygrywać. Leszczyński tor jest jednym z najlepszych torów do ścigania w kraju, co przyzna bardzo dużo osób. Przypominam sobie ostatni Drużynowy Puchar Świata, rozegrany właśnie tutaj w 2017 roku. To też były niesamowite zawody.

Komentujący zmagania Tomasz Dryła z Mirosławem Jabłońskim zwracali uwagę, że tor był – jak na leszczyńskie standardy – twardy. Czy uważasz, że taka forma przygotowania owalu jest do powtórzenia przed spotkaniami ligowymi?

Ciężko stwierdzić. Na początku należy ustalić, czego oczekujemy od toru. Inne są potrzeby przed zawodami indywidualnymi, a inne przed ligowymi. To trener z toromistrzem są od przygotowywania toru i powinni to robić w sposób, który będzie pasował zawodnikom. Wszyscy – każdy ośrodek ligowy w Polsce – dba o to, by zbudować sobie atut własnego toru. Robienie go pod innych jest strzałem w kolano.

Poza pięcioma meczami ligowymi i ewentualnym SoN-em w Manchesterze, przed Tobą dwie bardzo ważne, być może najważniejsze, imprezy indywidualne. Najpierw, 21 września, na wielokrotnie wspominanym zielonogórskim torze odbędą się Młodzieżowe Indywidualne Mistrzostwa Polski, a 2 października w Pardubicach – Indywidualne Mistrzostwa Świata Juniorów. Wobec absencji Gleba Czugunowa w obu tych turniejach, wydajesz się być murowanym faworytem. Czy turnieje te mają dla Ciebie wyjątkowe znaczenie? W końcu w obu będzie to ostatnia szansa na wywalczenie złota.

Wielkiej presji nie ma. Ja dołożę wszelkich starań, by się udało, ale jeśli się nie powiedzie, to trudno. Na jednych zawodach nie kończy się świat i moja przygoda z żużlem. Chcę uprawiać ten sport przez jeszcze kilka, kilkanaście lat i w tym czasie będę miał wiele innych okazji do przejścia do historii. Jest wielu fantastycznych zawodników, którym nie udało się zdobyć mistrzostwa świata juniorów, więc brak tego tytułu nie przekreśla dalszej kariery.

W ramach ciekawostki można przytoczyć, że w erze Grand Prix tylko dwóch mistrzów świata juniorów potwierdziło swój prymat w kategorii seniorskiej, a byli to Jason Crump i Bartosz Zmarzlik.

W tym rzecz.

Zielonogórska lokalizacja MIMP-u jest dla Ciebie dobrą nowiną, a co z tą finału Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów? Czy tor w Pardubicach, na którym cyklicznie startowałeś w ostatnich latach w juniorskim czempionacie, jest przez Ciebie lubiany?

Nie jest to mój ulubiony tor, ale to nic zmienia. To są jednodniowe zawody i jeśli się uda, to super, a jak nie, to trudno. W poprzednich latach nie szło mi tam najlepiej, ale wierzę w udane zakończenie kariery juniorskiej.

Na koniec chciałbym poruszyć temat Twojej przyszłości. Czy możesz już dziś zadeklarować, że swoje pierwsze kroki w seniorskim świecie będziesz stawiał w niebiesko-białym kevlarze z Bykiem w centralnej części?

(Chwila ciszy) Nie wiem, jeszcze o tym nie myślałem. Na ten moment skupiam się na zdrowym odjechaniu tych kilku imprez, które pozostały do końca sezonu. Po tym usiądę do rozmów z prezesem Rusieckim i będzie wiadomo.

A czy możesz zadeklarować, że Fogo Unia – tak jak w poprzednich latach – będzie dla Ciebie priorytetem, czy też odejście jednego ze złotych leszczyńskich dzieci do innego klubu jest możliwe?

Powtarzam – nie wiem. Musi skończyć się sezon, a na razie nie ma co sobie zaprzątać głowy. Wchodzenie teraz w takie tematy mogłoby niepotrzebnie rozproszyć przed kluczową fazą rozgrywek.

Dziękuję za rozmowę i życzę zdrowia oraz powodzenia przed końcówką sezonu.

Również dziękuję.

Rozmawiał JAKUB WYSOCKI