Piotr Żyto został nowym trenerem Stelmet Falubazu. FOT. falubaz.com
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Rezygnacja Piotra Żyto z funkcji pierwszego trenera PGG ROW-u zaskoczyła najbardziej kibiców, bo to, że coś się szykuje, środowisko żużlowe przeczuwało już od dłuższego czasu. Nie jest to z pewnością dobra informacja dla rybnickich fanów. Skład jest wielką niewiadomą, a na dodatek odchodzi trener, który ma bardzo duże osiągnięcia w pracy z poszczególnymi ośrodkami. W Rybniku także dał się poznać jako wymagający, ale świetny fachowiec, z pomocą którego rybniczanie awansowali o klasę wyżej. Trener postawione przed nim zadanie wykonał. Skąd ta zmiana?

Krzysztof Mrozek został szefem rybnickiego żużla w 2012 roku. Na zwołanej w tamtym czasie konferencji prasowej przedstawił nowego szkoleniowca, a został nim doskonale znany w Rybniku Jan Grabowski. Mrozek, w czasie kilku lat swojej prezesury, współpracował z Adamem Pawliczkiem, Mirosławem Korbelem, Piotrem Żyto (dwukrotnie), Jarosławem Dymkiem i Antonim Skupieniem. Co ciekawe, żaden ze szkoleniowców, oprócz Piotra Żyto w sezonie 2019, nie chciał komentować swojego odejścia.

Korbel i Pawliczek nabrali wody w usta i nawet krótkie pytanie o powody rozstania powodowały zmarszczki na ich czole. Nie jest to szczególnie dziwne, bo nie od dziś wiadomo, że prezes PGG ROW-u jest człowiekiem bardzo trudnym do współpracy. Niesamowicie ciężko jest pracować z zapatrzonym w siebie, apodyktycznym człowiekiem, który nie ma najmniejszego problemu z podważaniem zdania szkoleniowca nawet przy okazji rozmów z zawodnikami. Do dziś słynna jest scena z pewnego meczu, gdy Mrozek tłumaczył jednemu z zawodników, w jaki sposób ma operować gazem i składać się w łuk. Te wskazówki wywołały tylko uśmiech politowania na twarzy żużlowca i na twarzach kolegów. Było to podczas meczu, kiedy w boksie rybniczan zabrakło trenera. Okazało się, że ten czekał na prezesa od szóstej rano, w umówionym miejscu w Rybniku. Szkoleniowiec około godziny 7, kompletnie już poirytowany, dodzwonił się w końcu do prezesa, a ten stwierdził, że jest już w trasie i w sumie uznał, że trener na tym meczu nie jest mu potrzebny. No cóż, można i tak. Ale nie traktuje się tak swego trenera i jednej z legend ROW-u Rybnik. Reasumując, w Rybniku trener ma niezbyt dużo do powiedzenia. Choć, oddajmy sprawiedliwie, że nie tylko na Górnym Śląsku tak jest. Przykłady z innych żużlowych ośrodków można bowiem mnożyć, ale nie o tym chcemy napisać.

Prezes PGG ROW-u, kilka lat temu, obiecał, że docelowo połowę składu będą stanowili wychowankowie. – Teraz jednak zaczynamy od zera. W Rybniku nie ma obecnie już żadnej żużlowej szkółki, trener będzie musiał więc zaczynać od podstaw. A nasze plany są ambitne, bo docelowo chcemy, aby 50 procent rybnickiej drużyny stanowili wychowankowie – mówił swego czasu Krzysztof Mrozek.

Oczywiście, gdyby się uprzeć, to tak jest. Dwóch juniorów plus Kacper Woryna to prawie właśnie tyle. Ale chyba nie o to chodzi. Przy ogromnych nakładach miasta na szkolenie młodzieży ta liczba nie robi wrażenia. Tym bardziej, że oprócz Kacpra Woryny i momentami Roberta Chmiela, fani z Rybnika nie doczekali się zawodnika, który mógłby jak równy z równym rywalizować na ligowych torach. A może to właśnie ciągłe zmiany szkoleniowców są problemem. Nie od dziś wiadomo, że jeden trener uczy tak, drugi inaczej. Przykładowo, jeden z juniorów powiedział mi kiedyś, że to, czego nauczył go Adam Pawliczek, negował Mirosław Korbel. I nauka zaczynała się od początku. A czas niestety upływał. Dziś w Rybniku mamy sytuację, gdzie nie można pochwalić się juniorskim zapleczem w kontekście startów w najwyższej klasie rozgrywkowej. Przemysław Giera i Mateusz Tudzież miewają wprawdzie przebłyski, ale to zbyt mało, by myśleć o rywalizacji na torach najlepszej ligi świata. Chociaż chciałbym oczywiście się mylić. Nie ukrywam, że poparcie Krzysztofa Mrozka pomysłu, by junior zagraniczny mógł być w podstawowym składzie zamiast jednego polskiego było dla mnie szokiem. Z jednej strony, opowiada się wszystkim, że inwestuje się w młodzież, wydaje na nią dużo pieniędzy, marzy o tym, by w Rybniku jeździli wychowankowie, by z drugiej, na potrzeby chwili i własnego interesu poprzeć tak skandaliczną zapowiedź. Szkoda tylko, że prezes nawet nie pofatygował się na spotkanie wspólników, tylko wysłał lakonicznego maila w tej sprawie. Nie pierwszy zresztą raz. No, ale co wolno… Być może, szef klubu z Rybnika chciał też przypodobać Andrzejowi Rusko (prezes Betardu Wrocław). Nie jest przecież tajemnicą, że to właśnie Rusko był inicjatorem tego rozwiązania. I ten sam Andrzej Rusko zdecyduje, czy i za ile puścić do Rybnika Andrzeja Lebiediewa.

Szef klubu z Rybnika mówił, że nazwisko nowego szkoleniowca jest już znane, a on sam powie o nim za kilka dni. Świetnie. Dość głośno mówi się o tym, że ekipę poprowadzić ma Eugenisz Skupień do spółki z Radosławem Kalyciokiem, sponsorem i kierownikiem drużyny. Trio, nieformalnie, jak co roku, uzupełnić ma prezes Krzysztof Mrozek. I szczerze? Oby nie, bo moim zdaniem, nic dobrego to nie przyniesie. Ale podkreślę kolejny już raz, chciałbym się mylić.

Piotr Żyto odchodził już z Rybnika jakiś czas temu w atmosferze może nie skandalu, ale dużego niesmaku. Podobno, zdaniem prezesa, chciał pójść do Sparty Wrocław, zabierając za sobą Maxa Fricke’a.

– Potwierdzam jednak, że trener ciągnął za sobą Fricke’a do Wrocławia. Wiedziałem o tych działaniach od połowy sierpnia, a utwierdziłem się w podejrzeniach 25 września podczas meczu charytatywnego na naszym stadionie – tłumaczył sytuację Mrozek. Czy tak było? Mam wrażenie, że całe tłumaczenie było mocno naciągane. Kto zatrudniłby z powrotem trenera, który niby okazał się być nielojalny? No właśnie… Nie zdziwiłbym się, gdyby za jakiś czas, po pożegnaniu Piotra Żyto, ktoś wyprodukował teorię, że to właśnie Żyto jest odpowiedzialny za to, iż Antonio Lindbaeck trafił nie do Rybnika, a do Zielonej Góry. I to jego sprawka. Teoria odważna, ale na potrzeby chwili można taką wymyślić, prawda?

MICHAŁ STENCEL