Polski żużel jest na utrzymaniu samorządów. To pieniądze podatników pozwalają na budowę nowych stadionów lub remont tych przestarzałych. Dają możliwość kontraktowania zagranicznych gwiazd i lokalnych matadorów. Bez telewizji nasz żużel brnąłby po dnie z marnym zainteresowaniem publiki. Bez spółek skarbu państwa byłby znacznie biedniejszy. Bez globalnych marek musi radzić sobie na co dzień. Trwałby jednak w bólach i męczarniach, jako ciekawostka przyrodnicza. Lecz bez pieniędzy z samorządu padłby na pysk.
Zaprawdę powiadam Wam, że bez pieniędzy samorządu nie byłoby toruńskiej i łódzkiej Motoareny. Niemożliwe byłoby modernizowanie stadionów w Gorzowie, Wrocławiu, Częstochowie, Zielonej Górze i Grudziądzu. Nikt nawet nie zająknąłby się o budowie nowego obiektu w Lublinie. Ewentualne plany odświeżenia infrastruktury w Gnieźnie i Tarnowie pewnie trzeba byłoby odłożyć na długie lata. Stadiony to jedna strona medalu, drugą są pieniądze przeznaczane na promocję miasta przez klub i drużynę. W ten sposób milionowe dotacje wpływają na konto Eltrox Włókniarza Częstochowa, Betard Sparty Wrocław i Motoru Lublin. Większe lub mniejsze pieniądze dostają wszystkie kluby. Jeśli nie w żywej gotówce, to są zwolnione z opłat za użytkowanie stadionu i ich niezbędne remonty. Jak potrzeba, to radni podżyrują kredyt. Większa kasa od samorządu oznacza możliwości ekstraligowe. Mniejsze środki to pierwsza lub druga liga.
Weźmy na warsztat Częstochowę. Prezydent miasta wraz z Radą Miasta biadolił o gigantycznym zadłużeniu, ale ponad trzy bańki na Eltrox Włókniarza jednak się znalazły. W ten sposób częstochowianie będą płacili za dobry wynik Duńczykowi, Szwedowi, Australijczykowi, Norwegowi i młodego chłopakowi z Torunia. Wszystko po to, aby zespół żużlowy spod Jasnej Góry bił się o drużynowe mistrzostwo Polski i częstochowski lud miał powód do dumy. Zresztą we Wrocławiu sprawy mają się podobnie. Podatnicy sponsorują dwóch Anglików, Australijczyka, Rosjanina i młodego chłopaka z Częstochowy. W Grudziądzu siła żużla w stu procentach zależy od pieniędzy z samorządu. Prezydent Grudziądza więcej znaczy niż szef klubu i jego przeróżne rady. Bez wsparcia z ratusza MrGarden GKM nawet nie ma prawa marzyć o ekstralidze. Z pieniędzy podatników miliony idą na żużel, który może poszczycić się rozgrywkami trwającymi sześć miesięcy w roku, a na własnym stadionie klub może odjechać zaledwie siedem spotkań ligowych. Dla wszelkiej maści żużloholików i ligomaniaków, to całkiem normalne. Dla wszystkich innych już całkiem nienormalne.
Żużel już od dawna jest elementem lokalnej polityki. Z racji na wielkie zainteresowanie kibiców prezydenci miast i radni stali się niemal niewolnikami żużlowej tradycji. Nie mogą sobie pozwolić na brutalne zakręcenie kurka z pieniędzmi, bo przegrają wybory. I choć długi samorządów rosną w zastraszającym tempie, to miliony na żużel muszą się znaleźć. Żeby uszczęśliwić potencjalnych wyborców. Samorząd wspiera klubowe biznesy i żużlowców-biznesmenów. Tymczasem kuleje edukacja, umiera służba zdrowia, kolejne kredyty rozsadzają roczne budżety.
Samorządowcy muszą jednak wziąć pod uwagę, że obywatelom w końcu znudzi się umieranie w szpitalnej poczekalni, a wydatki na zawodowy sport zaczną uwierać. Istnieje prawdopodobieństwo, że w końcu samorządowcy powiedzą stop i znacznie ograniczą wydatki choćby na wiosenno-letni żużel. Wtedy nieprzygotowane kluby pozostaną z dziurą budżetową. Taki scenariusz należy jednak brać poważnie pod uwagę. Tymczasem żużel staje się coraz bardziej uzależniony od miejskich pieniędzy.
Prezydent Leszna Łukasz Borowiak zachęca lokalne władze z żużlowych miast do założenia stowarzyszenia. Żeby wiedzieć, co planuje żużlowa władza i na co chce wydawać samorządowe pieniądze. A przy okazji, żeby mieć zorganizowany głos sprzeciwu. Siłą wyobraźni widzę konflikt, w myśl którego ekstraliga wraz z Główną Komisją Sportu Żużlowego napiera na budowę nowych stadionów, remonty, infrastrukturalne inwestycje. Żeby było szybciej, mocniej, ładniej i nowocześniej. Natomiast chwiejący się w posadach samorząd, z trudem wypełniający ustawowe obowiązki, staje się w tej sytuacji hamulcowym i zdecydowanie niechętny drogim inwestycjom.
Gdy spojrzymy na Leszno i stadion imienia Alfreda Smoczyka, to z czasem podniosą się głosy, że trzeba zbudować nowy obiekt lub przynajmniej solidnie zmodernizować ten obecny. Prezydent Borowiak czuje pismo nosem i wybiega w przyszłość, broniąc swojego interesu. Bo skąd nagle znalazłby pieniądze na nowego Smoczyka?
Nawet w żużlowych miastach nie wszyscy chodzą na żużel. I nie wszystkich interesuje wydawanie pieniędzy na zagraniczne gwiazdy. Niech jednak każdy odpowie sobie na pytanie, czy podatki obywateli winny stanowić trzydzieści procent budżetu zawodowego klubu żużlowego, złożonego z siedmiu zawodników, w tym zazwyczaj czterech obcokrajowców. Mam wrażenie, że w końcu lokalni politycy będą musieli sobie odpowiedzieć na tytułowe pytanie, kto woli żużel, a kto sprawną służbę zdrowia?
DAWID LEWANDOWSKI
Żużel. Szczegółowe badania przed Kołodziejem. „Występ w 1. kolejce jest zagrożony”
Żużel. Kiedy lider Kolejarza wróci na tor? Ominą go ważne spotkania
Żużel. Napisał biografie Woffindena i Maugera, bywał w domu Hendrixa (WYWIAD)
Żużel. Wiedźmy lepsze od beniaminka. Pechowy występ Sajfutdinowa
Żużel. Drugi sezon serialu o żużlu już dostępny! Na kibiców czeka pięć odcinków pełnych emocji
Żużel. Przedsezonowe derby w najmocniejszym wydaniu! Apator i GKM pojadą w pełnych składach