Jan Krzystyniak (z prawej) i Michaił Starostin.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Po ostatnim wywiadzie z Janem Krzystyniakiem (wczorajszym jubilatem – zdrówka z okazji 62. urodzin!) starszyzna pośród czytelników zaczęła pytać, dlaczego pan Janek nie wspomniał, jak to swego czasu kopnął kontuzjowanego Ryszarda Dołomisiewicza. No to wspominamy dalej. Jak to było? Pora na suplement z udziałem obu zainteresowanych.

Starym kibicom utkwił w pamięci mecz z lipca 1988 roku (11. kolejka DMP), kiedy to Polonia Bydgoszcz przy pełnych trybunach pokonała leszczyńską Unię 46:44. Po 11. wyścigu doszło do wspomnianego zdarzenia. Trzeba wiedzieć, że „Dołek” startował wówczas ze złamaną kością strzałkową lewej nogi. – Działo się to w trakcie leczenia, ze dwa tygodnie po odniesieniu kontuzji w Poznaniu. Ligi wtedy tam nie mieli, ale organizowali Turniej o Puchar Międzynarodowych Targów Poznańskich. Tzw. turniej gwiazdkowy, tzn. o pietruszkę, ale lepiej płatny niż liga – takie mieliśmy wówczas czasy. No i Marek Ziarnik przejechał mi tylnym kołem po lewej nodze w taki sposób, że nawet się nie przewróciłem, ale noga złamana. Zresztą huk był, jak by bomba w beczce eksplodowała, bo strzałka ma to do siebie, że pęka jak łamany kij w lesie – opowiada finalista chorzowskiego finału IMŚ z 1986 roku (11. miejsce). – Pojawiła się kontuzja i sędzia zapisał mi upadek, a nie było to wtedy bez znaczenia. Otóż kto uzbierał trzy upadki, musiał się udać na testy psychotechniczne do Gorzowa, do tamtejszego psychologa. Więc jeśli trzeci upadek zaliczył np. w sobotę, to ciężko było załatwić sprawę przed niedzielą i w lidze po prostu nie jechał – dodaje.

Nic to, przechodzimy do wspomnianego meczu z Bydgoszczy.

– Tak, sytuacja miała miejsce już po skończonym wyścigu. Atakowałem Dołomisiewicza do ostatnich metrów, na metę wjechaliśmy niemal razem. A wiadomo, że ten z tyłu dalej ciągnie jeszcze gazem. Tymczasem w Bydgoszczy wjazd do bramy jest na tym wirażu za metą właśnie – opowiada Jan Krzystyniak, zdobywca Złotego Kasku oraz dwukrotny indywidualny wicemistrz kraju. I tłumaczy dalej: – Chciałem skręcić w tę bramę z lewej strony Dołomisiewicza, ale Rysiek w pewnym momencie wykonał ruch w lewo. Ja się ratowałem, żeby nie wpaść na niego i tylnym kołem uderzyłem delikatnie w jego przednie. Bydgoscy działacze zrobili z tego tragedię, zaczęli mnie uderzać chorągiewkami, zepchnęli z motocykla. A to nasze zderzenie nie było celowe, bardziej dotknięcie. Cóż, Leszno było wtedy faworytem i wykluczono mnie do końca zawodów. A później rozegrano to w ten sposób, że zostałem ukarany półrocznym zawieszeniem w zawieszeniu. Świństwo.

Faktem jest, że po wspomnianej scysji Dołomisiewicz znalazł się na torze, wyraźnie cierpiąc. – Wie pan, działacze krzyczeli wtedy do niego „leż, leż”, aby osiągnąć swój cel. Podobne zdarzenie miałem w kolejnym sezonie, przy okazji potyczki tarnowsko-rzeszowskiej. Wiadomo, że między tymi drużynami była ciągła wojna, jak między Zieloną Górą i Gorzowem. Wtedy też miałem pecha. Objeżdżałem po zewnętrznej Jacka Rempałę, wtedy 18-letniego chłopca, który nie zostawił mi miejsca. Zaliczyłem dość poważny upadek i po wyścigu podszedłem do niego, a raczej podskoczyłem, bo miałem biodro mocno uszkodzone. Powiedziałem mu wtedy „młody chłopcze, w ten sposób daleko nie zajedziesz, nie rozpoczynaj tak swojej kariery”. I doskoczyli działacze z Tarnowa, narobili szumu. A Jacek to kiedyś wyjaśniał, że do niczego nie doszło. Ale znów zawiesili Krzystyniaka na pół roku w zawieszeniu, a poprzednia kara już wygasła. Problem polegał na tym, że oba mecze sędziował mój były wiceprezes z Zielonej Góry, pan Kowalski. A to było krótko po moim odejściu z Falubazu – dodaje Krzystyniak.

Ryszard Dołomisiewicz.

A co na to wszystko lubiący sobie pożartować z życia Dołomisiewicz? – Jasia Krzystyniaka zawsze czytam z zapartym tchem, ponieważ kojarzy mi się z piosenką biesiadną, którą zna starsze pokolenie i przypomina o tym, że należy się szanować. To piosenka pt. tytułem „Jak szybko mijają chwile” i ze słowami „Upływa szybko życie, jak potok płynie czas, Za rok, za dzień, za chwilę, razem nie będzie nas.” Przed ponad 30 laty Jasiu miał sylwetkę, jak skrzypce stradivariusa. Niewiele zmieniło się do dzisiaj. Grajek też był niezły, to i z porażką trudno było się godzić. Szanuję Jasia i z przyjemnością wspominam czas, kiedy można było rywalizować, a ze sportowej złości wzajemnej zęby zgrzytały aż iskry się sypały. Cóż, Greg Hancock tłumaczył się, że Chris Holder wyprzedził go w turnieju GP, bo sprzęgło mu się ślizgało, a po zjeździe się naprawiło. Fakt, że mieli tego samego sponsora –  nie miał na to żadnego wpływu. To dlaczego nie wierzyć Jankowi, że naszła go nagła chęć skrętu w prawo. Na żużlu to trudny do wykonania manewr, ale w końcu Jasiu był wirtuozem jazdy na żużlu. Wykonanie takiej figury było dla niego igraszką. A więc jak to wygląda z mojego punktu widzenia po ponad 30 latach? „Dawne życie poszło w dal, dziś pierogi, dzisiaj bal, tylko koni, tylko koni, tylko koni żal” –  jak śpiewa Maryla Rodowicz w piosence „Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma”. Ale Jasiu chyba nie cygani? Może jeszcze kiedyś  powspominamy… przy szklance świeżego mleka prosto od krowy?

Na wspomnianą sytuację można też spojrzeć tu i swoje zdanie sobie wyrobić (od 16:35):

– Do najbardziej perfidnych zagrywek zawsze dochodzi poza torem. Zawsze też byłem krytycznie ustosunkowany do dopingu, czy to technologicznego, czy ludzkiego. Jak ja to mówię – czarny sport to najpiękniejsza dyscyplina na ziemi, ale brudnego sportu nie lubię – konstatuje Krzystyniak.

Obiecujemy, że doprowadzimy do tego spotkania i dyskusji o czarnym sporcie przy szklaneczce świeżego mleka. Będzie głośno, będzie radośnie – jak głoszą słowa piosenki.

WOJCIECH KOERBER

CZYTAJ TAKŻE:

One Thought on Krzystyniak kontra Dołomisiewicz. Jak to było z kopaniem za metą?!
    adams
    6 Mar 2021
     7:54am

    Tak się składa,że akurat byłem na tych zawodach…Zresztą jak niemalże na każdych od 1982 roku rozgrywanych na Polonii…W 1988 roku miałem 13 lat i nawet w euforii po kapitalnym biegu polonistów…widziałem jak Jan Krzystyniak dojeżdżając do Dołomisiewicza zarzuca tylnym kołem robiąc uślizg w jego stronę…Myślę,że leszczyński as robił to świadomie -choć zapewne w nerwach po porażce – jednak nie do końca „manewr” mu wyszedł i Ryśka zahaczył delikatnie…na tyle,iż ten jednak troszkę jeszcze ujechał.Koniec końcem gest Krzystyniaka był wysoce niesportowy…Dziś również by otrzymał za to czerwoną kartkę.Takie są fakty.A sam filmik troszkę okrojony…bo w oryginale jest jeszcze słynne i emocjonalne „Łobuz jeden…” autorstwa p.Jerzego Matuszaka późniejszego spikera na Polonii…wtedy kibica dzięki któremu możemy oglądać takie historyczne perełki…

Skomentuj

One Thought on Krzystyniak kontra Dołomisiewicz. Jak to było z kopaniem za metą?!
    adams
    6 Mar 2021
     7:54am

    Tak się składa,że akurat byłem na tych zawodach…Zresztą jak niemalże na każdych od 1982 roku rozgrywanych na Polonii…W 1988 roku miałem 13 lat i nawet w euforii po kapitalnym biegu polonistów…widziałem jak Jan Krzystyniak dojeżdżając do Dołomisiewicza zarzuca tylnym kołem robiąc uślizg w jego stronę…Myślę,że leszczyński as robił to świadomie -choć zapewne w nerwach po porażce – jednak nie do końca „manewr” mu wyszedł i Ryśka zahaczył delikatnie…na tyle,iż ten jednak troszkę jeszcze ujechał.Koniec końcem gest Krzystyniaka był wysoce niesportowy…Dziś również by otrzymał za to czerwoną kartkę.Takie są fakty.A sam filmik troszkę okrojony…bo w oryginale jest jeszcze słynne i emocjonalne „Łobuz jeden…” autorstwa p.Jerzego Matuszaka późniejszego spikera na Polonii…wtedy kibica dzięki któremu możemy oglądać takie historyczne perełki…

Skomentuj