Jonah Mathews, kkwłocławek.pl
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Rozpoczął się turniej o Puchar Polski 2022r., w którym udział biorą Anwil Włocławek, King Szczecin, Polski Cukier Pszczółka Start Lublin (gospodarze), Enea Zastal BC Zielona Góra, Twarde Pierniki Toruń, Arged BM Stal Ostrów Wielkopolski, Grupa Sierleccy Czarni Słupsk i WKS Śląsk Wrocław. Za nami pierwszy dzień, w którym zmierzyły się ze sobą odpowiednio 1 i 2, a także 3 i 4.

 

Anwil Włocławek 94-98 King Szczecin (po dogrywce)

Cóż za mecz, cóż za emocje! Pierwszy mecz na pewno dostarczył emocji nie tylko kibicom tych drużyn. Wydawało się, że po pierwszej połowie wszystko jest jasne, ponieważ zespół z Włocławka wypracował sobie 23-punktową przewagę!

Jednak sam początek zmagań nie zwiastował takiego obrotu spraw. Pierwsze punkty dla Szczecinian zdobył Stacy Davis, a chwilę później zza łuku przymierzył Jakub Schenk. Anwil nie zamierzał odpuszczać i od początku atakował kosz rywali. Dwie celne próby spod obręczy zanotował Ziga Dimec, który był główną podkoszową siłą Anwilu. Chwilę później zza łuku trafił kapitan Włocławian, Kamil Łączyński, a do gry włączyli się także Amerykanie – Jonah Mathews i James Bell. Anwil grał dobrze, a King nie miał na to recepty. Punkty zdobywali jedynie po samodzielnych akcjach Stacy Davis i Sherron Dorsey-Walker. Jednak Anwil stopniowo „odjeżdżał” i po pierwszej kwarcie tablica pokazywała wynik 25-15.

Nadzieję na lepszą grę zespołu z zachodnio-pomorskiego dał ponownie Dorsey-Walker, trafiając swoją drugą trójkę. King zdołał zmniejszyć straty do 6 punktów, jednak wtedy zaczął się koncert Anwilu. Punktowali obronę rywali zarówno spod kosza, z półdystansu, z linii rzutów wolnych, a także za 3. Szczecinianie byli kompletnie bezradni, a kolejne straty to była woda na młyn Włocławian. Run 26-9 dał im prowadzenie do przerwy wynikiem 58-35. Wydawało się, że to koniec emocji, a fani mogą odejść od telewizorów w oczekiwaniu na spotkanie Zastalu z gospodarzami – Startem Lublin. Nic bardziej mylnego.

Co prawda początek 3 kwarty nie zwiastował zmiany obrazu gry. Po akcji 2+1 Stacy’ego Davisa swoje punkty zdobywali Jonah Mathews i Lukas Petrasek. Wtedy dobrze w szeregach Kinga zaczął grać Filip Matczak. Najpierw podał na efektowny wsad do Cyrila Langevine’a, a potem sam trafił zza łuku. Włocławianie nie przejęli się tym za bardzo. Mathews najpierw zaliczył 2+1, potem trafił trójkę, a chwilkę później też za 3 trafił James Bell. Wtedy na tablicy widniał wynik 71-47. Wtedy timeout wziął trener Szczecinian, Arkadiusz Miłoszewski, i można powiedzieć, że od tego momentu coś w szeregach Kinga „zatrybiło”. Cały czas dobrze grał Matczak, a celne punkty dokładali Malachi Richardson (ciekawostka – 22 pick draftu NBA 2016), Mateusz Bartosz czy Jakub Schenk. Do końca trzeciej części udało się drużynie ze Szczecina zmniejszyć straty do 15 punktów. Co by nie mówić, wygrana o 8 punktów kwarta to był sukces. Ale to nie był koniec.

Od początku 4 kwarty Szczecinianie zdobyli 8 punktów, nie tracąc żadnego. W szeregach Anwilu uaktywnił się chwilę później Kyndall Dykes, który praktycznie w pojedynkę trzymał wynik dla swojej drużyny. Na 2 minuty do końca na tablicy widniał wynik 86-81. Wtedy za 3 trafił Matczak, trafienie spod kosza dołożył Langevine i mieliśmy remis. 3 szanse miał Anwil, żeby wyjść z tego meczu zwycięsko, jednak nie trafił Petrasek (dwukrotnie) i Mathews. Po niesamowitym powrocie King doprowadził do dogrywki.

I w niej od początku dominowała nieskuteczność. W ciągu pierwszej połowy dogrywki z obu stron padły po 2 punkty – wszystkie z rzutów wolnych. Pierwsze trafienie z gry zaliczył Mathews, wyprowadzając Anwil na dwupunktowe prowadzenie. Szybko odpowiedział Stacy Davis, poprawił Jakub Schenk i King znów był na prowadzeniu. Wtedy miała miejsce lekka kontrowersja, bowiem przy próbie wejścia pod kosz mięsień naciągnął Kyndall Dykes. Skacząc na jednej nodze próbował wrócić do obrony, co skrzętnie wykorzystali Szczecinianie, rozgrywając pod niego akcję i tym samym zdobywając punkty. Anwil potrafił jeszcze zmniejszyć straty do 1 punktu (94-95), ale to by było na tyle. King po niesamowitym powrocie triumfuje w pierwszym meczu Pucharu Polski 2022!

Anwil:

Dykes 15, Mathews 25, Kowalczyk 2, Łączyński 3, Petrasek 11, Bojanowski 0, Nowakowski 3, Dimec 13, Bell 15, Szewczyk 3, Frąckiewicz 4, Woroniecki 0

King:

Threatt 0, Davis 15, Dorsey-Walker 10, Matczak 17, Langevine 6, Kikowski 9, Borowski 3, Bartosz 13, Richardson 4, Schenk 21

Mike Scott, Start Lublin, zdj. Suzuki Puchar Polski

Polski Cukier Pszczółka Start Lublin 82-81 Enea Zastal BC Zielona Góra

Drugi mecz i druga dogrywka! Tym razem przebieg meczu był o tyle zaskakujący, że gospodarze są, uwaga, ostatnią drużyną ligi (co prawda mają 2 mecze mniej niż przedostatnie GTK Gliwice, ale zwycięstw mają tyle samo). Warto tu dodać, że w Pucharze Polski znaleźli się przez to, że mecze tego turnieju są rozgrywane w lubelskiej Hali Globus. A mierzyli się z liderem, który reprezentuje Polskę na arenie międzynarodowej (liga VTB). Tyle tytułem wstępu.

Pierwsze punkty w meczu padły łupem centra gospodarzy, Jimmiego Taylora. Zielonogórzanie odpowiedzieli trójką Devoe Josepha. Aktywni byli także Dragan Apić i Jarosław Zyskowski. Jednak generalnie w tym meczu panowała nieskuteczność, co nie znaczy, że mecz był nudny. Prowadzenie zmieniało się raz po raz, a lepiej na tej wymianie wyszli gospodarze. Za trzy trafił Cleveland Melvin, ale na linię rzutów wolnych trafił Nemanja Nenadić, który ostatecznie ustalił wynik pierwszej części na 18-16.

Można było spodziewać się, że w końcu Zastal złapie odpowiedni rytm, a z gospodarzy nie będzie co zbierać. Jednak ci nie zamierzali odpuszczać. Punkty zdobywał Mike Scott i Mateusz Dziemba. W szeregach gości ciągle dobrze grał Devoe Joseph, wspomagany przez Dragana Apicia, który zdominował strefę podkoszową. Gra cały czas toczyła się kosz za kosz i żadna drużyna nie potrafiła odejść na więcej niż 2 punkty. Zmieniło się to dopiero na 2 minuty do końca pierwszej połowy, gdy rzut z odchylenia trafił Elijah Wilson (34-31 dla Startu). To było jednocześnie ostatnie trafienie w tej połowie. Gospodarze dość niespodziewanie prowadzili.

Co więcej, po przerwie Lublinianie wcale nie spuszczali z tonu, osiągając przewagę 10-cio punktową (44-34). Wtedy obudzili się Zielonogórzanie, głównie za sprawą Apicia i Zyskowskiego. Na niewiele się to zdało. Trójki Mike’a Scotta i Clevelanda Melvina pozwoliły gospodarzom odejść na prowadzenie 52-41. Po jednym koszu ze strony Zastalu znów za 3 trafił Scott. Wydawało się, że goście się już nie pozbierają i będziemy świadkami sensacji. Seria 0-6 w wykonaniu Zielonej Góry pozwolił troszkę zmniejszyć przewagę, a po 3 kwartach na tablicy widniał wynik 55-49.

4 kwarta stała się głównie festiwalem rzutów wolnych, szczególnie w wykonaniu centrów obu ekip. Jednak nie uprzedzajmy faktów, bo Zastal wrócił do meczu, doprowadzając do remisu, a nawet na prowadzenie, po trafieniu Żołnierewicza (57-59). Start nie pozwolił na ten stan rzeczy zbyt długo, za sprawą punktu z linii rzutów wolnych Mateusza Kostrzewskiego i trójki Mateusza Dziemby. Po kolejnych punktach Scotta trafili ponownie Apić i Zyskowski, i na 2 minuty do końca znów mieliśmy remis. I wtedy zaczęły się rzuty wolne. Ostatecznie nikt nie wyszedł na tym dobrze. Po 2 celnych wolnych Scotta Zastal miał 21 sekund na przeprowadzenie akcji na dogrywkę, bądź zwycięstwo. Po wjeździe pod kosz zablokowany został Andrzej Mazurczak, ale najprzytomniejszy okazał się Zyskowski, dobijając niecelny rzut kolegi. Na 6 sekund do końca Start miał piłkę, a akcję chciał rozrysować Tane Spasev (trener Lublinian) i wziął timeout. Po czasie zakozłował się Scott. Mieliśmy dogrywkę.

W dogrywce gra toczyła się punkt za punkt. Na linię rzutów wolnych wysyłany był center gospodarzy, Jimmie Taylor, który trafiał ze zmiennym szczęściem. Po zdobyciu 3 punktowej przewagi przez Start, kardynalny błąd popełnił po raz kolejny Scott, który najpierw stracił piłkę, a potem trafił jeszcze w twarz Żołnierewicza. Sędziowie orzekli faul niesportowy. Żołnierewicz trafił tylko jeden z dwóch rzutów, jednak w kolejnej akcji po pick’n’popie za trzy trafił Tony Meier! Zastal prowadził 80-81 na 19 sekund do końca, a Start miał piłkę. Po kolejnym timeoucie piłkę dostał Scott, który przekozłował cały ten czas, a na 2 sekundy do końca oddał rzut przez ręce. Nie trafił, ale pod koszem odnalazł się Taylor, który dobitką wygrał mecz! Faworyt do zwycięstwa w całym Pucharze wyeliminowany przez ostatni zespół ligi!

Start:

Scott 21, Taylor 17, Melvin 18, Dziemba 15, Pelczar 0, Ciechociński 0, Jeszke 2, Szymański 0, Wilson 2, Kostrzewski 7

Zastal:

Zyskowski 10, Mazurczak 8, Brembly 2, Sulima 2, Apić 25, Jackson 0, Nenadić 11, Meier 3, Żołnierewicz 7, Joseph 13

Jutro będziemy świadkami 2 spotkań. Twarde Pierniki Toruń zmierzą się z Arged BM Stalą Ostrów Wielkoposlki, a Grupa Sierleccy Czarni Słupsk podejmą WKS Śląsk Wrocław.