Kopeć-Sobczyński: Nie po to wkładałem tyle pracy i czasu w żużel, żeby się poddać, bo ktoś zaczął mnie hejtować (wywiad)

Igor Kopeć-Sobczyński. Foto: KŻ Orzeł Łódź
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Igor Kopeć-Sobczyński zalicza w tym roku ostatni sezon w gronie juniorów. Wiele osób zastanawia się co będzie dalej z jego karierą, jednakże na razie trudno o jednoznaczną odpowiedź, ponieważ zawodnik skupia się na tym, żeby wyciągnąć jak najwięcej z tegorocznych rozgrywek. Lider formacji juniorskiej eWinner Apatora Toruń ma za sobą trudny okres, ale twierdzi, że zdołał uporać się z wieloma problemami i postawił malutki krok naprzód. Wychowanek toruńskiego klubu oczekiwał trochę więcej od swojej przygody z czarnym sportem, jednakże zapewnia, że za każdym razem dawał z siebie wszystko i ciężko pracował na poprawę własnej dyspozycji. Młodzieżowiec nie żałuje żadnej chwili spędzonej przy żużlu i przekonuje, że uprawiana dyscyplina wniosła wiele pozytywnych rzeczy do jego życia. W poniższej rozmowie Kopeć-Sobczyński opowiada o szczegółach obecnego sezonu, przebiegu kariery juniorskiej, napotykanych trudnościach, walce z hejtem i potencjalnych planach na przyszłość.

Z jakim nastawieniem przystępowałeś do tego sezonu? Wiadomo, że zeszłoroczne rozgrywki nie były dla Ciebie łatwe, więc pewnie potrzeba było trochę energii, żeby się zebrać i dalej gnać przed siebie.

Przygotowałem się na sto dziesięć procent, tak samo jak przed każdym sezonem. Nie ukrywam jednak, że razem z trenerami wprowadziliśmy drobne korekty do całego cyklu, żeby wyciągnąć ze mnie jak najwięcej. Na pewno sporo rzeczy przeanalizowaliśmy i stawialiśmy na rozwiązania pasujące mi wcześniej, a jednocześnie odrzucaliśmy elementy, które nie zdawały egzaminu. Miałem świadomość, że to jest dla mnie ostatni rok w gronie juniorów, więc czułem dodatkową motywację, pomimo wielu niedawnych trudności. Po zakończeniu poprzedniego sezonu stwierdziłem również, że wszystko co najgorsze już mnie chyba spotkało, zatem teraz może być tylko lepiej.

Wiadomo, że w poprzednim sezonie spadłeś razem z toruńską drużyną do pierwszej ligi. Czy starty w niższej klasie rozgrywkowej postrzegałeś jako szansę, żeby napędzić swoją karierę, skoro w ekstralidze przez wiele lat nie udawało się nabrać wystarczająco dużego rozpędu?

Szczerze mówiąc, trudno było patrzeć na to w taki sposób, ponieważ nigdy wcześniej nie miałem okazji jeździć w pierwszej lidze, więc nie wiedziałem do końca czego mogę się spodziewać. Prawda jest taka, że niezależnie od szczebla ligowego stajemy we czwórkę pod taśmą i wszyscy odkręcamy manetki gazu do końca, więc trzeba walczyć o każdy punkt dokładnie tak samo. Patrząc jednak z perspektywy czasu, to chyba ta pierwsza liga trochę mi pomogła. Wydaje mi się, że wykonałem może nieduży, ale jednak jakiś krok naprzód.

Ten sezon spełnia Twoje oczekiwania?

Uważam, że nie jest najgorszy, chociaż mógłby być trochę lepszy. Odnoszę jednak wrażenie, że w jakimś stopniu realizuję plan nakreślony przed sezonem. Wyniki poszczególnych spotkań pokazują, że momentami udaje mi się wygrywać z seniorami. Na pewno zauważyłem również dużą poprawę w aspekcie startów, które od samego początku były moim największym problemem. Może nie wszystkie starty są doskonałe, ale z każdymi kolejnymi zawodami zaliczam coraz mniej nieudanych wyjść spod taśmy. Jeśli mnie pamięć nie myli, to podczas meczu w Gdańsku wygrywałem starty w każdym moim biegu, jednakże na trasie zdarzały mi się błędy. Wiadomo, że w dalszym ciągu zaliczam jakieś wpadki, ale w sporcie to chyba całkowicie normalne. Zostało nam jeszcze kilka spotkań w tym sezonie, dlatego wyciągam wnioski z każdego nieudanego biegu i chcę popełniać jak najmniej błędów, żeby poprawiać swoje wyniki. Kiedy opanuję już do końca starty i sprawię, że będą one powtarzalne, to zacznę skupiać się na kolejnych elementach żużlowego rzemiosła, aby cały czas się doskonalić.

W tym roku miewasz naprawdę dobre biegi, ale niestety pojawiają się też słabsze. Skąd się bierze taka huśtawka?

Wydaje mi się, że w dalszym ciągu jestem jeszcze młodym zawodnikiem i cały czas uczę się tej powtarzalności. Prawda jest taka, że o to chodzi w sporcie. Bez przerwy trzeba ciężko pracować, żeby coś poprawiać. Czasami się zdarza, że wybiorę niewłaściwe przełożenie, stanę w gorszym miejscu na starcie, albo popełnię jakiś błąd i dany wyścig nie układa się po mojej myśli. Wiadomo, że wtedy pojawia się sportowa złość, ale to tylko mnie pobudza, żeby za chwilę spróbować się poprawić. Wszystko od razu analizujemy oraz wyciągamy wnioski. W największym stopniu skupiam się jednak na tych dobrych biegach i staram się je powtarzać. Każdy udany wyścig bardzo mnie motywuje. Mówię sobie wtedy, że naprawdę potrafię dobrze wyskoczyć ze startu i dojechać do mety na wysokiej pozycji.

Jak odnajdujesz się w tegorocznej wersji toruńskiej drużyny? Przed sezonem sporo się zmieniło.

Czuję się tu bardzo dobrze i bez problemu dogaduję się z zawodnikami oraz trenerem Bajerskim. Dzięki zimowemu obozowi wszyscy złapaliśmy jeszcze lepszy kontakt. Jeżeli czegoś potrzebuję lub mam jakieś pytanie, to zawsze mogę zwrócić się do bardziej doświadczonego kolegi i na pewno otrzymam pomoc. Bardzo się cieszę, że w tym roku mamy również rozgrzewki przedmeczowe z Radkiem Smykiem, ponieważ to naprawdę wiele wnosi. My współpracujemy ze sobą także w okresie zimowym, dlatego trener cały czas ma mnie na oku i pilnuje, żebym przed zawodami był dobrze przygotowany oraz rozgrzany. Za każdym razem wszystko jest dopięte na ostatni guzik.

Ze strony klubu można usłyszeć, że juniorzy dysponują dobrym sprzętem i niczego nie powinno im brakować. Z Twojej perspektywy rzeczywiście tak jest?

Potwierdzam, że warunki do rozwoju są dobre, ale ja jestem zawodnikiem na kontrakcie zawodowym, więc pod każdym względem przygotowuję się indywidualnie. Oczywiście w okresie zimowym uczęszczałem na treningi klubowe razem z pozostałymi juniorami, jednakże o sprzęt dbam samodzielnie razem ze swoim teamem. Przy okazji chciałbym bardzo serdecznie podziękować mojemu mechanikowi, dzięki któremu zawsze mam dobrze przyszykowane motocykle. Dziękuje również mojej rodzinie oraz sponsorom, ponieważ ich wsparcie pozwala zgromadzić budżet, a następnie zaopatrzyć się w sprzęt, na który na pewno nie mogę narzekać. Bez nich moja przygoda z żużlem nie byłaby raczej możliwa.

Igor Kopeć-Sobczyński. Foto: Róża Koźlikowska – @FotRose

Jak sobie radzisz z kwestiami sprzętowymi? Dłubiesz trochę przy motocyklach i potrafisz je wyczuć czy raczej przekazujesz swoje odczucia, a resztę zostawiasz mechanikowi?

Jeżeli chodzi o przełożenia, to mam jeszcze sporo wiedzy do nabycia, ale cały czas staram się uczyć i wszystko lepiej rozumieć. Bez przerwy rozgryzam o co w tym chodzi. Co do motocykla, to myślę, że byłbym w stanie go złożyć i dopasować części. To nie jest tak, że po każdym meczu czy treningu ja uciekam do domu, tylko zostaję w warsztacie razem z mechanikiem i we dwójkę przygotowujemy sprzęt do kolejnych zawodów. Nie mogę tego odpuścić, ponieważ to jest element budowania wiedzy.

Jaki masz plan na ostatnie mecze tego sezonu? Będziesz w stanie poprawić jeszcze swoją skuteczność?

Nie ukrywam, że bardzo na to liczę i wierzę, że będzie lepiej. To wszystko jest poparte ciężką pracą i wieloma wysiłkami. Schemat działania jest prosty i nie będzie podlegał żadnym zmianom. Za każdym razem analizuję swoje spotkania i wyłapuję błędy, żeby więcej ich nie popełniać. Na zawodach staram się powtarzać dobre starty i nie gubić się na trasie. Stopniowo eliminuję wszystkie mankamenty, aby poprawiać zdobycze punktowe.

Co sobie myślisz, kiedy patrzysz na przebieg swojej kariery? Możesz być zadowolony czy oczekiwałeś czegoś więcej?

Uważam, że miałem lepsze i gorsze momenty. Szkoda, że tych piękniejszych chwil nie było więcej, ale taki jest sport. Ogólnie patrząc, chciałbym, żeby szło mi znacznie lepiej, ale mimo tego wydaje mi się, że mam co wspominać. Udało mi się powygrywać zawody zaplecza kadry juniorów czy półfinał Indywidualnych Mistrzostw Europy na Ukrainie. Zaliczałem też starty w finałach młodzieżowych mistrzostw Polski, więc obracałem się wśród czołowych zawodników i pokazywałem, że potrafię pojechać na całkiem niezłym poziomie. Na pewno zabrakło mi bardziej spektakularnych osiągnięć indywidualnych, ale nie każdy może być najlepszy. Czasami trzeba pogodzić się z miejscem w nieco bardziej odległym szeregu i robić swoje.

W lidze również miewałeś dobre biegi, ale to były tak naprawdę jedynie pojedyncze przypadki. Dlaczego przez te wszystkie lata w Twojej jeździe brakowało wyraźnego przełomu i nagłego wystrzału formy?

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Cały czas pojawiały się jakieś problemy czy przeciwności losu pomimo wielu analiz i wyciągania wniosków. Żużlowa rzeczywistość bywa bardzo trudna do rozgryzienia, dlatego czasami kompletnie nie wiadomo o co chodzi. Jeżeli do tego dochodzą błędy zawodnika, to wyniki nie mogą być z automatu dobre. Ja jednak na szczęście jestem na etapie eliminowania wszystkich mankamentów i cały czas wierzę, że nadejdzie jakiś wystrzał formy. Ktoś może powiedzieć, że zwariowałem, ale naprawdę myślę, że to jest jeszcze możliwe, bo ja bez przerwy ciężko pracuję. To nie jest tak, że działam na pełnych obrotach od jakiegoś krótkiego czasu, tylko od początku swojej kariery. Może to wszystko przychodzi do mnie wolniej? Prawda jest taka, że ja przez lata musiałem samodzielnie dochodzić do każdej najdrobniejszej rzeczy i dowiadywać się jak to wszystko wygląda, ponieważ nie miałem w rodzinie nikogo, kto jeździłby na żużlu. Byłem totalnym „świeżakiem” i startowałem od zera. To też nie pozostawało bez wpływu na moją postawę.

Czy brak zdecydowanego progresu nie działał na Ciebie zniechęcająco? Dostawałeś przecież sporo szans i miałeś okazję zbierać doświadczenie, a statystyki tego nie pokazywały.

Było kilka momentów, kiedy pojawiała się raczej bezradność, a nie zniechęcenie. Człowiek poświęcał się na maksa i angażował się we wszystkie tematy, a efekty niestety nie przychodziły zbyt szybko. Można było zastanawiać się co z tym fantem zrobić. Uważam, że moje odczucia były jak najbardziej normalne, ale teraz jestem naprawdę zadowolony, że za każdym razem potrafiłem się zebrać i dalej ciężko pracować.

Miewałeś poczucie, że wreszcie musi być lepiej?

Było coś takiego, ale jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że widocznie nie każdy zawodnik ma jeden mecz, po którym forma nagle wystrzeliwuje i wszystko idzie błyskawicznie do przodu. Niektórzy mogą rozwijać się trochę wolniej i stawiać znacznie mniejsze kroczki naprzód. Być może zaliczam się do tego grona, dlatego nie ma sensu się zrażać. Na pewno nie brakuje mi motywacji, ponieważ robię to, co lubię, a poza tym otrzymuję duże wsparcie od najbliższych osób. Wychodzę również z założenia, że nie po to włożyłem tyle ciężkiej pracy i czasu w moją żużlową działalność, żeby teraz tak łatwo się poddać.

Miałbyś sobie coś do zarzucenia, jeżeli chodzi o rozwijanie Twojej kariery?

Wydaje mi się, że zawsze można zrobić coś lepiej, ale nie mogę powiedzieć, że leżałem do góry brzuchem i czekałem na mannę z nieba. Przez cały czas robiłem naprawdę bardzo dużo i dawałem z siebie sto dziesięć procent.

Ty od samego początku byłeś przedstawiany jako spory talent i nadzieja toruńskiego klubu. Czy to nie stanowiło dla Ciebie zbyt dużego obciążenia?

Prawdę mówiąc nie wiem, czy byłem tak przedstawiany, ponieważ to mnie w ogóle nie interesowało. Nawet jeśli tak było, to kompletnie się tym nie przejmowałem i nie zamierzałem nikomu nic udowadniać. Wychodzę z założenia, że nie ma znaczenia, co ludzie mówią na twój temat, ponieważ trzeba robić swoje. Presja na pewno nie była mała, ale tylko dlatego, że od samego początku jeździłem w ekstralidze i musiałem mierzyć się z najlepszymi. To jest jednak element, który zawsze był i będzie wpisany w uprawianie jakiejkolwiek dyscypliny sportu.

Od długiego czasu sporo mówi się o tym, że zostało Ci za dużo błędnych nawyków z miniżużla.

Wydaje mi się, że po prostu za długo jeździłem na tym miniżużlu. Gdybym skończył ze dwa lata wcześniej, to dzisiaj wszystko być może wyglądałoby zupełni inaczej. Nie chciałbym jednak mówić, że jazda na miniżużlu była błędem, tylko trzeba wiedzieć, kiedy dać sobie z tym spokój i postawić na pięćsetki. Teraz nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, ale fakty są takie, że zostało mi za dużo przyzwyczajeń, które kompletnie nie sprawdzają się w dorosłym żużlu i muszę walczyć z nimi do dzisiaj.

Igor Kopeć-Sobczyński fot. Jarosław Pabijan

Klasyczny żużel tak bardzo różni się od miniżużla?

Jako przykład mogę podać chociażby procedurę startu, która chyba najbardziej spędza mi sen z powiek. Na miniżużlu po puszczeniu sprzęgła trzeba odchylić się na maksa do tyłu, żeby motocykl wyjechał do przodu, natomiast w dorosłym żużlu to jest poważny błąd, który skutkuje tym, że motocykl idzie do góry, a nie jedzie przed siebie. Nawet drobny ruch do tyłu, zwłaszcza na przyczepnym starcie, powoduje, że nie wyjedzie się za dobrze w trasę. Niestety w dzisiejszym żużlu starty mają kluczowe znaczenie, dlatego trzeba nad tym pracować. Teraz udało mi się wiele rzeczy poprawić, ale od samego początku to była moja zmora.

W zawodach juniorskich wielokrotnie pokazywałeś, że potrafisz się ścigać i zdobywać dużo punktów. Dlaczego nie udawało się przekładać tego na ligę?

To jest bardzo trudne pytanie, ponieważ ja walczę z tym od samego początku swojej przygody z żużlem. W zawodach młodzieżowych potrafiłem wygrywać z bardzo dobrymi rywalami, a kiedy stawałem razem z nimi pod taśmą w lidze, to moja jazda nie wyglądała już tak dobrze. Widocznie coś mnie blokowało. W pewnym momencie zacząłem współpracować z psychologiem, żeby poukładać to wszystko w mojej głowie. Cały czas pracuję nad sobą pod względem osobistym i sportowym. Wydaje mi się, że zrobiłem jakiś krok naprzód, bo w tym sezonie dobre biegi zdarzają się znacznie częściej.

Poprzedni sezon chyba porządnie dał Ci w kość…

Wydaje mi się, że to był najtrudniejszy okres w mojej karierze. Nie szło mi indywidualnie, a poza tym drużynowo też było bardzo słabo, bo spadliśmy z ekstraligi po raz pierwszy w historii. Wiele negatywnych rzeczy skumulowało się w poprzednim sezonie. Wiadomo, że ciężko pracowałem i dawałem z siebie wszystko, ale nie wychodziło. Trudno nawet powiedzieć, dlaczego tak się działo, jednakże spirala się nakręcała. Byłem na siebie zły, bo wiedziałem, że moje wyniki nie spełniają oczekiwań. Bardzo dużo rozważałem, co powinienem zrobić, żeby było lepiej, a jednocześnie chciałem jak najszybciej zapomnieć o nieudanych zawodach i myśleć o kolejnych, aby odbić się od dna. Nie miałem dobrego samopoczucia, a na dodatek zaczęło spływać na mnie coraz więcej krytyki w przestrzeni internetowej, która tylko mnie dobijała i podcinała skrzydła. Każdy negatywny głos przypominał o mojej niskiej skuteczności i utwierdzał mnie w przekonaniu, że coś jest nie tak z moją jazdą. Na początku było mi ciężko, ponieważ to wszystko strasznie mnie dotykało. Trudno było się od tego odciąć, dlatego że startowałem w klubie z mojego rodzinnego miasta i bywałem tam na co dzień, więc pewne tematy ciągle wracały.

Dlaczego internauci wypisują takie rzeczy i zatruwają życie sportowcom?

Ludzie nie zdają sobie sprawy jak wygląda zawodowy sport oraz jak wiele jest niuansów, które decydują o sukcesie. Kiedy to zrozumiałem, to doszedłem do wniosku, że najlepiej tego wszystkiego nie czytać. Hejt był, jest i będzie, więc zapewne nie da się go zwalczyć chociaż można próbować. Konstruktywna krytyka jest jak najbardziej wskazana, jednakże na hejt nie warto zwracać uwagi. Zacząłem wychodzić z założenia, że należy robić swoje i słuchać ludzi, którzy znają się na tym sporcie oraz mogą mi pomóc, a nie przejmować się głosami osób potrafiących stukać jedynie w klawiaturę. Poprzedni sezon bardzo dużo mnie nauczył, dzięki czemu teraz mam znacznie twardszą głowę.

Stykasz się jeszcze z jakimiś nieprzyjemnymi komentarzami?

W tym momencie nawet nie wiem, czy pojawia się jakikolwiek hejt w odniesieniu do mojej osoby, bo nie marnuję czasu na czytanie komentarzy. Jestem od tego całkowicie odcięty, ponieważ omijam artykuły, w których mógłbym spotkać się z treściami na swój temat, a także unikam miejsc w mediach społecznościowych, gdzie mógłbym zetknąć się z przejawami krytyki. Tak jest po prostu wygodniej, bo można skupić się na sobie i dalszej pracy. Nawet jeśli przypadkiem na coś bym natrafił, to na pewno nie zrobiłoby to na mnie wielkiego wrażenia. Bardzo się cieszę, że nauczyłem się nie zwracać na to uwagi. Postrzegam to jako mój osobisty sukces, ale uważam, że trzeba po prostu przez to przejść, żeby wypracować takie podejście. Innej recepty chyba nie da się znaleźć.

Nigdy nie miałeś ochoty, żeby to wszystko rzucić, skoro początkowo tak wiele Cię to kosztowało?

(Długie zastanowienie) Powiem tak. Całe szczęście, że miałem wokół siebie rodzinę i znajomych, dzięki którym otrzymywałem naprawdę wielkie wsparcie. Myślę, że bez ich pomocy byłoby mi znacznie trudniej. Najważniejsze, żeby nie zostać samemu ze swoimi problemami. Powtórzę również to, co mówiłem już wcześniej. Nie po to wkładałem tyle pracy i czasu w żużel, żeby się poddać, bo ktoś zaczął mnie hejtować. To nie jest życie tych ludzi, tylko moje, zatem to ja decyduję co chcę robić i czemu będę poświęcał swoje zdrowie oraz swoją energię. Takie myślenie pozwalało mi iść przed siebie.

Czy w tym momencie żużel nadal sprawia Ci przyjemność?

Na pewno czerpię dużo więcej radości niż w zeszłym roku, ponieważ koncentruję się jedynie na sobie i słucham ludzi, którzy mają wiedzę i mogą wnieść coś do mojej kariery. Notuję nieco więcej dobrych występów i cały czas liczę, że na tym się nie skończy. Chciałbym, żeby było jeszcze lepiej, ale każdy dobry bieg sprawia mi niesamowitą frajdę. Nie czuję się znudzony czy zniechęcony i zawsze chętnie wsiadam na motocykl.

Tak jak wspomniałeś wcześniej, to jest dla Ciebie ostatni sezon w gronie juniorów. Jakie masz plany na przyszłość, bo wiele osób zastanawia się co będzie z Twoją karierą po przejściu w wiek seniora.

Wiadomo, że jestem w okresie, który w znacznym stopniu wpływa na żużlową przyszłość, ale na razie znajdujemy się w trakcie rozgrywek i to nie jest odpowiedni moment na takie rozmyślania. Na wszystko przyjdzie czas. W tej chwili sam jeszcze wszystkiego nie wiem. Na razie skupiam się na tym, żeby dawać z siebie maksimum i jeździć coraz lepiej. Na pewno nie zamierzam się poddawać, dlatego w dalszym ciągu ciężko pracuję i nie odpuszczam. Myślę, że chciałbym jeszcze związać swoją przyszłość z żużlem, ale zobaczymy jak wszystko się potoczy.

foto. JAREK PABIJAN [email protected] tel. +48 601 83 62 58

Wiem, że rozpocząłeś studia. To ma być zabezpieczenie na wypadek niepowodzenia w żużlu czy bardziej chęć rozwoju osobistego?

Dzięki rodzicom zdaję sobie sprawę, że wiecznie nie będę sportowcem, bo kariera może się różnie potoczyć. Nawet jeśli ktoś działa w sporcie bardzo długo, to w pewnym wieku będzie musiał powiedzieć pas. Wiadomo, że życie jest długie, więc potem trzeba robić coś dalej. Uważam, że dodatkowych opcji zawodowych nigdy nie za wiele.

Jak Ci idzie na studiach?

Myślę, że mogłoby być lepiej (śmiech). Obecnie mam sporo zaległości, więc nie jest łatwo. To wszystko wynika jednak z faktu, że cały czas poświęcam się dla żużla. To jest dla mnie priorytet, a jeśli przy okazji uda się zrobić coś jeszcze, to będę zadowolony. Okazuje się, że pogodzenie uprawiania sportu z nauką to naprawdę spore wyzwanie.

Czy kiedykolwiek żałowałeś, że rozpocząłeś swoją przygodę z żużlem?

Nie widzę powodów, żeby czegokolwiek żałować. To na pewno nie był zmarnowany czas.

Co pozytywnego żużel wniósł do Twojego życia?

Na pewno mam wiele pozytywnych wspomnień z udanych zawodów i dobrych biegów. Żużel nauczył mnie systematyczności, regularności i pracy nad sobą. Dzięki temu sportowi wiem także, że nigdy nie należy się poddawać.

Czy bazując na swoich doświadczeniach miałbyś może jakieś rady dla młodszych kolegów, którzy chcieliby rozpocząć swoją przygodę z czarnym sportem i zastanawiają się, jak osiągnąć sukces?

Uważam, że każdy jest inny i każdy może dochodzić do pewnych rzeczy w różnym tempie. Niektórym idzie szybciej, a pozostałym wolniej, dlatego nie ma żadnej złotej recepty. Droga do sukcesu za każdym razem może wyglądać zupełnie inaczej. Wszystkiego najlepiej samemu spróbować. Od siebie mogę jedynie powiedzieć, że ważne jest słuchanie bardziej doświadczonych osób.

Na koniec powiedz proszę, czego mogę Ci życzyć?

Na pewno chciałbym dojechać ten sezon do końca w jak najlepszym stylu, a poza tym spełniać się na każdym polu i być szczęśliwym człowiekiem.

9 komentarzy on Kopeć-Sobczyński: Nie po to wkładałem tyle pracy i czasu w żużel, żeby się poddać, bo ktoś zaczął mnie hejtować (wywiad)
    Mmm
    23 Sep 2020
     6:47am

    Jak czytam przebieg kariery to smiac mi sie chce…..karierę to robił Tomasz Gollob,Tony Rickardsson ,Hans Nielsen itp.

    Jotefix
    23 Sep 2020
     9:48am

    W jego jeździe największy problem to jest to, że ma za wysoko prawy łokieć a za nisko lewą piętę jak robi się ciasno heh

    Kibic żużla
    23 Sep 2020
     11:03am

    UWAGA! Konstruktywna krytyka!
    Drogi Igorze,
    W ostatnim roku bycia juniorem, w dodatku w I lidze, powinieneś wymiatać na żużlu na poziomie Jacka Holdera, jeśli chciałbyś poważnie myśleć o kontynuowaniu kariery. No chyba, że Twoim marzeniem jest bycie drugą linią w Krośnie, Rzeszowie albo Wittstock. Może lepiej skupić się na studiach? Mniejsza szansa na kontuzje a i można poznać fajne koleżanki 😉
    Powodzenia na żużlu i na studiach.

    Pzdr,
    Kibic żużla

      Ryszard
      24 Sep 2020
       5:24am

      Moim zdaniem studentem będzie takim samym jak żużlowcem,czyli kiepskim.A w Wittstock mają chyba już jakąś dziewczynę,która lepiej rokuje.Prawda jest taka,że gdyby jeździł w Lesznie czy Zielonej to już dawno zostałby wyrzucony z klubu za brak wyników.A w Toruniu cały czas liczyli na to,że wreszcie wystrzeli…Po prostu-trzeba wiedzieć,kiedy z toru zejść pokonanym…

    Ogon
    25 Sep 2020
     9:51am

    Kopeć bez urazy ale w twoim przypadku słowo kariera nie istnieje mysle ze powinieneś zaprzestać tej męczarni

    Maks
    25 Sep 2020
     9:08pm

    Igor się do tego sportu nie nadaje ! Potrafi dobrze wystartowac, ale dalego przed wejściem w drugi łuk przymyka gaz i jest po biegu. Nie dla niego ten sport. Nic nie osiągnię, a może coś sobie i inym zrobić.

Skomentuj

9 komentarzy on Kopeć-Sobczyński: Nie po to wkładałem tyle pracy i czasu w żużel, żeby się poddać, bo ktoś zaczął mnie hejtować (wywiad)
    Mmm
    23 Sep 2020
     6:47am

    Jak czytam przebieg kariery to smiac mi sie chce…..karierę to robił Tomasz Gollob,Tony Rickardsson ,Hans Nielsen itp.

    Jotefix
    23 Sep 2020
     9:48am

    W jego jeździe największy problem to jest to, że ma za wysoko prawy łokieć a za nisko lewą piętę jak robi się ciasno heh

    Kibic żużla
    23 Sep 2020
     11:03am

    UWAGA! Konstruktywna krytyka!
    Drogi Igorze,
    W ostatnim roku bycia juniorem, w dodatku w I lidze, powinieneś wymiatać na żużlu na poziomie Jacka Holdera, jeśli chciałbyś poważnie myśleć o kontynuowaniu kariery. No chyba, że Twoim marzeniem jest bycie drugą linią w Krośnie, Rzeszowie albo Wittstock. Może lepiej skupić się na studiach? Mniejsza szansa na kontuzje a i można poznać fajne koleżanki 😉
    Powodzenia na żużlu i na studiach.

    Pzdr,
    Kibic żużla

      Ryszard
      24 Sep 2020
       5:24am

      Moim zdaniem studentem będzie takim samym jak żużlowcem,czyli kiepskim.A w Wittstock mają chyba już jakąś dziewczynę,która lepiej rokuje.Prawda jest taka,że gdyby jeździł w Lesznie czy Zielonej to już dawno zostałby wyrzucony z klubu za brak wyników.A w Toruniu cały czas liczyli na to,że wreszcie wystrzeli…Po prostu-trzeba wiedzieć,kiedy z toru zejść pokonanym…

    Ogon
    25 Sep 2020
     9:51am

    Kopeć bez urazy ale w twoim przypadku słowo kariera nie istnieje mysle ze powinieneś zaprzestać tej męczarni

    Maks
    25 Sep 2020
     9:08pm

    Igor się do tego sportu nie nadaje ! Potrafi dobrze wystartowac, ale dalego przed wejściem w drugi łuk przymyka gaz i jest po biegu. Nie dla niego ten sport. Nic nie osiągnię, a może coś sobie i inym zrobić.

Skomentuj