fot. Paweł Prochowski
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Speedway to wspaniała dyscyplina, ale otoczka wokół niej, niektórzy działacze i głupie regulaminy, to patologia tego sportu. Ekstraliga jak sama jej nazwa wskazuje, powinna skupiać najlepsze drużyny w Polsce. Najlepsze pod każdym względem – sportowym, ale także organizacyjnym i ze środkami finansowymi, zapewniającymi ekstraligowy byt przez minimum cały sezon.

Jakie budżety miały w minionym roku niektóre kluby z niższych lig, widzieliśmy po meczach, w których ze względów oszczędnościowych jeździli często sami juniorzy. Karygodne błędy zostały popełnione już na etapie procesu licencyjnego, bo władze żużla postanowiły ratować za wszelką cenę tonące w długach kluby. Nie zważając na to, że zrobiły to kosztem innych, którzy mieli stabilną sytuację finansową. Teraz tak naprawdę, te solidne rachunki płacą paradoksalnie, bogatsze dotąd zespoły, wypłacając ogromne punktówki swoim zawodnikom, za mecze z przeciwnikiem, który ma w składzie na mecz samych juniorów.

Trzeba zastanowić się jak mają wyglądać rozgrywki przyszłości, bo to co się teraz w nich dzieje, woła o pomstę do nieba. By ograniczyć budżety, pora stawiać na polskich zawodników, zacznijmy ich wreszcie szkolić i doceniać. Szczególnie w II lidze. Warto promować swoich wychowanków i polskich jeźdźców, bo są relatywnie tańsi, mamy spory deficyt wartościowych jeźdźców i mają oni w sobie trochę patriotyzmu. Trzeba także realnie, a nie jedynie w zamyśle i nawet pozornie właściwych intencjach, ograniczyć budżety klubów, ze słynnymi umowami sponsorskimi włącznie, by nie było takiej sytuacji, że kibice Włókniarza Częstochowa, którzy kilka lat temu, pojechali dopingować swój zespół do Zielonej Góry, musieli wywiesić transparent z napisem ”Przepraszamy za zarząd”.

W wymiarze międzynarodowym, a także krajowym speedway traci zaufanie. Jeśli do tej pory głównie obrywali co najwyżej działacze, na różnych szczeblach, tak teraz w kolana strzelają sobie nawet zawodnicy, podpisując wirtualne kontrakty i wierząc tym szalonym prezesom. Starzy kibice są już zmęczeni polskim speedwayem, a młodzi w ogóle nie rozumieją jego sensu, ze względu na niejasne przepisy, z których interpretacją mają problem nawet sędziowie.

Do żużla wkroczył doping, pojawiły się oskarżenia o spółdzielnie, czy ustawianie play-offów. Oj dzieje się, dzieje. A my wpatrzeni w Ekstraligę i ślepi na to, co niżej widać znacznie wyraźniej. Nastał czas całkowitego braku szacunku i zaufania do klubów. Nie widzę jednak żadnej nadziei na poprawę tego stanu rzeczy. Tylko refleksja nad tym, co się działo w tym sezonie, może doprowadzić do jakiegoś kompromisu, ale tego trzeba naprawdę chcieć. Nie widzę jednak szansy na poprawę w polskim speedwayu, bo działaczom brakuje symptomów zdrowego rozsądku, na każdym kroku zaś ich działalności widać coraz wyraźniejsze ślady patologii. Najbardziej narzekają ci działacze, którzy z premedytacją pchają żużel w otchłań niebytu, marazmu i kombinatorstwa. Bezczelnie kombinują, prowadząc kluby na kredyt, na zewnątrz zaś podnoszą raban, jacy to oni wspaniałomyślni, szczerzy i szlachetni. Robią jednak tylko dobrą minę do bardzo złej gry. Podtrzymują przy życiu umarłe drużyny, by nie robić złego wrażenia na kibicach i nie przekazać im smutnej wiadomości, że tak naprawdę ich ukochany klub trzeba postawić w stan upadłości. Boją się wywiezienia na taczkach i obiecują kibicom ciągle nowe gruszki na wierzbie. Każdy tonący prezes brzytwy się złapie, by choć trochę przedłużyć agonię klubu i być dłużej przy klubowym sterze. W obliczu tak trudnej sytuacji, powinni wspiąć się na wyżyny uczciwości i zadać sobie pytanie. Czy warto za każdą cenę zadłużać swoje kluby, aby dać pracę bardzo kosztownym stranieri, skoro z powodu braku zatrudnienia, kończy kariery wielu polskich zawodników, przydatnych dla drużyny. Często kończą je z powodów finansowych, gdyż nie mogąc się załapać do składu, nie mają środków na drogi sprzęt.

Większość prezesów i działaczy różnego szczebla, straciła resztki przyzwoitości, odpowiedzialności za klub i uczciwości wobec zawodników, obiecując im to czego spełnić nie mogą. Zaślepiła ich mamona i pogoń za popularnością w mediach. Z pełną premedytacją dają zawodnikom zagranicznym angaż, wiedząc z góry, że nie są w stanie wywiązać się ze zobowiązań. Brną jednak w ten ślepy zaułek obiecanek, ze względu na presję kibiców, a także mediów. Trzeba koniecznie zmienić regulaminy, tak by pozbawić tych nieuczciwych działaczy takich zapędów do ”wyścigów zbrojeń” i dalszego zadłużania. Może warto, wobec kiepskiego publicity, zrewidować realne możliwości prezesa, choćby Smoków z Krakowa, zanim okaże się drugim Nawrockim?

Rozgrywki należy prowadzić w taki sposób, by beniaminek nie stał na z góry przegranej pozycji ale też, by nie mógł awansować mając długi. To wymaga jednak mądrej, długofalowej polityki. Przemyślanej polityki. Mówią o tych sprawach różni eksperci od wielu lat, ale centrala żużla jest głucha i nie robi nic w tym kierunku, by uregulować problem, aby nie istniała pokusa kombinacji. Dotąd dopóki będzie ciśnienie na wynik i nakręcanie tej karuzeli przez działaczy i kręcących się wokół nich sponsorów i polityków, trudno będzie się w tej kwestii porozumieć. Hipokryzja prezesów bywa porażająca. Na każdym kroku króluje amatorszczyzna i bylejakość, brak profesjonalizmu, a w strukturach żużla pokutuje pogląd, że jakoś to będzie. Liczy się wyłącznie efekt tu i teraz.

Brak w klubach jakiejkolwiek personalnej odpowiedzialności, a żaden z wodzów nie poniósł dotąd konsekwencji, swej haniebnej działalności wpędzania klubu w długi. Centrala żużla daje przyzwolenie na różne machlojki, a na zewnątrz udaje zatroskaną o polski speedway, który jest już w agonii. W polskim żużlu można zmienić szyld pod jakim klub startuje w przypadku spadku do niższej klasy, nie biorąc odpowiedzialności za poprzedników. Można także zmusić żużlowców do podpisania upadłości układowej, strasząc ich, że jak tego nie zrobią, to nie dostaną żadnych zarobionych uczciwie na torze pieniędzy. Gdy już podpiszą taki cyrograf, kluby mają kilka sezonów na ich spłatę i to tylko części tej kwoty.

Czasem bywa tak, że zawodnik już dawno zakończył karierę, z różnych przyczyn, a klub mu jeszcze zalega pieniądze, bo takie zaległości są rozkładane na wiele lat. To jest chora sytuacja, przecież za wykonaną pracę należy się zapłata, a zawodnik jest pracownikiem najemnym. Dlaczego w tym wypadku nie działa kodeks pracy i kodeks cywilny? To pytanie trzeba zadać centrali, a szczególnie Polskiemu Związkowi Motorowemu. Ciekawe czy panowie z centrali też czekaliby na swoje wypłaty przez parę lat? Tak właśnie kręci się ten cyrk na dwóch kółkach. Ważne, by znalazł się ktoś odważny, stojący ponad tym wszystkim, by przeciął tą patologię i zdusił w zarodku to pospolite polskie dziadostwo, kombinatorstwo i zapobiegł degrengoladzie i rozkładowi żużla w Polsce. Decydenci tylko nie śpiewajcie nam, że ”nic się nie stało”, bo się stało. Takiej hucpy jeszcze w polskim speedwayu nie było, żeby wygrywać mecz i tracić ogromne pieniądze, za punktówkę, bo przeciwnicy jadą juniorami tuż po licencji. To Wy jesteście temu współwinni, wasza to zasługa, że ta degrengolada nadal postępuje, a w Ekstralidze tak na dobrą sprawę są nieliczni, którzy mogliby utrzymać poziom sportowy, bez środków samorządowych, czym więc tu się chełpić?  

Przyszły sezon powinien być przełomowy, musi być sezonem prawdy dla polskiego żużla, ale bez programu naprawczego zainicjowanego, przez gremia centralne tej prawdy nie doświadczymy. Kibice nie dadzą się już nabrać na kłamstwa i obiecanki i przestaną wierzyć w zapewnienia. Zastanawia jedno, czy w obliczu tych ogromnych długów, z którymi boryka się część klubów, znajdzie się zespół z I ligi, który będzie chciał, obok Torunia, awansować do Ekstraligi. Rzeczywiście awansować, nie zaś w sloganach reklamowych. Beniaminek chcąc się utrzymać w najwyższej klasie rozgrywkowej, nie może awansować do niej z długami, jak to miało miejsce parę lat temu w przypadku Gdańska, gdzie pewien pan przez rok miał darmową reklamę. W profesjonalnym sporcie powinni pracować ludzie, którzy rozumieją, że pieniądze muszą być wypłacane zawodnikom na bieżąco, a klub musi działać jak klasyczne przedsiębiorstwo. Kto tego nie rozumie, nie powinien zajmować się sportem. Parafrazując kibiców Legii Warszawa, którzy na stadionie wywiesili baner, ze sławetną świnią, należy stwierdzić to samo – dla niektórych „działaczy” żużel nie ma żadnego znaczenia, liczą się tylko pieniądze.

A czy obecnie ktokolwiek weryfikuje kompetencje członków GKSŻ? To kółko wzajemnej adoracji, zachowujące się jak typowi karierowicze. Zamiast wziąć się za odchudzenie rozbuchanych regulaminów, długofalowy plan naprawczy, nie tylko w kwestii szkolenia, zachłystują się rzekomo najlepszą ligą żużlową na świecie, szkoda, że za chwilę jedyną liczącą się, jakby nie istniał drugi i szczególnie trzeci poziom rozgrywek w Polsce i jakby kompletnie nie dostrzegali jego stanu. Panowie prowadzą polemikę z osobami, które ich gdzieś słownie zaczepią, sypią karami na prawo i lewo, rozdają radośnie klapsy i cukierki według widzimisię i radośnie ogłaszają za towarzyszem „Wiesławem” Gomułką: – Staliśmy na skraju przepaści, a teraz wykonaliśmy solidny krok wprzód.

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI