Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Żużlowa Akademia Janusza Kołodzieja działa już prawie 5 lat i trzeba przyznać, że całkiem nieźle sobie radzi. Program nauczania, opracowany przez „Koldiego”, jest nie tylko innowacyjny, zakłada bowiem stopniową i kilkuetapową naukę jazdy na motocyklu, ale i kompleksowy – adepci uczą się nawet języka angielskiego, a zajęcia trwają przez cały rok. To wszystko sprawia, że chętnych do poznania tajników sportu żużlowego pod okiem tarnowskiego mistrza nie brakuje.

Przygodę z czarnym sportem mogą zacząć nawet kilkuletnie dzieci. – Już 6-7 latki mogą mieć pierwszy kontakt z motocyklem crossowym. Na początku jest to głównie zabawa, czyli jazda bez naciskania na osiąganie wyniku. To po prostu czas dla dzieciaków na obycie się z motocyklem. Aktualnie nasz najmłodszy uczeń ma 8 lat  – mówi Stanisław Kępowicz, były zawodnik tarnowskiej Unii, a od dwóch lat nauczyciel w Akademii Żużlowej Janusza Kołodzieja.

Szkolenie młodych adeptów składa się z kilku etapów, które zmieniają się płynnie w zależności od zdobytych umiejętności oraz wieku uczniów. – Na samym początku trzeba zrobić badania, bo to jest bardzo ważne, żebyśmy wiedzieli, że dziecko jest zdrowe i nie ma przeciwwskazań do uprawnia sportu. Później rozpoczynamy treningi od pitbike’ów. Jeśli w naszej szkółce dziecko ma po raz pierwszy kontakt z motocyklem, to rozpoczynamy od podstaw: uczymy ruszania ze sprzęgła, zmiany biegów, w ogóle płynnej jazdy. Kiedy te umiejętności zostaną opanowane, dzieciaki mają możliwość pojeździć troszeczkę dłużej na torze crossowym, tak żeby się rozjeździć. Dopiero później możemy zająć się jazdą bardziej sportową – tłumaczy Janusz Kołodziej.

Przygodę z czarnym sportem mogą rozpocząć już kilkuletnie dzieci. Adepci szkółki Janusza Kołodzieja zdobywają szlify pod czujnym okiem S. Kępowicza (drugi z lewej). FOT. archiwum prywatne Kamila Kupca

Jednak do wyjazdu na prawdziwy tor żużlowy jeszcze długa droga. Kolejny etap szkolenia to nauka jazdy na trzykonnym motocyklu mini-żużlowym, na którym najłatwiej jest nauczyć się jazdy w ślizgu i trzymania gazu. Następnie adepci przesiadają się na piętnastokonne miniżużlówki z silnikami od pitbike’ów i dopiero w kolejnym kroku – po zdobyciu odpowiednich umiejętności i osiągnięciu właściwego wieku – mogą kontynuować swoją przygodę już na prawdziwym motocyklu żużlowym, ale… z zakręconym gazem.

– Priorytetem jest bezpieczeństwo naszych podopiecznych. Dlatego początkowo ograniczamy moc motocykli, poprzez zakręcanie gazu. Unikamy w ten sposób niekontrolowanego dodania gazu w przypadku problemów z opanowaniem motocykla. W miarę postępów w nauce i częstych treningów stopniowo mocy w maszynie jest coraz więcej. Kiedy dziecko pewnie się czuje i jest gotowe, przechodzimy na tor żużlowy. Także cały czas jest dużo tych etapów i przygód. Jak dziecko wyjedzie na duży tor, to już jest całkowicie inny świat. Jeździmy na prawdziwym torze, jest dużo miejsca, dużo się dzieje. Tu zaczyna się prawdziwe ściganie, przygotowanie do licencji, a po jej zdobyciu otwiera się możliwość startu w zawodach młodzieżowych – opowiada Janusz Kołodziej.

Jak się okazuje, sport żużlowy coraz bardziej wciąga również dziewczęta. – Aktualnie w szkółce trenuje jedna dziewczyna, Martyna Mróz. Jeździ już na motocyklu żużlowym – mówi Stanisław Kępowicz. – Mieliśmy w szkółce kilka dziewczyn, ale Martyna jest najbardziej wytrwała, bardzo jej zależy. Radzi sobie świetne. Widać, że chłopcy ją napędzają, bo nie chce być gorsza. Ja mam nadzieję, iż uda się w przyszłości stworzyć ligę dla dziewczyn. Widać, że w różnych dyscyplinach sportu kobiety są mega mocne. Miałem kiedyś taką sytuację – na crossie widziałem dziewczynę, która tak jeździła, że żaden facet tak wtedy nie potrafił, łącznie ze mną oczywiście (śmiech). To pokazuje, że kobiety mają duże możliwości. Im więcej dziewczyn w Polsce zacznie trenować ten sport, tym bardziej sekcje dla dziewczyn się rozwiną i będą mogły się razem ścigać. To będzie fair i dla nich, i dla wszystkich – dodaje Janusz Kołodziej.

Zajęcia w Akademii trwają przez okrągły rok. Latem odbywają się na minitorze w Nowodworzu lub na torach klasycznych w żużlowych miastach.  – Starsza grupa trenuje na torach w Tarnowie, ewentualnie Krośnie czy Częstochowie. Byliśmy też kilka razy w Krakowie. Zajęcia odbywają się raz czasami dwa razy w tygodniu. Wszystko zależy od uprzejmości klubów i tego, kiedy i jak często udostępnią nam swój obiekt. My organizujemy transport na konkretny stadion i jedziemy tam razem z naszymi podopiecznymi – opowiada Stanisław Kępowicz.

– Jak dziecko wyjedzie na tor żużlowy, to już zupełnie inny świat – mówi z uśmiechem Janusz Kołodziej, fot. archiwum prywatne Kamila Kupca

Zima bynajmniej nie jest dla adeptów czasem lenistwa i odpoczynku.  – W okresie zimowym organizujemy jazdy na pitbike’ach na torze kartingowym. Najbliższy taki trening odbędzie się w niedzielę, 12 stycznia na torze Kartingowym Daytona w Tarnowie. Poza tym Janusz prowadzi zajęcia na sali gimnastycznej w zaprzyjaźnionej szkole w Tarnowcu, a oprócz tego organizowane są lekcje języka angielskiego, które prowadzi Anna Chmura – dyrektor wspomnianej placówki. Akademia Janusza jest profesjonalna. Chcemy przygotowywać kompleksowo adeptów tego trudnego sportu – dodaje Kępowicz.

– W zimie organizuję też spotkania z dziećmi, na które przynoszę różne rzeczy związane z żużlem. Oglądaliśmy np. zawody żużlowe. Moją intencją jest żeby rozmawiać i razem spędzać czas, a przy okazji wpajać dzieciom różne wartości. Najważniejsze jest to, żeby nieustannie nad sobą pracować. Trzeba myśleć o tym, co jest mocną stroną, co jest moją słabą stroną i pracować nad tym, co jest do poprawy. Jeśli nie będę nic robić, to wiadomo, że nie będę się rozwijać tylko stać w miejscu – mówi Janusz Kołodziej.

Koncepcja nauczania w Akademii Żużlowej opiera się w dużej mierze na doświadczeniach, które Janusz Kołodziej zdobywał w trakcie swojej kariery żużlowej. – Szczerze mówiąc, nie podpatrywałem innych szkółek tylko robiłem to, co mi się wydaje słuszne. Patrzyłem też na swoją przeszłość, jak ja się uczyłem, co było dla mnie dobre, a co nie i próbowałem to, co najlepsze wdrożyć do szkółki. Kiedyś nie było aż tyle sprzętów. Wiele możliwości otworzyło się między innymi przez  pitbike’i – dodaje „Koldi”.

Zajęcia w szkółce Janusza Kołodzieja, fot. archiwum prywatne Kamila Kupca

Pitbike’i, czyli niewielkie motocykle, stają się coraz popularniejsze w szkółkach żużlowych. – Pity mają mnóstwo zalet. Przede wszystkim to, że te motocykle dużo wytrzymują, mają dobre silniki. Przy okazji cena jest bardzo konkurencyjna. W razie jakiegoś upadku części też są w rozsądnych cenach. Z kolei na samym początku pitbike jest idealny do nauki, bo ma dużą moc, może nawet za dużą na początek (śmiech). Na szczęście tu też można przykręcać gaz. Gwarantuje fajną zabawę i pomaga naprawdę dużo się nauczyć – opowiada Kołodziej.

Choć często w środowisku żużlowym słychać głosy, że ze szkoleniem młodzieży nie jest u nas najlepiej, Akademia Żużlowa Janusza Kołodzieja na brak chętnych do nauki nie narzeka. – Tak naprawdę od samego początku funkcjonowania szkółki chętnych jest bardzo dużo. Dużo istotniejsza jest kwestia tego, jak komu bardzo zależy na tym, aby się rozwinąć. Szkółka i możliwości, które daje to jedno, ale tak naprawdę trener czy motocykl nie będzie sam jeździł i dużo tu zależy tylko i wyłącznie od tej młodzieży. Oni muszę chcieć dać od siebie jak najwięcej. Bo sam wiem, jak jest – w tym sporcie trzeba po prostu dużo pracować nad sobą. Mówi się, że są talenty i jest ciężka praca. Ja właśnie wierzę w tą ciężką pracę i staram się przede wszystkim to wpoić dzieciom. Nieraz jest też tak, że dzieciaki jeżdżą i rokują naprawdę bardzo dobrze, ale nagle przychodzi inny wiek  i w jednym momencie potrafi się wszystko zmienić. Przy szkoleniu młodzieży są różne etapy. I trzeba też być wyrozumiałym. Czasem sam trener musi pomyśleć sobie „Kurczę, ja też tak miałem.” Ja pamiętałem o tym, żeby dalej pracować i rozwijać się i to nie zachwiało mojej kariery. Ale zdarza się, że młodzież zaczyna zmierzać w innym kierunku, bo czuje, że to nie do końca jest to, czego chcą w życiu. My nie możemy zmuszać, nakłaniać. Gorzej jest jak rodzice bardzo chcą, a dziecko mniej. Wtedy wszyscy są poszkodowani – i dziecko, i rodzice, bo dużo oczekują, a nie wychodzi i wtedy jest więcej kłótni niż postępów – kończy Janusz Kołodziej.

KAMILA JANKOWSKA

ZOBACZ TAKŻE: