Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią, mężom przystoi w milczeniu się zbroić…

Vaclav Milik wraca do składu Betard Sparty po fantastycznym występie w półfinale Speedway of Nations w Landshut. Fot. Jędrzej Zawierucha
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Tytułowy cytat pochodzi z wiersza Adama Asnyka „Miejcie nadzieję” i jak ulał pasuje do komentarza wydarzeń ostatniej kolejki „Ekstralipy”. W owych skargach brylował Jacek Frątczak i to… nie dziwi.

Dziwi natomiast cierpliwość, takoż powściągliwość u słynącego dotąd z emocjonalnych wypowiedzi, senatora Termińskiego w obliczu „dokonań” menedżera. Facet spaprał okres transferowy koncertowo, juniorów nie ma, bo Toruń położył szkolenie, a teraz dziwi się, że Get Well to „dream team” tylko wedle niego samego. Ok, do końca sezonu daleko, historia zna różne zwroty akcji, ale jeśli trzeba, to przeproszę za przedwczesne zdyskredytowanie umiejętności Frątczaka jednak słów o spapraniu zimy nie cofnę, bo to fakt. Menedżer Torunia potrzebował czterech do brydża, a nie skompletował nawet trzech, żeby pograć z dziadkiem. Dla nieznających karcianych arkanów wyjaśnię, że gra we trójkę z dziadkiem polega na wyłożeniu kart brakującego gracza, tak, że wszyscy pozostali widzą, co na stole. Frątczak próbował, ale miał tylko starszego Holdera i po połowie Iversena oraz Holdera juniora. Dziadek Holta nie wypalił i nie pomógł. Kościuch odbił się boleśnie od ekstraligowej ściany, zaś młodzież tradycyjnie. Toruń poszedł śladem GKM-u z ostatnich sezonów. W Grudziądzu brak juniorów odbijał się czkawką od dawna, seniorzy nie byli w stanie niwelować strat i w efekcie drużyna drżała o utrzymanie. Szczęście w nieszczęściu Get Well, że jest Lublin, sprowadzony na ziemię przez Leszno, choć ten ma w zanadrzu Łagutę i „Zengiego” oraz… zdecydowanie lepszych młodzieżowców od Aniołów. Co ma w zanadrzu Frątczak?

Inny potentat, WTS, sam ułatwił zadanie MrGarden GKM. Jeszcze przed meczem odstawiono od składu Milika. Zamiast budować będącego w kryzysie zawodnika, któremu nota bene sporo zawdzięczają, bezceremonialnie odstawili chłopaka od składu, bezpowrotnie wytrącając sobie pole manewrów taktycznych. Chcieli zdjąć presję z Czugunowa? W porządku. Mogli ściągnąć Milika i zapowiedzieć od początku, że pojedzie tylko w wypadku wyższej konieczności, a taka była. Nadto co to za grajek ów Gleb, skoro rzekomo presja źle na niego wpływa? W Grudziądzu Rusko i Śledź boleśnie się przekonali, że brak presji skutkuje tym bardziej marnie. WTS wycisnął w historii jak cytrynkę i odrzucił na śmietnik kilku przyzwoitych zawodników. Ostatnio Woźniaka i Lebiediewa, czyżby Vaclav miał być kolejnym? We Wrocławiu kombinują, jak wygarnąć z Rybnika Bewleya, a tymczasem potrzebują na gwałt Polaka. Został Ułamek (żart), Baran lub Wojdyło jako kevlar. Co wybiorą? Wszystko kwestia jak długo przyjdzie pauzować Janowskiemu i co pokażą słabi w tym sezonie Czugunow, Fricke i… Milik. A wystarczy umiejętność cierpliwego czekania i budowania zawodnika zaufaniem klubu, miast nerwowych, nieprzemyślanych „genialnych” koncepcji, jak ta w Grudziądzu.

Mistrzem cierpliwości wobec żużlowca jest Marek Cieślak. Co boskie Bogu, co cesarskie Cieślakowi chciałoby się rzec. W poprzednich latach, gdzie by nie pracował zawsze wyciągał na wyżyny jakiegoś królika z kapelusza. W Częstochowie został odbudowany przez narodowego „Miedziak” i odpłaca coraz skuteczniej. Zagar, mimo że nie szło mu w poprzednim roku, został i jest skuteczny. Z Musielaka też udało się Cieślakowi wycisnąć maxa, co teraz potwierdza piętro niżej. Kolej na Przedpełskiego. Ten zaś to kolejny dowód geniuszu Frątczaka, tak na marginesie. Zbyt łatwo skreśla i pozbywa się ludzi, do tego wychowanków, gotowych umierać za klub.

A propos umierania. Sporo było kartek w tej rundzie. Nie rozumiem jedynie prób różnej maści ekspertów, udawania, że siedzieli w głowie zawodnika i wiedzą lepiej od niego co zamierzał, czego nie chciał i to ich zdaniem, upoważnia delikwentów do podważania faktów. A fakty? Janowski był szybki, jechał na maksa i za to mu chwała. Zaatakował „Buczka” w sposób przemyślany, nie wpadł jednak na to, że wjeżdżając na krawężnik, ten go zrzuci przez co staranuje grudziądzanina jadącego szerzej. Skłonny jestem przyjąć, że nie chciał, nie zamierzał, zauważyłem, iż ponownie pokazał klasę natychmiast podchodząc do leżącego kolegi i przepraszając za faul, ale faktem jest, że faulował i to ucina wszelkie spekulacje, takoż dzielenie włosa na czworo przez różnych Dobruckich czy Cegielskich. Janowski w sposób niezamierzony „sprzątnął” z toru rywala i tyle. Co ciekawe, w podobnej sytuacji Rolnicki vs Fricke wszyscy zgodnie pomstują na brak rozsądku małolata rodem z Tarnowa. Patryk to inteligentny chłopak i na pewno daleko mu do bandyty polującego na kości kolegów. Skąd więc taka pewność u Ziółkowskiego, Demskiego i im podobnych? Weszli w głowę chłopaka? A jeśli szybki po wewnętrznej Rolnicki zauważył, że jadący szeroko Fricke jest wolny i z wyjścia staje niemal w miejscu, postanowił więc wykorzystać większą prędkość, poszerzyć i wyskoczyć przed nos rywala? Nie trafił – fakt. Przeliczył się – fakt. Udzielona na gorąco wypowiedź przed kamerą chwały Patrykowi nie przynosi, ale nie może przesądzać oceny sytuacji. Moim zdaniem, chciał wyskoczyć przed nos Fricke i kto mi twardo udowodni, że celem zawodnika było wysłanie przeciwnika do szpitala? Zresztą w Toruniu było podobnie. Zagar poszerzał Doyle’owi, by przed nim dojechać z wewnętrznego pola do niosącej ścieżki. Australijczyk nie odpuszczał, choć był pół motocykla za Słoweńcem, a szerzej od niego „zaplątał się” jeszcze Gruchalski. Crash i wykluczenie Zagara. Słuszne, bo mimo, że w momencie karambolu był już na ścieżce i wykontrował motocykl, zostawiając miejsce pod płotem, to zostawił je dla jednego nie dwóch rywali. Wypowiedź po wydarzeniu takoż chwały nie przynosi. Matej mógł próbować tłumaczyć swój plan, ale był wściekły, więc… złożył życzenia urodzinowe synowi, a do sytuacji z Doylem w ogóle się nie odniósł, bo mógłby w emocjach coś „palnąć” i narazić się na karę. Słabe, ale nie każdy jest przed kamerą Frątczakiem. Niektórzy zbierają punkty na torze, nie u prezesa za PR klubu.

W Lublinie zachwyty nad Lidseyem i pierwszy, zamieciony pod dywan, zgrzyt w ekipie gospodarzy. Leszno pokonało Speed Car mimo braku w składzie Hampela i praktycznie, Kołodzieja. Słabszy mecz Kurtza i wydawało się, że Lublin powalczy. Niestety dla beniaminka, wcale nie Lidsey przesądził o sukcesie „Byków”. Przed tą kolejką Baron zapewniał, że znaleźli już niuans, który decydował o słabszej dotąd postawie Dominika Kubery. I wiedział, co mówi. Mecz sezonu leszczyńskiego juniora. Do tego Pawlicki, Smektała i Sajfutdinow swoje i wystarczyło, by kontrolować zawody. Mocne te „Byki”. Wyobraźcie sobie, że do Lublina jedzie Toruń bez Doyle’a, Gorzów bez Zmarzlika, Wrocław bez „Tajskiego”, albo Cze-wa bez Madsena i kto jeszcze nazwie porażkę GKM-u bez Łaguty kompromitacją? Lublin jedzie fajnie dla oka, ale powoli zaczyna się walka o utrzymanie… w składzie po powrocie Zengoty i doszlusowaniu Łaguty. Będą następne tarcia. Na dziś do wysiadki: Lambert i zawodzący Jonsson.

Gorzów przegrał w derbach, ale Chomski wziął to na klatę. Nie jęczy, nie marudzi, nie wymyśla zmian regulaminowych na kolanie. Słabo Zmarzlik, po zatarciu źle Thomsen, bez wyrazu Woźniak gubiący punkty po trasie, Kasprzak dobry w pierwszej części meczu no i Kildemand ratunku, na pomoc. Swoją drogą Chomski po mizernym początku sezonu „Kasprzoka” zapewniał, że zawodnik pojedzie, a wpływ na słabe otwarcie mają niskie temperatury, w których jego silniki zawodzą. Zrobiło się cieplej i Krzysztof wyraźnie budzi się z zimowego snu, zatem panie Śledź, może więcej cierpliwości wobec Milika? W Zielonej w kratkę. Pedersen nazbierał oczek, ale dwukrotnie dostał podwójnie w głowę, razem z MJJ. Ten wygrał czwarty swój start, ale miał relatywnie słabszych w tej fazie rywali, w tym juniorów no i najlepsze, trzecie pole. Zrobił, co powinien i nie ma się czym szczególnie zachwycać. Trzy „śliwki” zaś i marny początek sezonu to kłopot „Skóry”, bo Jensen wyraźnie nie jedzie. W Gorzowie „Protas” przykrył braki Duńczyka z nawiązką choć początek meczu nie wskazywał, że Zielona zwycięży. To już zagwozdka sztabu Gorzowa, bo końcówka w ich wykonaniu nie była, najdelikatniej, imponująca.

Za nami cztery kolejki, czyli czas pierwszych podsumowań, bazujących na faktach, nie domysłach. Wnioski. Cierpliwość wobec zawodników popłaca, odwrotnie niż „pomysły racjonalizatorskie” na szybko. Przestrzegam też różnej maści „ekspertów” przed formułowaniem radykalnych ocen już teraz, preferowaniem sądów ostatecznych i próbami udowadniania, że siedzą w głowach zawodników, wiedząc lepiej, co zamierzali i co myślą. A Frątczakowi proponuję zająć się pracą u podstaw, zamiast brylować w mediach odkrywczymi teoriami.

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI

6 komentarzy on Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią, mężom przystoi w milczeniu się zbroić…
    JEZEWO
    7 May 2019
     12:51pm

    nawet do sądu idziesz po wyrok a nie po sprawiedliwość

      Paweł
      7 May 2019
       1:37pm

      Wszystko Ok, poza tym, że Cieślak wycisnął maxa z Musielaka… Gó… z niego wycisnął prawdę mówiąc. Zagar jak i Przedpełski to samo. Miedziak trochę na plus, ale to widźmy tu zaraz wielkiej roli Cieślaka.

Skomentuj

6 komentarzy on Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią, mężom przystoi w milczeniu się zbroić…
    JEZEWO
    7 May 2019
     12:51pm

    nawet do sądu idziesz po wyrok a nie po sprawiedliwość

      Paweł
      7 May 2019
       1:37pm

      Wszystko Ok, poza tym, że Cieślak wycisnął maxa z Musielaka… Gó… z niego wycisnął prawdę mówiąc. Zagar jak i Przedpełski to samo. Miedziak trochę na plus, ale to widźmy tu zaraz wielkiej roli Cieślaka.

Skomentuj