Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Speedway staje się coraz bardziej medialny. Transmisje, studio, relacje, reportaże, magazyny. Jest bosko. Kłopot w tym, że w zalewie dziennikarskiego narybku i przesycie dobrych chęci, nie można narzekać na brak, powielanych i odkrywczych, błędów i „wielbłądów”, o których tu słów kilka.

Na początek klasyka. Zapach metanolu, w naszym studiu i piszcie na adres. Ale po kolei. Wielu, nawet leciwych kiboli i dziennikarzy, z uporem maniaka twierdzi, że tym, co ich przyciągnęło na stadion, był ów rzekomy „zapach metanolu”. Sęk w tym, że metanol jest zupełnie bezwonny, zatem żadnego zapachu zwyczajnie NIE MA. Powtarzam: NIE MA. Cóż więc tak urzekło fanów… metanolu? Otóż wyrzucany na zewnątrz, przepracowany olej silnikowy, na bazie rycyny, powszechnie stosowany, szczególnie w odleglejszych czasach. Z czasem wkroczyły przepisy o ochronie środowiska, zużyty olej trafia bezpośrednio do specjalnego zbiornika, rycynę zastępują syntetyki, a decybele ograniczono tak bardzo, że nawet najmłodsi nie muszą zatykać uszu przy starcie. Nie zmieniło się jedynie zamiłowanie debiutantów do siadania na łuku, w dolnych rzędach trybun. Kiedyś było o tyle weselej, że ubrani „kościołowo” delikwenci, już po dwóch, trzech wyścigach, prezentowali się czarno-biało. Czarny, umorusany żużlem (wówczas jeszcze nie granitem ) awers, znacząco kontrastował z bieluśkim rewersem i natychmiast wiadomo było, kto tu inauguruje obecność na zawodach.

Następny kwiatek, to osobliwe: „w naszym studiu”. Słowo studio, jako wyraz obcego pochodzenia, jest nieodmienne. W związku z tym, zawsze i w każdej formie, występuje studio – i koniec kropka. Teraz pora na kamyczek do wielu ogródków. Piszcie do nas, odpowiedzi kierujcie itd…. na adres. Makabra! Pisać można i trzeba, tyle, że POD adresem, nie zaś na adres!

Następne kwiatki? Proszę bardzo. Tylnie koło np. nie łapie przyczepności. Na pewno tylnie? A może czystą polszczyzną „TYLNE”, bez zbędnego, miękkiego „I” w końcówce? Jeszcze mało? Służę. Na ulicy. Cóż takiego mamy na ulicy? Podobno kluby, stadiony itd. Tylko, czy na ulicy? Moim zdaniem PRZY ulicy, nie NA, bo byłoby niebezpiecznie.

Pomijam używany często, prosty, żołnierski język a la Niedźwiedź. Ten bowiem, mimo że kwiecisty, w mojej ocenie jest wybaczalny, a czasem wręcz uzasadniony. Wyobraźcie sobie wypowiedź rzeczonego Niedźwiedzia, w wersji ocenzurowanej. Jakby to miało brzmieć? Pojechałem jak plac zabaw w organizmie kobiety – chyba mało dosadne i zbyt pieszczotliwe? A co ze stwierdzeniem np. „mam Go w d… ie”? Jakby to miało brzmieć? Mam Go w miejscu, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Chyba słabe i… przydługie.

Inne cuda? Ależ są. Nie chcę jednak kreować się na żużlowego Miodka, tym bardziej, że sam nie jestem wolny od błędów, przejęzyczeń i określeń branżowych. Ważne jednakowoż, by każdy szanował słowo i ojczysty język, bowiem jak mawiał poeta: ” chodzi mi o to, aby język giętki, powiedział wszystko, co pomyśli głowa”, a najlepiej, jeśli przekażemy myśli czystą polszczyzną, albowiem ” niechaj wżdy postronni narodowie znają, iż Polacy nie gęsi i swój język mają”.

Przemysław Sierakowski