Tomasz Gapiński i Lech Kędziora.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

To pod jego wodzą drużyna Polonii Piła w 1992 roku, po 25 latach przerwy, mogła wystartować w lidze. Tę ekipę i te czasy obecny trener PGE ROW-u Rybnik wspomina najmilej, ale pracował też w Pile w trudniejszych czasach, gdy o sukcesach można było tylko nad Gwdą pomarzyć.

W jaki sposób Lech Kędziora jest związany z grodem Staszica?

– To były lata 90., mieszkaliśmy wtedy w Niemczech. Ciągnęło wilka do lasu, kiedy GKM tak słabo stał. Raz na kawie w kawiarence przy stadionie w Grudziądzu szukaliśmy jakiejś możliwości – w związku z tym, że w Pile kiedyś startowaliśmy. Start Gniezno organizował chyba zawody, to był 1984 czy 85 rok. W każdym razie były tam jakieś turnieje – na tym czarnym torze, który, pamiętam, przy czwartym wyścigu się rozwalał. Historia była z tym związana, że w Pile był żużel, no i tak myślałem, żeby tam podjechać i zagadać. Utworzył się tam komitet na czele z Wieczorkiem, Michaelisem, Michalskim, Ciulą i spotkałem się z nimi bodajże w grudniu 1991 roku, a w 1992 roku wystartowaliśmy. Oni chcieli robić turnieje, ja mówiłem, że one nic nie dają i róbmy ligę. Ci miejscowi zwołali radę, gdzie najbardziej udzielali się Jurek Cerba i Marian Madej. Wszyscy się zebrali i zaczęliśmy działać. Tak szybko się to potoczyło, że już na wiosnę wystartowaliśmy. Najmilej wspominam zawodników z tej drużyny, którą tworzyliśmy na początku. A więc Krzysztof Okupski, Mirosław Daniszewski, Grigorij Charczenko, Lars Henrik Jörgensen, Cezary Owiżyc, Rafał Dobrucki – wspomina Lech Kędziora na łamach miesięcznika Tętno Regionu.

Trener ekstraligowej, rybnickiej drużyny ma sentyment do Piły, nie tylko przez pryzmat żużla. Ma żonę i teścia z Piły. Dlatego bacznie obserwował, co się działo z pilskim speedwayem w ostatnich latach. Co było źle robione.

– Brakowało twardej ręki oraz zarządu, który nie chce z klubu brać, tylko dawać. A jak przychodzą ludzie bez kasy, którzy robią kasę na klubie, to nic z tego nie ma. I to było widać, tylko się dziwiłem, że nikt z zewnątrz nie wie, co się dzieje w klubie. Wszystko było tolerowane za długo. Zresztą, wy, dziennikarze też pewnie widzieliście, że tam jest hulaj dusza – dodaje szkoleniowiec.

Lech Kędziora uważa, że aby odbudować żużel w Pile, potrzeba odpowiednich ludzi. Chce, aby wrócił dobry żużel do miasta Stanisława Staszica.

– To muszą być poważni ludzie, a dzisiaj jest o takich ciężko, bo to miasto też musi być zainteresowane. Poważni ludzie, którzy wiedzą ile kosztuje utrzymanie, jaki jest budżet i można to jakoś zrobić. Musi to być poważna sprawa, ja się dziwię, że miasto dawało kasę lub pan Stokłosa, i nie mieli nad tym kontroli. Przecież, gdyby prezydent Głowski nie dał miliona złotych, to pilskiego żużla już wcześniej by nie było. Ale mam nadzieję, że jeszcze zawarczą silniki na stadionie przy ulicy Bydgoskiej podczas meczów ligowych. Nie wiem ile trzeba będzie czekać, żeby odbudować sport żużlowy, który jest w Pile bardzo popularny, przecież podczas meczów na trybunach zasiadało po kilka tysięcy widzów. Mam nadzieję, że doczekają się jeszcze dobrego żużla, czego im serdecznie życzę. Chcę, aby wrócił dobry żużel do Piły – kończy były trener Polonii Piła.

SEBASTIAN DAUKSZEWICZ