Karol Lejman: Rekordziści zamieszkali w Chorzowie na ponad miesiąc

Od lewej Radosław Strzelczyk (prezes Ostrovii), Jan Konikiewicz, Karol Lejman i Waldemar Górski (wiceprezese Ostrovii).
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W połowie września ubiegłego roku wielki żużel wrócił na Stadion Śląski. W legendarnym Kotle Czarownic odbyła się finałowa runda cyklu TAURON SEC. O szczegółach tego wydarzenia oraz wnioskach na przyszłość rozmawiamy z Karolem Lejmanem, Prezesem Zarządu firmy One Sport, odpowiedzialnej za organizację Indywidualnych Mistrzostw Europy.

W zeszłym roku po raz pierwszy zorganizowaliście zawody na sztucznie układanym torze. Jakie to było przeżycie?

Stanęliśmy w obliczu wielkiego wyzwania. Prace nad tym wydarzeniem rozpoczęły się praktycznie dwa lata wcześniej. Pomysł, który się w nas zrodził, przez cały czas kiełkował i pchał nas do tego, żeby faktycznie spróbować. Nie zabrakło oczywiście obaw i stresu, bo wszyscy robiliśmy coś takiego po raz pierwszy, ale nie ukrywam, że to był fantastyczny czas. Wykonaliśmy świetną pracę. Wiele osób zaangażowało się w to przedsięwzięcie. Wszyscy poświęciliśmy bardzo dużo czasu i włożyliśmy w to całe swoje serce. Myślę, że to dało nam dużo pozytywnej energii. Wierzyliśmy, że wszystko się uda i projekt wypali. Po raz kolejny zyskaliśmy pewność, że bez względu na wszystko, jesteśmy w stanie realizować nasze szaleńcze marzenia.

Dużo ryzykowaliście tym projektem? Przecież ze sztucznie układanymi torami różnie bywa. W przeszłości oglądaliśmy zarówno świetne widowiska, jak również kompletnie zepsute spektakle.

Ryzyko było ogromne, bo nikt tak naprawdę nie wiedział jaki będzie efekt finalny. Oczywiście mieliśmy przygotowaną koncepcję i mogliśmy być jej pewni, ale to była tylko teoria. Nie wiedzieliśmy jak to wszystko będzie zachowywać się w praktyce. Do tego dochodził jeszcze szalenie ważny aspekt pogodowy, który w przypadku żużla może zniweczyć wszystkie starania. Należy pamiętać, że Stadion Śląski pozbawiony jest zadaszenia, więc to tylko zwiększało ryzyko. Pokazaliśmy jednak, że dzięki pracy zgranego teamu wszystko jest możliwe.

Skąd pomysł, żeby przywrócić żużel na Stadionie Śląskim?

W naszym zespole takie pomysły rodzą się spontanicznie. Natknęliśmy się na jakieś artykuły jeszcze w trakcie przebudowy tego stadionu. Zauważyliśmy, że powstanie tam bieżnia lekkoatletyczna, na której można ułożyć tor żużlowy. Zaczęliśmy dyskutować z Jankiem Konikiewiczem i zastanawiać się czy nie warto spróbować. Wymagało to wielu analiz i przemyśleń, ponieważ musieliśmy mieć pewność, że jesteśmy w stanie podjąć się tego zadania. Nie ukrywam jednak, że lubimy wyzwania, co zresztą wielokrotnie już udowadnialiśmy.

Jak wyglądały kulisy dopinania tego projektu?

Pierwsze spotkanie z osobami odpowiedzialnymi za przyszłe imprezy na Stadionie Śląskim odbyło się jeszcze w warunkach polowych, gdy obiekt znajdował się w ostatniej fazie przebudowy. Musieliśmy popracować nad koncepcją całego wydarzenia. Spędziliśmy wiele godzin na rozmowach dotyczących tego, jak to powinno wyglądać. Konieczne stało się zorganizowanie pracy dla całego zespołu. Musieliśmy stworzyć każdemu odpowiednie warunki i zadbać o komfort pracy. Rekordziści zamieszkali w Chorzowie na nieco ponad miesiąc, dlatego chcieliśmy, żeby czuli się jak w domu. W weekend, kiedy odbywała się impreza, mieliśmy na miejscu ponad dwieście osób. To był projekt na wielką skalę, ale chcieliśmy zabezpieczyć się z każdej możliwej strony i sprawić, żeby wszystko się udało. To jest naprawdę szalona historia.

Jakie były reakcje na Wasz pomysł?

Spotkaliśmy się z naprawdę świetnym przyjęciem drugiej strony. Myślę, że władzom stadionu również zależało na tym, żeby pokazać jego wielofunkcyjność i udowodnić, że nie ma rzeczy niemożliwych. Wspólnymi siłami udało się doprowadzić projekt do końca i przywrócić żużel na Stadionie Śląskim. To było fantastyczne nawiązanie do wielkiej żużlowej historii tego stadionu.

Chcieliście pokazać, że Mistrzostwa Europy w dalszym ciągu mogą się rozwijać?

Zdecydowanie tak. To był największy krok naprzód od czasu, kiedy w 2013 roku uruchomiliśmy Mistrzostwa Europy w wymyślonym przez nas formacie. Z naszej perspektywy, to było największe wyzwanie w dotychczasowej działalności naszej firmy. Każdy z nas mierzył się z życiowym zadaniem zawodowym. Chcieliśmy temu sprostać i przeskoczyć poprzeczkę, która została zawieszona naprawdę bardzo wysoko. Nie boimy się szalonych wizji i szalonych pomysłów. Cały czas idziemy do przodu. Chcemy utrzymać się na poziomie, do którego doszliśmy i stopniowo go podnosić.

Skąd wiedzieliście co trzeba zrobić, żeby zorganizować zawody na Stadionie Śląskim?

Wielu rzeczy uczyliśmy się na bieżąco, bo pewne decyzje trzeba było podejmować na gorąco. Korzystaliśmy też z naszego doświadczenia, ponieważ w przeszłości zorganizowaliśmy wiele imprez na terenie całej Europy, od dalekiej Rosji po Wielką Brytanię. Dobrze wiedzieliśmy jak przygotować plan działania. Dodatkowym elementem na Stadionie Śląskim było zabezpieczenie całej infrastruktury i ułożonego przez nas toru, ale mieliśmy zgrany zespół, który wykazywał ogromne zaangażowanie. Wszystkie działania podejmowane w związku z tym wydarzeniem były efektem naszego autorskiego planu i pomysłu.

Nie mieliście jednak żadnego doświadczenia w zakresie układania sztucznego toru. Jak podeszliście do tego zadania?

W tym wypadku korzystaliśmy ze wsparcia osób, które były przy budowie Motoareny w Toruniu. Pomagał nam Jacek Gajewski, który zadbał o to, żeby tor w ogóle powstał. Mieliśmy też świetnego toromistrza, który czuwał nad przygotowaniem nawierzchni i dobraniem odpowiednich proporcji mieszanych materiałów. Za kwestie infrastrukturalne odpowiadał Robert Gawlak z Torunia, który ma wielkie doświadczenie przy organizacji tego typu imprez. Każdy z nich dołożył swoją cegiełkę przy organizacji tego wydarzenia. Koncepcja dotycząca toru rodziła się przez długi czas. Podjęcie pewnych decyzji wymagało konsultacji. Jestem pewien, że bez odpowiedniego zaangażowania wszystkich osób oraz ich pozytywnej energii, cały projekt okazałby się trudny do zrealizowania.

Jak oceniacie zawody sprzed roku?

Na pewno pozytywnie. Trudno wystawić jakąkolwiek inną ocenę, ale też nie jestem w stanie przedstawić tego na przykład w skali szkolnej. Z pewnością możemy powiedzieć, że misja zakończyła się powodzeniem. Podjęliśmy się niełatwego zadania, byliśmy w stanie je wykonać i dzięki temu poczuliśmy wielką ulgę. Mieliśmy ogromną satysfakcję. Dla nas to było coś niesamowitego. Nie ukrywam jednak, że dążymy do perfekcji, dlatego wyciągamy wnioski. Wiemy co poszło nie tak i będziemy chcieli to naprawić.

Jakie wnioski udało się wyciągnąć?

Wiemy, że zabrakło trochę lepszego ścigania. Chcieliśmy jeszcze większych emocji na torze, bo to jest esencja tego sportu. Na szczęście tor był bezpieczny. Zawodnicy chwalili nawierzchnię i pod tym względem nie mieliśmy żadnych problemów. Zdajemy sobie jednak sprawę, że tor miał być przygotowany trochę inaczej, ale na przeszkodzie stanęły nam warunki pogodowe. Wielkie opady deszczu w nocy przed samymi zawodami spowodowały, że zabrakło czasu na zrealizowanie koncepcji, którą przyjęliśmy. Niestety z pogodą jeszcze nikt nie wygrał.

Opady deszczu mocno dawały się we znaki?

Zdecydowanie tak. Mieliśmy na przykład koncepcję zabezpieczenia bieżni, co było dla nas sporym wyzwaniem, ale kiedy zaczęliśmy prace, okazało się, że spadł deszcz, który zburzył wcześniejsze ustalenia. Wszystko zaczęło pływać i na miejscu musieliśmy weryfikować nasze plany. W trakcie realizacji tego projektu zetknęliśmy się z wieloma problemami. Przez wiele miesięcy pracowaliśmy nad różnymi koncepcjami, a nagle w ciągu pięciu minut trzeba było znaleźć zupełnie inne rozwiązanie. Na szczęście nie boimy się takich działań. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni i zawsze staramy się mieć nerwy ze stali. Najważniejsze, że mimo opadów deszczu udało się zorganizować zawody, które pokazały, że po prostu można. To było dla nas głównym celem i dzięki temu możemy pracować dalej, żeby robić to jeszcze lepiej.

Wnioski, które wyciągnęliście dotyczyły wyłącznie toru?

Nie, to był zaledwie jeden z kilku wniosków, które udało się nam wyciągnąć. Reszta dotyczyła spraw wewnętrznych, które musieliśmy dograć z całą naszą ekipą. Na myśli mam przede wszystkim błędy w komunikacji, czy logistyce. To są bardzo małe elementy, których nie widać na zewnątrz, ale z naszej perspektywy mogą uprawnić pracę i poprawić jej komfort. Powtarzam jeszcze raz, że zawsze dążymy do perfekcji. Skupiamy się nie tylko na sobie, ale również na kibicach, którzy są głównymi odbiorcami naszych działań. Chcemy dać im jak największy komfort oglądania zawodów i sprawić, żeby czuli się jeszcze lepiej.

Czy teraz jest Wam łatwiej, skoro możecie bazować na wcześniejszych doświadczeniach?

Teoretycznie tak, bo mamy znacznie większą wiedzę co powinniśmy zrobić, ale to wciąż jest tylko teoria. Zdajemy sobie sprawę co poszło zgodnie z naszym planem, a co należy zmienić i poprawić, ale momentami to może być zgubne. Cały czas uczulam zespół, żeby nie dał się uśpić. Nie możemy pozwolić sobie na myślenie, że skoro udało się coś zrobić, to teraz wiemy już absolutnie wszystko i następnym razem zrobi się samo. Za każdym razem potrzebna jest taka sama energia i ogromne zaangażowanie. Musi być też pasja, bo wtedy chce się zrobić wszystko jak najlepiej. Cały czas staramy się podnosić poprzeczkę. Nie możemy przespać pewnych rzeczy, ani popaść w rutynę. Wiem, że to jest trudne, bo każdy jest tylko człowiekiem, ale uważam, że takie podejście do tematu zagwarantuje nam coraz wyższy poziom. Taki przynajmniej mamy cel.

Wielki finał TAURON Speedway Euro Championship 2019 odbędzie się 28 września, na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Bilety na to wydarzenie dostępne są  od 19 zł na eBilet.pl