Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Czterokrotnie wygrywał tytuł indywidualnego mistrza świata na długim torze. Dobrze radził sobie również na torze klasycznym, na którym pięciokrotnie występował w finale światowym. To właśnie jego rywalizacja z Egonem Mullerem w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku „napędzała” kibiców na niemieckie stadiony. Mowa oczywiście o Karlu Maierze, z którym udało nam się krótko porozmawiać podczas meczu Trans MF Landshut – Optibet Lokomotiv Daugavpils 

 

Karl, na początek pytanie banalne. Co uważasz za swój największy sukces?

Na pewno to, że tyle lat startowałem na żużlu, zarówno tym na długim torze, jak i tym klasycznym. Oczywiście wiele radości dały mi wszystkie tytuły mistrzowskie, które wywalczyłem na długim torze. Najwięcej dostarczył, jak to zwykle bywa, ten pierwszy wywalczony w 1980 roku w Schessel. Później był kolejny w 1982 roku na torze w Danii. Po nim było pięć lat przerwy i kolejny tytuł, który dal niesamowitą radość. Ten w 1987 roku został wywalczony na bliskim memu sercu torze w Muhldorf. Ostatni zdobyłem w 1988 roku. Może mógłbym kilka razy więcej być królem długiego toru, ale niekiedy choćby problemy sprzętowe stawały na przeszkodzie. 

Bardzo blisko piątego tytułu byłeś w 1989 roku podczas finału w Mariańskich Łaźniach…

Tak. Wtedy wygrał, przed 25-tysięczną publicznością, niezapomniany Simon Wigg. Ja w jednym ze startów złapałem „gumę”, przyjechałem do mety ostatni i marzenia o kolejnym tytule się skończyły. 

Przez wiele lat razem z Egonem Mullerem byliście „wizytówkami” niemieckiego żużla. Ponoć nie darzyliście się sympatią, ale to wasze starcia przyciągały tłumy na stadiony w Niemczech…

Egon jest dziesięć lat starszy ode mnie. Ja w pewien sposób dzięki niemu miałem na kim się wzorować i miałem tego zawodnika, którego w przyszłości chciałem pokonywać. Nasze starcia były magnesem, dostarczały emocji. Byliśmy rywalami, ale powiem Ci, że dziś, lata po skończeniu naszych karier dzwonimy do siebie i spotykamy się regularnie. Egon wywalczył mniej tytułów na długim torze, ale to on był mistrzem świata na klasycznym. Bez wątpliwości tego dnia był najlepszy w Norden.

Karl Maier i Martin Smolinski

Ale kto był lepszy Ty czy Egon Muller?

Tego nie da się porównywać, bo tak jak mówię, między nami jest dziesięć lat różnicy. Odpowiem tak. Każdy w swoich najlepszych czasach był najlepszy i lepszy od tego drugiego. (śmiech -dop.red.)

W swojej karierze startowałeś wielokrotnie na polskich torach…

To prawda. Po raz pierwszy w Polsce byłem na obozie sportowym w Gdańsku i mieliśmy okazję trenować na torze Wybrzeża. Był Rybnik, było Leszno. Zawsze mieliście wspaniałą publiczność. Pamiętam jakieś kwalifikacje rozgrywane na torze w Częstochowie do mistrzostw świata. Zawody były wówczas rozgrywane w totalnym deszczu. Bardzo chciałbym jeszcze raz pojechać do Polski i odwiedzić te stadiony. Chcę pojechać na swoim motorze i powspominać stare, dobre dzieje. 

Czego potrzebuje niemiecki żużel, aby pójść do przodu?

Na pewno większego zainteresowania nim młodzieży i takiej polityki jaka jest tutaj w Landshut. Rozwój klubu, nowe pomysły jak start w polskiej lidze i jak najczęstsza obecność motocykli na torze. Problem z młodzieżą polega na tym, że mają teraz zdecydowanie więcej rozrywek aniżeli dekady temu. 

Bartosz Zmarzlik może być drugim Ivanem Maugerem czy Tonym Rickardssonem?

Mauger był jedyny w swoim rodzaju. Rickardsson tak samo. Każdy z mistrzów startował w innych epokach tego sportu. Zmarzlik jeździ bardzo brawurowo oraz odważnie, Rickardssonem czy Maugerem nie będzie. On będzie Zmarzlikiem ze swoją własną historią oraz sukcesami. Oby jak największymi. Talent ma wielki. 

Co obecnie porabia Karl Maier prywatnie?

Prowadzę salon motocykli BMW i na tym się skupiam. W wolnym czasie sam jeszcze jeżdżę motocyklami po drogach i oczywiście jak tylko czas pozwala, a mam go coraz mniej, zaglądam na żużel, tak jak dzisiaj. 

Dziękuje za rozmowę.

Dziękuje również.

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA