Kanclerz po udaremnieniu żużlowej bójki: Przypomniało mi się Hackney i znokautowanie Golloba

Jerzy Kanclerz fot. Jakub Soboczyński
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Mecz Abramczyk Polonii Bydgoszcz z Orłem Łódź z pewnością będzie zaliczany do grona najlepszych zawodów żużlowych w sezonie 2020. Zawodnicy walczyli o punkty tak ambitnie, że niekiedy kończyło się to niebezpiecznymi sytuacjami na torze. Najbardziej kontrowersyjny był bieg dziewiąty, po którym Aleksandr Łoktajew został ukarany czerwoną kartką. Niewiele zabrakło, aby sprawiedliwość zawodnikowi Orła wymierzył również David Bellego.

We wspomnianym wyścigu Łoktajew bronił się przed atakami Francuza. Rosjanin docisnął rywala do płotu i spowodował jego upadek. Poszkodowany w tej kolizji 27-latek ruszył w stronę podopiecznego Adama Skórnickiego. Kolejny bokserski pojedynek po gonitwie żużlowej udaremnił jednak sternik Abramczyk Polonii – Jerzy Kanclerz.

– Cały czas powtarzałem mu „easy, easy, easy”. Chciałem, żeby się po prostu uspokoił. Rozumiem poniekąd jego zachowanie, bo mógł być zdenerwowany po takim ataku. Takie sytuacje jednak nie mogą mieć miejsca. Ja też bywam zdenerwowany. Mogę pójść do drugiego pokoju, zbić szklankę, ale wszystko w granicach rozsądku. Wiedziałem, że jeśli David zaatakowałby Saszkę, to on też skończyłby z wykluczeniem z tego meczu, a to byłaby duża strata dla drużyny. Dziś rano dostałem od niego smsa i myślę, że takie sytuacje nie będą się już zdarzały – mówi nam Kanclerz.

Sytuacja z meczu Abramczyk Polonii z Orłem błyskawicznie przypomniała prezesowi bydgoszczan wydarzenia z Grand Prix Wielkiej Brytanii w Hackney z 1995 roku.

– Przypomniało mi się Hackney i znokautowanie Tomasza Golloba. Wtedy Tomek ostro zaatakował Craiga Boyce’a. Po upadku Boyce ruszył do niego, zapytał jeszcze o coś Barry’ego Briggsa, nakręcił się dodatkowo i znokautował Tomka. Takiej właśnie sytuacji chciałem uniknąć – wyjaśnia nasz rozmówca.  

– To, co zrobiłem należy po prostu do moich obowiązków. Moim zdaniem zapobieganie takim sytuacjom jest sprawą menedżera. Nie jestem tylko od wybierania składu i ustawiania par. Odkąd ja prowadzę ten klub ustaliliśmy zasady. Oczywiście każdy ma inny charakter, ale najważniejsze to powoli, spokojnie walczyć o swoje. Tak ma u nas być – dodaje.

Zaraz po sobotnim spotkaniu wybuchła dyskusja o tym, czy aby niesłusznie zmieniono przepis o czerwonej kartce w zawodach żużlowych. Przypomnijmy, że przed tym sezonem za otrzymanie czerwonej kartki zawodnik musiał pauzować również w kolejnym meczu. Teraz zawodnik jest wykluczony tylko ze spotkania, w którym otrzyma karę.

– Mówią, że żużel to nie szachy, ale tutaj naprawdę było bardzo ostro. Ja decyzji sędziego nie będę oceniał, bo widziałem ją z innej perspektywy. Z parku maszyn to wygląda inaczej. Sędzia miał do dyspozycji powtórki i myślę, że po nich podjął odpowiednią decyzję. Co do przepisów, to uważam, że każda czerwona kartka jest inna i powinna być z osobna poddawana analizie. Podobnie, jak w piłce nożnej. Pamiętny atak główką Zinedine’a Zidane’a (na Marco Materazziego w finale Mistrzostw Świata 2006 – dop.red.) to co innego niż wślizg, który także jest karany czerwoną kartką – kończy Kanclerz.

BARTOSZ RABENDA