Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Kontynuujemy przegląd opinii zawodników na temat pandemii (już oficjalnie tak można nazywać to, co się dzieje) koronawirusa. Tempo rozprzestrzeniania się wirusa w Polsce przyśpiesza, a w niektórych rejonach Europy kompletnie zwariowało. Kolejne zawody, sparingi są przekładane bądź odwoływane. Nie jest to optymistyczny zwiastun w kontekście zbliżającego się startu sezonu PGE Ekstraligi. Zawodnicy zachowują jednak spokój.

– Tak naprawdę ciężko coś powiedzieć. My zawodnicy, podobnie jak i kibice możemy tylko siedzieć i czekać. Decyzje są podejmowane na znacznie wyższym szczeblu i nie mamy na to żadnego wpływu – mówi nam Kacper Gomólski. – U mnie na ten moment nic się nie zmienia. Przez cały czas trenuję, przygotowuję się jak najlepiej do sezonu i jestem gotowy do jazdy. Ale żeby nie było, stosuję się do zaleceń, rączki są myte, dezynfekowane, wszystko tak jak być powinno. Czy panikuję? Raczej nie, żyję normalnie, bardziej traktuję tę epidemię jako swego rodzaju odmianę grypy, tylko nową, na którą być może jeszcze nie ma specjalnego lekarstwa. Zachowuję jednak spokój – dodaje zawodnik Zdunek Wybrzeża Gdańsk.


– Tak pół żartem, a pół serio to przeżyliśmy już chyba trzy razy koniec świata, więc myślę, że i z tym sobie poradzimy. Co do początku sezonu, wydaje mi się, że start rozgrywek rzeczywiście zostanie przesunięty w czasie, a dla mnie to pod pewnym względem dobra informacja, ponieważ… zdążę odebrać swój nowy kevlar. A wcześniej nie było to takie pewne. A będąc poważnym, jeżeli rzeczywiście jest taka potrzeba, to przełożenie startu PGE Ekstraligi będzie słusznym posunięciem, na pewno bardziej słusznym niż jazda przy pustych trybunach. My jeździmy dla kibiców, dla sponsorów, dla siebie, a jeśli ich zabraknie, to wiadomo, że nie będzie również pieniążków, nie będzie atmosfery, nie będzie dopingu, który nas motywuje. Na ten moment czekamy na rozwój wydarzeń, ale nastawiamy się na to, że liga nie wystartuje o czasie – kończy 27-latek.