Na pierwszym planie Andreas Jonsson. Fot. Jarosław Pabijan.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Ostatnie dni i tygodnie upływają nam pod hasłem „luzowanie obostrzeń”. Spora część polskiego społeczeństwa raduje się z tego, że otwarte zostały zakłady fryzjerskie i lokale gastronomiczne. Nieco inaczej sytuacja wygląda w Szwecji. Tam od początku wybuchu pandemii koronawirusa restrykcje nie były bardzo rygorystyczne.

Według oficjalnych danych, w Szwecji potwierdzono ponad 33 tysiące zachorowań i ponad 4 tysiące zgonów na COVID-19. To liczby znacznie wyższe niż chociażby te, które dotyczą Polski, gdzie mamy ponad 21 tysięcy zachorowań i tysiąc zgonów. Mimo tych statystyk, Szwedzi nie zamierzają wprowadzać radykalnych obostrzeń.

– Mamy przykazane, żeby nie podróżować, jeśli nie ma takiej konieczności. Podczas spotkań należy zachować odpowiedni dystans. Myślę, że w tej kwestii jest u nas bardzo łagodnie. Mogę powiedzieć, że spotykam wiele osób każdego dnia. Nawet, gdy idę do jakiegoś miejsca na lunch, to widzę 20, 30 osób w tym samym czasie w danym miejscu. Nie ma tak dużej różnicy w porównaniu z normalnością – mówi Andreas Jonsson na łamach Speedway Star.

Szwedzkie władze nie zdecydowały się chociażby na zamknięcie szkół. To ważna informacja dla byłego zawodnika Motoru Lublin. Jonsson ma bowiem dwóch synów – jedenastoletniego Vincenta i sześcioletniego Loui.

– Teraz dochodzimy do tej pory roku, w której możemy być więcej na dworze. Zatem jeśli dzieci chcą się spotkać z kimś na dworze, mogą chociażby pojeździć na rowerach, bez utrzymywania niebezpiecznego kontaktu. Dzieci chodzą do szkoły tak, jak zwykle. Vincent chodzi na zajęcia z tenisa cztery razy w tygodniu, a Loui gra w piłkę i również trenuje tenis – wyjaśnia 40-latek.

Wicemistrz świata z sezonu 2011 jest jednak daleki od bagatelizowania pandemii. Jego zdaniem, z radością należy poczekać do momentu, kiedy liczba aktywnych przypadków zostanie znacznie ograniczona.

– Musimy podchodzić do tego wirusa z respektem. Nie wiemy, co będzie w kolejnych dniach. Wirus może też dotrzeć tutaj z większą siłą za kilka tygodni czy miesięcy. Nigdy nie wiadomo. Oglądamy wiadomości każdego dnia i staramy się śledzić oraz stosować do zasad, które daje nam rząd – tłumaczy Jonsson.

BARTOSZ RABENDA