Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Kibice z Piły, Grudziądza, Wrocławia czy Gorzowa z pewnością kojarzą Jespera B. Jensena, który walczył na żużlowych torach. Dziś Jesper Monberg (w 2008 roku przybrał nazwisko żony) pracuje w rodzinnej Danii jako hydraulik, stare czasy wspomina z sentymentem i wciąż jest blisko żużla.

Co ciekawe, Monberg pracuje obecnie w Danii jako hydraulik, zakładając instalacje w nowych, bardzo drogich domach. Zresztą gdy jeszcze jeździł, też już zarabiał w ten sposób.

– Mam trochę szczęścia, że pracuję przy ekskluzywnych budowach. Przy tych budynkach, w których działam, dom Nickiego Pedersena należy do tych z niższej półki. Budujemy domy warte około 4 300 000 funtów (około 20 milionów złotych). To nie są domy dla jakichś gwiazd rocka, ale dla normalnych biznesmenów, którzy na polu swojej działalności odnieśli sukces – kontynuuje Duńczyk. 

Swój największy sportowy sukces odniósł Monberg w 1997 roku, kiedy to został indywidualnym mistrzem świata juniorów – jeszcze jako Jesper Bruun Jensen. W pokonanym polu zostawił wtedy Rafała Dobruckiego czy Scotta Nichollsa. Jako champion złoty medal odbierał na Gali FIM w Helsinkach obok takich gwiazd jak Max Biaggi czy Mick Doohan, o Gregu Hancocku nie wspominając. 

– Już minęło więcej aniżeli dwadzieścia lat, ale mam z tego okresu same dobre wspomnienia. Mistrzostwo świata juniorów to były wspaniałe momenty – mówi Monberg.

Okazuje się, że i po zakończeniu kariery Monberg pozostał blisko speedwaya. Dziś idzie śladami Erika Gundersena i jego wskazówki stają się przydatne młodym zawodnikom.

– Wciąż kocham ten sport. Dziś pracuję jako trener w Danii. Zajmuję się w Slangerup chłopcami, którzy zaczynają na motorkach o pojemności 85 centymetrów sześciennych. Oprócz tego mam swoją szkółkę dla tych, którzy chcą próbować sił na normalnych motocyklach o pojemności 500 centymetrów sześciennych – mówi były żużlowiec. 

Sporo lat swojej kariery Monberg spędził startując dla polskich klubów. W ubiegłym roku, prywatnie, odwiedził np. stadion w Gorzowie. 

– To tak naprawdę za sprawą mojego syna, który trenuje motocross, ale chciał wybrać się ze mną na żużel, więc byliśmy w Gorzowie. Chciałbym jeszcze kiedyś pojechać do Piły. Spędziłem tam wspaniały okres i chciałbym spotkać się z kibicami i tymi, którzy mnie tam pamiętają. Tak naprawdę niczego ze swojej kariery absolutnie nie żałuję. To były wspaniałe lata. Szkoda tylko, że miałem dużo kontuzji. Gdyby nie one, może moja kariera byłaby okazalsza. Jedno mogę powiedzieć – praca hydraulika jest fajna i bezpieczna, ale na pewno nie jest to takie ekscytujące jak ściganie się na żużlu – kończy były mistrz świata juniorów.