fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Janusz Kołodziej sobotni turniej Grand Prix w Toruniu zakończył na 12. miejscu. 35-latek zdobył w rundzie zasadniczej sześć punktów i nie zdołał awansować do półfinału imprezy. Po zawodach, w rozmowie z naszym portalem, indywidualny mistrz Polski podsumował sezon 2019 i cieszył się ze złota Bartosza Zmarzlika.

Sześć punktów w Grand Prix Polski to z pewnością nie jest spełnienie Twoich marzeń, ale ta jedna wywalczona „trójka” chyba poprawiła nastrój.

Faktycznie, trochę tak. Wygrałem w tym biegu start, ale Jason Doyle cały czas mnie gonił. Jechałem najlepszą linią jazdy, miałem nadzieję, że niczego nie popsuję i udało się tę trójkę dowieźć. Z tego wyścigu jestem bardzo zadowolony.

Sporym problemem mogły być dzisiaj warunki atmosferyczne. Jak się jeździ przy pięciu stopniach Celsjusza?

Głównym problemem było to, że mieliśmy niską temperaturę, a tor był naprawdę twardy i bardzo ciężko było dokleić do niego motocykl. Szkoda, bo lubię jeździć w Toruniu i zazwyczaj dobrze tu punktowałem. Gdy jest zimno, idzie mi trochę gorzej i to było widać. Nie chcę jednak narzekać, bo każdy z nas musiał sobie z tymi warunkami radzić.

A jak ocenisz przygotowanie tego toru? W nocy przed turniejem mocno padało i to mogło utrudnić organizatorom odpowiednie przygotowanie nawierzchni.

Akurat z tym dzisiaj nie było problemu. Tor był świetnie przygotowany, ten stadion jest też częściowo zadaszony, więc to pomaga. Oczywiście może padać tak, że tor byłby mokry, ale myślę, że to dużego wpływu nie miało.

Turniejem w Toruniu kończysz sezon w Grand Prix. To był rok, w którym wiele się nauczyłeś?

Kilku rzeczy ten sezon mnie pewnie nauczył, ale przede wszystkim dał wiele nauczek. Dzięki nim pewnie będę mógł wejść na jakiś szczebel wyżej z moimi umiejętnościami. Było dużo nauki pokory i inne lekcje dla mnie. Będę miał o czym myśleć w zimie.

Masz dużo notatek z tych torów, które nie pasowały Ci w tegorocznym cyklu?

Tak, zdecydowanie. W tym sezonie wszystko notowaliśmy. Mój mechanik dokładnie się tym zajmował. Jednakże trochę jest też tak, że gdy coś nie idzie, masz na przykład inny styl jazdy, to te wszystkie zapisane przełożenia można wywalić w kąt. Jeśli uda mi się coś zrobić ze sobą, żebym lepiej radził sobie na tych krótszych torach, to wtedy można się wziąć za studiowanie tych notatek.

Cykl Grand Prix tak Ci się spodobał, że od razu będziesz walczył o powrót na sezon 2021?

Trudno powiedzieć. Jest to coś innego niż rozgrywki ligowe czy nawet inne rozgrywki indywidualne. Na pewno podobał mi się ten rok w Grand Prix, ale nie chcę szumnie zapowiadać, że na pewno wracam do cyklu w kolejnym sezonie. O awans do Grand Prix walczyłem przez całą karierę, a udało mi się to zrobić tylko dwa razy. Nie wiem ile mi zejdzie na ponowne dostanie się do cyklu i czy to w ogóle się uda. Będę się jednak starał o powrót do tej imprezy.

W innych rozgrywkach szło Ci świetnie. Zdobyłeś tytuły IMP i DMP. Ten sezon na pewno zaliczysz do udanych…

Tak, pomijając Grand Prix, które, tak jak mówisz, dało dużo lekcji i pokory to było bardzo dobrze. Liga i inne turnieje szły mi świetnie. Podniosłem nawet swoją średnią biegową, co też nie jest łatwe. Trudno jest utrzymywać wysoki poziom ligowy przez wiele sezonów. Moja Unia Leszno jest świetną drużyną i to naprawdę mi sporo pomaga.

Rozmawiamy w momencie, gdy Bartosz Zmarzlik leje się ze wszystkimi szampanem i wznosi puchar za mistrzostwo świata. Cieszysz się, że to Polak został championem czy z triumfu innych zawodników też byłbyś zadowolony?

Oczywiście, to super sprawa, że to Polak zdobył to mistrzostwo. Bartek od samego początku kariery jeździ na bardzo wysokim poziomie i zapracował na to zwycięstwo. Musiał się też nauczyć tego Grand Prix, bo z każdym kolejnym rokiem nabierał nowych doświadczeń. W tym roku jechał świetnie i równo. Wywalczył to mistrzostwo całym sobą, był bardzo zmobilizowany. Widać było, że w jego teamie jest wszystko dopięte na ostatni guzik.

Rozmawiał BARTOSZ RABENDA