Janusz Kołodziej. Fot. Paweł Prochowski
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Janusz Kołodziej nie zdążył się jeszcze na dobre przywitać ze stadionem im. Alfreda Smoczyka, a już musiał wracać do domowych treningów i jazdy na motocrossie. Indywidualny mistrz Polski w rozmowie z naszym portalem mówi o wrażeniach z pierwszego wyjazdu na tor, renegocjacji kontraktów oraz zdradza jakie nastroje panują w jego szkółce.

Nie otrzymujemy ostatnio zbyt wielu pozytywnych informacji odnośnie końca epidemii. Wierzysz, że liga faktycznie wystartuje w maju, zgodnie z najnowszym terminarzem?

Trzeba zakładać różne rozwiązania. Podejrzewam, że PGE Ekstraliga przygotowuje się na wszystko i robiony jest odpowiedni terminarz. Trudno powiedzieć, jak to będzie wyglądało. Na razie końca tej epidemii nie widać, wszyscy oczywiście tęsknimy za sezonem, ale wiemy też, że w tym momencie każdy ma problem z normalnym życiem. Czas pokaże jak to będzie.

Ty zdążyłeś już raz wyjechać na tor i trochę potrenować. Ten trening coś Ci powiedział na temat Twojej formy i tego, jak sprzęt został przygotowany do rozgrywek?

Bardzo się cieszyłem z tej jazdy na motocyklu, podobnie zresztą jak moi koledzy z Unii Leszno. Fajnie było wsiąść na motocykl i trochę na torze potrenować. Byłem nastawiony na kontynuacje tych treningów w kolejnych dniach, więc na początku nie do końca mogłem skumać o co w tym wszystkim chodzi. Niestety okazało się, że musimy wracać do domów i więcej treningów, póki co, nie będzie. Na szybko zdążyliśmy poprawić parę rzeczy w motocyklach, ale prace stanęły i nic się teraz nie dzieje.

Pewnie przez to, że przez krótką chwilę zasmakowałeś żużla, ten głód jazdy jest teraz jeszcze większy?

Wręcz odwrotnie. Cieszę się bardzo z tego, że po długim czasie mogłem się przejechać na motocyklu i trochę zmniejszyć tę tęsknotę za żużlem. Fajnie się trenowało, ale cóż, stało się jak się stało. Plus jest taki, że chociaż trochę pojeździłem, wyczułem co jeszcze jest do zmiany i wiem nad czym musimy jeszcze popracować. Teraz czekam na kontynuację tych treningów.

Jak wyglądają aktualnie Twoje treningi – głównie siłownia czy też jakiś motocross i bieganie?

Ostatnio mieliśmy trochę chłodniejsze dni, ale generalnie jak jest pogoda, to staram się potrenować na crossie. Poza tym, rozciąganie w domu, dbanie o kręgosłup i inne elementy. Mam jednak po tej zimie trochę problemu z tym, żeby w domu usiąść i mocno ćwiczyć. Od czasu do czasu oczywiście staram się to robić, ale jestem już głównie nastawiony na jazdę na torze.

Janusz Kołodziej (z prawej) i Krzysztof Cegielski. fot. Kamil Woldański

Sporo mówi się o kryzysie jaki przyniesie koronawirus. Jesteś zdania, że będzie potrzeba obniżyć kontrakty i pojechać ten sezon za mniejsze kwoty?

Wszyscy mamy ogromne problemy z tym, co się dzieje. Ja tak samo, niestety, musiałem wysłać mechaników do domu. Nikt na to nie był i nie jest przygotowany. Sytuacja jest naprawdę dziwna. Wiadomo, że każdy z nas chciałby, żeby to wszystko odbyło się normalnie. Pewnie będziemy musieli coś tam minimalnie zmienić, ale nie dajmy się też zwariować. Nagle części żużlowe i wszystko dookoła nie potanieje, więc ja sobie tego trochę nie wyobrażam. Liczę, że wszystko się ułoży i będzie dobrze.

Mechanicy zostali zwolnieni czy, podobnie jak Ty, czekają na rozwój wypadków?

Czekają, bo jak wszystko ruszy, to muszę ich mieć z powrotem.

A sponsorzy nie odzywają się jeszcze, że może być ciężko spełnić niektóre umowy?

Na razie u mnie takich głosów nie ma, żeby coś było nie tak. Jak mówię, żyję nadzieją, że wszystko się zmieni i wrócimy do normalności.

Ty, poza ściganiem się, prowadzisz szkółkę. Jak ta przerwa oddziałuje na młodych zawodników? Dla nich każdy wyjazd na tor w tym wieku to duża szansa na rozwój…

W szkółce jeszcze nie mamy zawodników, tylko są dzieciaki, które się szkolą. Wiadomo, że wszystko stanęło na głowie i się pomieszało. Dzieciaki przede wszystkim mają problem ze szkołą, bo nie wychodzą z domów i uczą się online. Na razie jakiejś nadzwyczajnej pogody nie ma, więc nie tęsknią one tak bardzo za tym żużlem, ale za niedługo, jak zrobi się rzeczywiście fajna pogoda, a my wciąż będziemy czekać, to będzie dziwnie.

Podopieczni szkółki Janusza Kołodzieja, fot. archiwum prywatne Kamila Kupca

Rodzice nie dzwonią z pytaniami, co będzie z żużlem? Zainwestowali w swoje dzieci dużo pieniędzy.

Nie dzwonią, bo są normalni i rozumieją tę sytuację. Przecież to nie jest niczyja wina tylko po prostu tak wyszło. Wszyscy siedzimy w domach i nie możemy wrócić do normalności. Każdy robi, co może, ale zbyt wiele zrobić się nie da. Nic na to nie poradzimy. Co do inwestycji, to każdy płaci na coś pieniądze, ale też te pieniądze zarabia. W tym momencie mają z tym problem wszyscy ludzie na całym świecie. Szkółka nie jest wyjątkiem i musimy umieć z tym żyć.

Jak w takim razie Ty zabijasz czas w okresie gdy zbyt wiele zrobić się nie da?

Ja akurat bardzo dużo czasu spędzam w warsztacie. Jeśli nie remontuję sprzętu, to zajmuje się crossówką. Byliśmy też niedawno w Hiszpanii. Dużo się najeździłem i trzeba od czasu do czasu coś w tej crossówce poprawić, aby przy dobrej pogodzie można było trochę pojeździć. Można więc powiedzieć, że całymi dniami siedzę na warsztacie i coś tam dłubię. Nie dopada mnie coś takiego, że siedzę i chłonę te wszystkie informacje, które pojawiają się dookoła. Troszeczkę idzie od tego zwariować. Staram się od tego odłączyć i żyć swoim światem.

Rozmawiał BARTOSZ RABENDA