Kołodziej: Kiedyś marzyłem o tytule IMŚJ. I… nigdy nie wystąpiłem w finale

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Janusz Kołodziej po raz czwarty wywalczył złoty medal Indywidualnych Mistrzostw Polski. Tym razem dokonał tego na torze Unii Leszno. Jaka jest recepta na sukces? 

Janusz, po raz czwarty wygrałeś indywidualne mistrzostwo Polski. Łącznie masz na swoim koncie siedem medali tych rozgrywek. Zrównałeś się pod tym względem z Zenonem Plechem i Andrzejem Wyglendą…

Bardzo się cieszę z tego faktu, że wygrałem i wywalczyłem złoty medal po raz czwarty. Co do zrównania się z takimi legendami pod względem medali IMP, na pewno jest to miłe. Jako sportowiec zawsze staram się jechać jak najlepiej potrafię. 

Jaka jest recepta na tytuł mistrza Polski?

Kurczę, powiem Ci, że nie ma żadnej recepty. Ciężko tu cokolwiek odpowiedzieć. Choć zauważyłem jedną, nazwijmy to, prawidłowość – czasami są zawody, w których człowiekowi los nie pozwala za wiele zwojować, a są i takie, w których sukcesy wedle jakiejś tam systematyki się powielają. Ja zawsze walczyłem jako młody zawodnik i miałem cel, aby zdobyć mistrzostwo świata juniorów, a do tego niezbędny był przecież występ w finale. Nigdy mi się w tym finale nie udało pojechać, choć raz już się do niego dostałem. Nie pojechałem jednak ze względu na odniesioną kontuzję. Zawsze po prostu coś mi się nie układało. Z IMP jest akurat odwrotnie. Tu co jakiś czas udaje mi się pojechać bardzo dobrze i efekty są fajne. Nie ukrywam, że złoty medal z niedzieli bardzo mnie cieszy. 

Który z czterech złotych medali w IMP ma dla Ciebie, jeśli w ogóle można tak powiedzieć, największą wagę?

Wszystkie są dla mnie tak samo cenne i na wszystkie musiałem wraz ze swoim zespołem ciężko zapracować. Każdy z nich był jednak zdobywany w innych okolicznościach mojej zawodniczej kariery i każdy z nich ma tym samym  w tle jakąś swoją inną historię. Wiesz, myślę, że ten pierwszy wywalczony w Tarnowie, w 2005 roku, dał mi na pewno bardzo duży pozytywny impuls na przyszłość mojej kariery. Kurczę, to było już czternaście lat temu…

Janusz Kołodziej twierdzi, że nie ma recepty na złoty medal w IMP

W leszczyńskim finale startowałeś na jakichś specjalnie przygotowanych jednostkach?

Nie, nie. To były silniki, na których tak naprawdę startuję na co dzień. 

Czułeś, że dla wielu faworytem finału był Piotr Pawlicki?

Nie, Szczerze na tych zawodach miałem wyłączone myślenie. Starałem się jechać jak najlepiej w każdym biegu i bawić się jazdą bez zbytniego spinania. Efekt był, jak widać, dobry. 

W tym sezonie wygrałeś rundę Grand Prix, zdobyłeś złoto IMP. Jak rozumiem, kolejne zadanie to złoto DMP z Lesznem. Poza tym jeszcze jakieś marzenia, cele na ten sezon?

Nie mam wymarzonych celów na ten sezon. Staram się w każdych zawodach po prostu jeździć jak najlepiej potrafię. Na podsumowanie tego, co nam wyszło fajnie, a co nie przyjdzie czas po zakończeniu sezonu. Wtedy będę mógł powiedzieć czy jestem zadowolony. Zdobycze punktowe w lidze, trofea w zawodach – to zostawiam kibicom i statystykom. Ja chcę za każdym razem wykonywać swoją pracę jak najlepiej potrafię. Podkreślam to raz jeszcze.

Pytanie przewrotne. Gdy zaczynałeś karierę, na pewno marzyłeś o indywidualnym mistrzostwie Polski, ale czy brałeś pod uwagę że uda się czterokrotnie?

Kurczę, dobre pytanie. Wiesz, jak jest człowiek mały i młody, to marzy o wielu rzeczach, ale tak naprawdę nie wie, co go w życiu spotka i co się wydarzy. Także gdyby mi kiedyś ktoś powiedział, że będę cztery razy mistrzem Polski, to w życiu bym nie uwierzył. Pewnie, że indywidualne mistrzostwo było moim marzeniem i ja się tylko cieszę, że los sprawił, że się ziściło i to aż cztery razy. 

„Koldi” nie wierzył, że po tytuł mistrza Polski sięgnie czterokrotnie

Jakieś gratulacje po wywalczeniu złotego medalu zapadły Ci w pamięć? 

Nie. Jakichś szczególnych nie było. Wszystkie bardzo mnie ucieszyły i za wszystkie wszystkim serdecznie dziękuję, jako że jest okazja. Mam nadzieję, że wszystkie były równie szczere. Wszystkim, którzy trzymali za mnie kciuki, mocno jeszcze raz dziękuję. 

Prowadzisz szkółkę dla młodych adeptów, zaczynających swoją przygodę z żużlem. Patrzysz na te dzieci już jako dojrzały, utytułowany zawodnik. Widzisz tam swoich następców?

Uważam, że każdy może mieć swoją szansę, tylko musi tę przygodę z motocyklem zacząć. Wtedy też się okaże, czy na motocyklu czuje się jak ryba w wodzie czy wręcz odwrotnie. W naszej szkółce staramy się dawać tym dzieciakom możliwość jazdy i próbowania swoich sił w tym sporcie bardzo wcześnie. Jaki będzie efekt końcowy, to zależy też od nich samych. To wszystko wymaga pracy, poświęcenia. Ja, patrząc do tyłu, wiem ile pracy musiałem włożyć w to, aby być w tym miejscu, w którym jestem. Powiem ci, że jest kilku ciekawych chłopców czy kilka dziewcząt w tej szkółce, ale ciężko wyrokować, co wydarzy się z nimi w przyszłości. Poczekajmy. 

Teraz mamy krótką przerwę ligową. Janusz Kołodziej odpocznie czy w głowie ma już kolejne plany związane z żużlem?

Właśnie teraz wszedłem do domu po całym wyjeździe do Leszna i mamy okazję porozmawiać. (poniedziałkowy wieczór – dop. red.). Trafiłeś, bo mam w planach krótki odpoczynek, ale jak na razie to zdążyłem dopiero wrócić do domu i usiąść. 

Nie przeszkadzam zatem dłużej. Kończąc, zapytam tylko – na kolejny medal Janusza Kołodzieja w IMP ile poczekamy?

Nie wiem (śmiech – dop. red.). Ciężko powiedzieć. Kiedyś, powiem ci, zacząłem sobie liczyć, coś tam porównywać. Czasami coś takiego może jakoś podpowiedzieć. Co roku zawsze się staram przecież tak samo, ale nie co roku wychodzi, jak widzisz. Sam jestem ciekaw, czy będzie jeszcze kiedyś jakiś złoty medal… Pożyjemy, zobaczymy.

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA