Jack Holder. Foto: KŻ Orzeł Łódź
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jack Holder ma za sobą bardzo udany sezon, zarówno w PGE Ekstralidze jak i w eWinner 1. Lidze Żużlowej. Młody Australijczyk walnie przyczynił się do odbudowy i sukcesu Moje Bermudy Stali Gorzów, gdzie występował w roli „gościa”, a swój macierzysty zespół z Torunia poprowadził do awansu do najwyższej klasy rozgrywkowej. Można się więc dziwić, że zabrakło go w składzie reprezentacji Australii podczas Speedway of Nations w Lublinie. Jak sam przyznaje, była to jego indywidualna decyzja, bo nie przyjął powołania od Marka Lemona.

– To moja personalna decyzja, po prostu nie chciałem występować podczas finałów Speedway of Nations. Chciałem już wrócić do domu, do Australii, a jak wiecie w dobie pandemii koronawirusa nie jest to takie łatwe zadanie. Miałem problemy z zabukowaniem biletu na samolot, chyba cztery razy mój lot został odwołany. Po prostu chciałem już wracać do rodziny oraz do mojej dziewczyny – przyznał na łamach Speedway Star Jack Holder.

– Zaklepywałem jeden lot, po czym dowiadywałem się, że zostaje on anulowany. Bukowałem więc kolejny i sytuacja stale się powtarzała, to było dość frustrujące. W końcu zarejestrowałem się na stronach wielu linii lotniczych z prośbą, aby dali mi znać o najbliższym możliwym locie do Australii, który mógłby się odbyć. Byłem gotowy lecieć choćby z dnia na dzień – kontynuuje Australijczyk.

Loty długodystansowe do najtańszych nie należą, a opłatę z reguły uiszcza się z góry, tak więc co z pieniędzmi za odwołane przeloty?

– Oczekiwałem oczywiście zwrotu środków za zabukowane bilety, w sumie była to kwota oscylująca wokół 2 tysięcy dolarów. Każdy mój lot był sukcesywnie odwoływany, a ja otrzymywałem wiadomości, że zwrot kosztów nastąpi, ale linie lotnicze mają na to aż 6 miesięcy czasu. Płacisz za coś, co nie dochodzi do skutku i powtarza się to kilka razy, to jest denerwujące i nie ukrywam, że nerwy brały górę. Mam nadzieję, że rzeczywiście odzyskam moje pieniądze w najbliższej przyszłości – skomentował zdenerwowany Holder.

Australijczyk odniósł się także do konieczności przebywania na terenie Polski przez cały okres trwania sezonu 2020, aby móc regularnie występować w meczach ligowych.

– W marcu nagle otrzymaliśmy informację, że jeżeli chcemy w tym roku ścigać się w PGE Ekstralidze i 1. Lidze to musimy po prostu przeprowadzić się na czas trwania sezonu do Polski. Na decyzję i przeprowadzkę nie mieliśmy wiele czasu. Logistycznie, przeprowadzka z Australii na siedem miesięcy jest dość trudnym zadaniem, do tego dochodzi rozłąka z rodziną i przyjaciółmi na tak długi okres. Inni zawodnicy z Europy mogli tego tak nie odczuć, ponieważ w każdej chwili mogli wsiąść w samolot i w ciągu dwóch godzin być w domu z rodziną. W moim przypadku było inaczej, ponieważ mieszkam w Australii, podróż tam jest długa i męcząca, w trakcie sezonu 2020 była wręcz niemożliwa do wykonania. Zatem nie może nikogo dziwić fakt, że chciałbym już jak najszybciej znaleźć się w swoim domu w gronie najbliższych. Wcześniej próbowałem wszystkiego, ale wizyta w domu była niemożliwa, a teraz również mam problem z powrotem – tłumaczył sfrustrowany Jack Holder.

Holderowi finalnie, po wielu próbach i nerwach udało się powrócić na teren Australii, jednak teraz musi odbyć dwutygodniową kwarantannę zanim będzie mógł zobaczyć się z najbliższymi.

– W końcu udało mi się polecieć do Australii, ale co z tego skoro aktualnie jestem zamknięty w hotelowym pokoju na dwa tygodnie, gdzie odbywam obowiązkową kwarantannę. Jestem wkurzony, ponieważ zamiast wrócić do rodziny to błąkam się po hotelu przez całe dwa tygodnie. Nie mówię tylko o sobie, również moi koledzy Australijczycy przechodzą to samo. Wszyscy chcemy jechać już prosto do domu. Dodatkowo za te dwa tygodnie spędzone w hotelu musimy zapłacić z własnych kieszeni, ponieważ rząd nie refunduje kwarantanny w Australii. A pobyt tutaj do tanich nie należy, muszę zapłacić kolejny 1,6 tysiąca dolarów, podobnie jak moi koledzy – podsumował wyraźnie zniesmaczony 24-latek.

SEBASTIAN SIREK