Zdjęcie: Facebook Fogo Unii Leszno
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Menedżer Get Well po przegranym 42:48 spotkaniu przeciwko Fogo Unii Leszno odkrył kulisy swoich decyzji, a także przyznał, że „dziewiąty bieg będzie mi się śnił po nocach” – to w tym wyścigu, jadący na trzecim miejscu Jason Doyle nagle zatrzymał się, jak się później okazało, przez brak paliwa.

Ogólnie o meczu:

W Zielonej Górze pojechało dwóch, w meczu z Lesznem trzech i też się nie dało. Choć jeden z biegów (dziewiąty – przyp. red.) nieszczęśliwie nam się ułożył, bo mało kto myślał, że Jason przegra ten wyścig. Australijczyk już na piątkowym treningu pokazał, że jest świetnie dysponowany. Przed meczem zakładałem, że odda punkt, góra dwa. Okazało się, że na skutek braku paliwa Jason tego wyścigu nie wygrał. W meczach „na styk” taka losowa sytuacja robi różnicę. W spotkaniu z takim rywalem, jak Fogo Unia Leszno nie miałem ochoty czekać ze zmianami taktycznymi, uruchamiałem od razu „armaty”. Można było ryzykować, czekać na to, czy Norbert Kościuch przełoży się odpowiednio, ale jeżeli mamy -8 z Lesznem i siódmy bieg, to decyzja musiała być szybka: wstawiam zawodnika, który wygrał swój ostatni bieg, jadę dwoma liderami. Żużlowcami, którzy są najszybsi ze startu, co jest kluczowe w dzisiejszym speedwayu. Wydawało się, że jest jeszcze szansa zaatakować. No i ten dziewiąty bieg… będzie mi śnił po nocach. Liczyłem, że uda nam się w nim wyciągnąć wynik na -2, -4 i zabawa zacznie się od nowa. Cóż, tak się nie stało.

O Jacku Holderze:

Co tu dużo mówić – mamy dziurę. Próbowaliśmy u niego różnych, nawet najbardziej ekstremalnych rozwiązań. Małych, dużych, średnich… Trudno powiedzieć, co się z nim dzieje. Sprzęt ma najwyższej klasy, bo od Ryszarda Kowalskiego, a od początku stał w miejscu. Jack jest startowcem, więc jeśli u niego „wyceluje się” ze sprzętem i on wystrzeli ze startu, to będzie dobrze. W 14. biegu trzeba było wygrać, dlatego też jako słabszego zawodnika z pary, ustawiłem go na wewnętrznym polu. Poszliśmy w inny sprzęt, były też jednostki podstawione od kolegów z zespołu, z których ostatecznie – i to nie jest dziwne – nie skorzystał, bo wierzył w swoje maszyny. Niestety, mordował się niesamowicie, nie istniał punktowo. Wydawało się, że robiąc „swoje”, czyli średnią z poprzedniego sezonu, załata nam luki. Tak nie jest. Na pewno jednak skreślać go nie wolno, będziemy szukać kolejnych rozwiązań. A trzeba pamiętać, że jakość sprzętu nie zawsze równa się szybkości. Szybkość trzeba znaleźć. I tu leży problem, do rozwiązania którego potrzeba sporo pracy. Myślę, że Jack powinien zacząć regularnie startować w Anglii, bo tam na razie jeździ incydentalnie. Mam też prośbę: żeby jak najmniej o nim mówić, dać mu trochę spokoju. Bardzo wierzę w tego chłopaka. Tym bardziej, że mówimy o człowieku, który cały poprzedni sezon ratował nam tyłek. Teraz on potrzebuje naszego wsparcia, a wiemy, jakim potencjałem dysponuje. Uważam, że bez skutecznego i wyluzowanego Jacka, ligi nie zawojujemy.

O Rune Holcie:

Mamy od początku dwóch liderów, co w zeszłym sezonie nam się nie zdarzyło. Musimy jednak poczekać na Runego, który w Toruniu na takim torze, jak w meczu z Lesznem potrafił robić dwucyfrówki. Ewidentnie go nam brakuje. On co prawda deklarował gotowość, ale zamknąłem temat jego występu przeciwko Fogo Unii, bo uznałem, że jeszcze nie jest gotowy, że trzeba postawić na zawodników, którzy zrobili już kilka
dobrych ligowych kółek. To było zbyt duże ryzyko, choć, oczywiście, solo trenował, jest zdolny do jazdy. Nie wyobrażam sobie jednak sytuacji, żeby stanął pod taśmą już teraz obok wjeżdżonych w sezon zawodników. Trzeba było zrobić krok w tył, bo potrzebuję zawodnika na resztę sezonu, choć niewątpliwie brakuje rotacji. Wakat Runego i brak punktów Jacka powoduje, że ciężko jest nam wygrywać mecze.

O spięciu Chrisa Holdera z Igorem Kopciem-Sobczyńskim w 12. biegu:

Czy była „dyskusja”? Oczywiście, taki jest żużel. Zawodnik jest poddany ogromnym emocjom, w związku z czym, jeśli po zjeździe coś tam krzyknie, jest to naturalne. Jeśli ktoś będzie udawał, że tak nie jest, będzie lukrował rzeczywistość, mówiąc, że wszyscy się kochają, że po spięciu na torze jeden podszedł do drugiego, ucałował go w czoło i przeprosił, to jest to bzdura. Nazywajmy rzeczy po imieniu. Po tym biegu Igor zresztą podszedł do Chrisa i przeprosił go za błędy taktyczne w swojej jeździe, które także kosztowały nas punkty. Też byliśmy wkurzeni, ale to przecież nie znaczy, że teraz będę obrażony na Igora i przestanę się do niego odzywać. Nerwy więc były, ale to już historia.

O toruńskim torze:

W ubiegłym roku Leszno na przyczepnej nawierzchni nas rozjechało. Dzisiaj mówimy o torze, który poddawany jest ekstremalnej różnicy temperatur, a do tego Motoarena ulega tzw. efektowi szklarni. Poza tym, mówienie, że przygotowaniem toru załatwimy sprawę wyprzedzania jest mylne. To jest Ekstraliga, tu jeżdżą zawodnicy z Grand Prix, mistrzowie świata itd. Oczywiście więc, że trudno się wyprzedza. Z drugiej strony, taki Jason Doyle w piątek na treningu, na którym była jeszcze niższa temperatura, radził sobie znakomicie, a w niedzielę, gdy było cieplej, prawie wykręcił komplet punktów. Inaczej dziś, na początku sezonu, zachowuje się nawierzchnia, inaczej także pracują silniki niż jeszcze dwa tygodnie temu, więc nie ma już co patrzeć na mecze sparingowe. Twardy tor, jaki był w spotkaniu z Lesznem, przy bardzo zmiennej, wietrznej, a jednocześnie słonecznej pogodzie, jest najbardziej powtarzalny. Eksperymentować z tzw. średnią przyczepnością nie ma większego sensu, bo nie wiemy, jaka ona tak naprawdę jest. To nie dotyczy tylko nas, może nawet bardziej ekstremalne warunki panowały w Częstochowie, czy Gorzowie.

JACEK HAFKA