Rafał Dobrucki (z lewej) i Waldemar Walczak.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Historia rywalizacji o Młodzieżowe Mistrzostwo Polski Par Klubowych datuje się od początku lat 80. Juniorzy o krajowy prymat nie mieli okazji  ubiegać się wcześniej, choć nie brakowało talentów. Mistrzostwa świata także rozgrywano w formule par jedynie w dorosłej wersji, stąd zapewne brak zainteresowania w Polsce stworzeniem tego rodzaju rozgrywek.

Na szczęście w sezonie 1980 postanowiono dać narybkowi szansę. Limit wieku ustawiono na poziomie 23 wiosen i przystąpiono do zabawy. Finał poprzedziły trzy ćwierćfinały rozegrane w Ostrowie, Świętochłowicach i Łodzi oraz turnieje półfinałowe w Rzeszowie i Grudziądzu. Awans do finałowej batalii uzyskały po trzy najlepsze duety, ostateczne starcie odbyło się w Bydgoszczy, a palmę pierwszeństwa dzierżyli reprezentujący gospodarzy Krzysztof Głowacki (13) wespół ze Zbigniewem Bizoniem (7), którzy ledwie o punkt wyprzedzili Żabiałowicza i Kwiatkowskiego z Torunia oraz duet Antoni Skupień, Klimowicz z Rybnika. W barażu o historyczne srebro „Żaba” pokonał bezbłędnego wcześniej Antka Skupienia, przy czym Ślązak zaliczył w tym wyścigu upadek. Zatem trzy duety na podium, a różnica ledwie oczka. Co ciekawe, mimo siedmiu kolejnych krążków bydgoszczan, ten pierwszy pozostaje jedynym złotem w dorobku klubu.

Zaciekłość walki nie podziałała na wyobraźnię działaczy i przez kolejne dwa lata młodzieżowcy musieli obejść się smakiem, a zawodów po prostu nie rozgrywano. Na szczęście od roku 1983 MMPPK na stałe wpisano do kalendarza rozgrywek. Tym razem zmodyfikowano nieco formułę zawodów. W turnieju uczestniczyło siedem, a nie sześć i to tercetów miast par, bowiem wprowadzono, zapewne po dorosłych doświadczeniach, instytucję rezerwowego, zmieniono także górną granicę wieku uczestników. Odtąd w rywalizacji brali udział żużlowcy poniżej 21. roku życia.

Najpierw w Ostrowie rozegrano więc eliminację dla ekip drugoligowych, potem zaś odpowiednio w Świętochłowicach i Grudziądzu półfinały. Interesujące, że w ostrowskiej batalii trzecia była ekipa gospodarzy finału, tarnowskich Jaskółek, która potem nie startowała w półfinałach, korzystając z przywileju gospodarza ostatniego turnieju. Finał okazał się równie zacięty jak ten debiutancki. Ponownie trójka medalistów zmieściła się na podium w odległości punktu. Złoto zgarnęli rybniczanie, głównie za sprawą jadącego życiowe zawody Piotra Steuera, zdobywcy 17 punktów, wspieranego przez Liszkę (2) i Korbela (4). Na drugim stopniu duet z Gdańska (Stenka, Żyto), zaś najniżej gospodarze Unia Tarnów, po porażce w dodatkowym biegu Janusza Trytko ze Stenką. Tercet Jaskółek uzupełniali Arkadiusz Tanaś i Jerzy Stós. Indywidualnie podobnie jak Steuer z Rybnika, 17 oczek zapisał Piotr Pawlicki z Leszna, jednak tylko jeden punkcik partnera sprawił, że dla Byków zabrakło miejsca na pudle.

Od sezonu 1985 i finału w Bydgoszczy nastała era Stali Gorzów. Gorzowianie zwyciężali trzykrotnie z rzędu, przy czym ani jednego triumfu nie odnieśli na własnych śmieciach. Wygrywali kolejno w Bydgoszczy, Ostrowie i Lesznie, za każdym razem pokonując tercet bydgoskiej Polonii! Dwukrotnie spośród tych trzech wiktorii lepsi byli od Gryfów tylko o punkt.

W roku 1987 różnica była znaczniejsza, ale to z powodu kolejnej, chwilowej na szczęście, zmiany formuły turnieju. W latach 1987-1988 w zawodach startowało po 9 par, a w poszczególnych biegach po sześciu zawodników. Wyścigi punktowano 5-4-3-2-1-0. Zrezygnowano jednak z rozgrywania mistrzostw takim systemem ze względu na dużą liczbę wypadków na torach. We wszystkich trzech zwycięskich finałach Gorzów reprezentował Cezary Owiżyc, wśród polonistów takoż trzykrotnie, brylował Ryszard Dołomisiewicz, jednak bez solidniejszego wsparcia partnerów. W tamtym czasie ujawnił się również talent Piotra Śwista. „Twisty” dwa razy zwyciężał, zaś w kolejnych dwóch finałach po 1987 zdobywał srebro (Rzeszów, Gdańsk). Co interesujące, w rzeszowskiej batalii najlepszy indywidualnie, Krzysztof Kuczwalski z Torunia, wywalczył komplet… 30 punktów! Sezon 1989 to porażka Śwista z duetem Wybrzeża i jedyny krążek MMPPK w dorobku Tomasza Golloba.

Na kolejną serię przyszło poczekać do roku 1990. Toruńskie Anioły przebiły wcześniejsze dokonanie gorzowian, zwyciężając czterokrotnie z rzędu. Różnica jest jednak jeszcze jedna. Stal wygrywała na obcych obiektach, zaś dwa spośród czterech triumfów torunian miały miejsce u siebie. Hat-trick ustrzelił tym razem Robert Sawina. Kieszonkowy zawodnik dwa razy wygrywał na swoich włościach, zaś trzecie złoto dołożył w Gorzowie.

Podczas finału w roku 1991 rozpoczęła się także złota era… Waldemara Walczaka. Początkowo ten wówczas 16-latek wystawiany był nieco „na sztukę”. Dwukrotnie był rezerwowym, nie wystąpił w żadnym wyścigu, ale w kronikach cyklu został zapisany jako złoty medalista. Żeby jednak nie było, że się pastwię nad równie wysokim, jak niezmiernie sympatycznym Walczakiem. Waldek był gatunkiem startowca. Z trasy niewiele zwykle zdziałał, ale „swoje” złoto potrafił wywalczyć, nie zaś „otrzymać”. Co prawda dokonał tego parę lat po debiucie i w barwach Piły, nie Torunia, ale wespół z Rafałem Dobruckim wspięli się, że tak zażartuję, na wyżyny i zdobyli tytuł lub jak kto woli, najwyższy laur, podczas potyczki w Pile, którą wówczas reprezentowali, stanowiąc, jak żartowano, najwyższą parę juniorów w Polsce.

Waldemar Walczak.

Walczak sukcesy juniorskie w największej mierze zawdzięczał ojcu. Popularny Edek był zawsze obok syna. Dłubał przy sprzęcie, pilnował teamu, wydrapywał dla chłopaka często więcej niż było można oczekiwać. To taki rodzaj pozytywnie zakręconego na punkcie kibica, który całe serce i własne, niespełnione marzenia przelewał na syna. Kiedy Edek niespodziewanie i przedwcześnie zmarł, było to ogromnym ciosem, szczególnie dla wyważonego i powściągliwego Waldka. Miał jeszcze krótkie epizody m.in. w Warszawie u Kraskiewicza, gdzie nie było na Gwardii ani klimatu, ani tym bardziej pieniędzy na wielki speedway, aż koniec końców zakończył karierę w wieku zaledwie 28 lat. Walczak indywidualne sukcesy w karierze odnosił jako junior. W 1994 roku zdobył w Pile Brązowy Kask, natomiast w 1995 roku zajął trzecie miejsce w rozegranym w Toruniu finale turnieju o Srebrny Kask. W tym samym roku awansował do finału Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów w Tampere (XVI m.). W latach 1993–1996 czterokrotnie startował w finałach Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski (najlepsze wyniki: Toruń 1993 – VI m., Rzeszów 1995 – VII m.). Pięciokrotnie uczestniczył w finałach Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych, za każdym razem zdobywając medale (Gorzów Wielkopolski 1991 – złoty, Rybnik 1993 – złoty, Krosno 1994 – brązowy, Piła 1995 – złoty, Leszno 1996 – srebrny). Był również czterokrotnym medalistą Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostw Polski: złotym (Bydgoszcz 1992), dwukrotnie srebrnym (Wrocław 1993, Gorzów Wielkopolski 1995) oraz brązowym (Rzeszów 1994). W tabeli wszech czasów MMPPK jest wciąż drugi, za „Smykiem” i pewnie zbyt prędko nikomu pola nie ustąpi.

Na czele Jego Wysokość, Rafał Dobrucki.

A propos Warszawy. W sezonach 2011 i 2012 medale w juniorskich parach zdobyła ekipa… WTS Nice Warszawa. Najpierw w Gdańsku zwyciężyli w barwach tej ekipy bracia… Pawliccy. Rok później brąz dołożył tercet Łukasz Sówka, Łukasz Przedpełski i Adrian Gała. Warszawianie korzystali wówczas, w głównej mierze, ze skonfliktowania narybku w rodzimych ośrodkach i stąd głównie tyleż pokaźny, co zaskakujący dorobek medalowy.

Ostatnie lata to dominacja Unii Leszno. Po dwakroć pokonali gospodarzy w Rybniku, raz jeszcze nie pozwolili wygrać miejscowym gorzowianom (już bez Zmarzlika, z którym Stal triumfowała w roku 2015, przed… Unią Leszno) i dzięki temu zapoczątkowali serię trzech kolejnych wiktorii, którą wciąż mogą kontynuować. Kubera i „Smyk” dominują na krajowym podwórku, a swój nieprzeciętny talent potwierdzają w MMPPK. „Byczki” przewodzą także tabeli medalowej z ośmioma zwycięstwami, jednak więcej krążków łącznie zdobyły choćby Toruń i Gorzów, a tyle samo Rybnik. Co z tego, skoro Stal i Apator zapisały ledwie po pięć złotych, a Rybnik z trzema triumfami został jeszcze wyprzedzony przez czterokrotnie złotą Piłę.

Dominik Kubera i Bartosz Smektała – na galowo.

Indywidualnie na czele Smektała z czterema złotymi, srebrnym i kolejną szansą przed sobą. Za nim Walczak (3-1-1) i drugi z leszczyńskich „cielaczków” Kubera (3-1-0). Na czwartej pozycji, wspólnie, trzykrotnie najlepsi Owiżyc i Sawina. Dalej pechowy Świst (2-2-0) i także czterokrotny medalista Tomek Bajerski (2-0-2). Na 31. miejscu, dopiero, Sławek Dudek, tata Patryka. On cieszył się z podium aż trzykrotnie, jednak zawiesił tylko raz złoto na piersi, stąd dosyć odległa lokata, za kilkoma przynajmniej zawodnikami, którzy zdobyli tyle samo lub mniej krążków, lecz z cenniejszego kruszcu. Tu jednak syn nie wyprzedzi już ojca, a temuż pozostaje satysfakcja z pokonania utalentowanej latorośli.

I w stroju roboczym – Smektała (z lewej) i Kubera.

Tomasz Gollob z jedynym złotem na… 46. pozycji tej listy, a wcześniej podwójni medaliści pokroju Michała Mitko, Rafała Flegera, Dawida Kujawy, Sebastiana Smotera, czy Huberta Łęgowika. Gdyby statystyki jeździły, to Gollob nigdy nie osiągnąłby późniejszego poziomu i sukcesów. Szanse na solidny awans ma jeszcze choćby młodziutki Mateusz Bartkowiak z Gorzowa. Już srebrny, do tego utalentowany i zaczynający punktować w lidze, zatem… tylko wygrywać. W sumie nazbierało się przez te lata prawie dwie setki medalistów i 18 klubów, na kolejnych czekamy i oby poszli w ślady Szczakiela czy Golloba.

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI