Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Ten niespełna 50-letni listonosz z Gdańska pozornie niczym szczególnym się z tłumu nie wyróżnia. Jednak, gdy wraca do domu i otwiera swoje królestwo, jakim jest zwykły użytkowy garaż, to okazuje się, że Grzegorz Soński to człowiek niezwykły. Dlaczego? Zapraszam Was na wspólną podróż z pasjonatem i najpotężniejszym kolekcjonerem plastronów żużlowych w Polsce.

Grzegorz, tytułem wstępu – proszę, powiedz parę słów o sobie naszym Czytelnikom.

Cóż ja mogę o sobię powiedzieć? Jestem zwykłym, skromnym człowiekiem, bardzo szczęśliwym, mimo że niezbyt zamożnym. To szczęście dają mi moja cudowna małżonka Małgorzata, dwójka dorastających, fantastycznych dzieciaków oraz pasja, którą kultywuję i rozwijam. Poza tym mam żużel w swoim mieście. Co prawda wiedzie im się raz lepiej, raz gorzej, ale jestem naprawdę szczęśliwym gościem. Nie narzekam w życiu, tylko cały czas się uśmiecham, bo mam wokół siebie ludzi, których bardzo kocham. Na dowód słów, które wypowiadam opowiem ci anegdotę. Pewnej soboty Gosia przygotowywała kolację dla naszej rodziny i wtedy zadzwonił Renat Gafurow z propozycją wspólnego obejrzenia zawodów Grand Prix. Oczywiście, że nas odwiedził, ale z siedmioma kolegami. Wyjąłem zapasy kibicowskie z lodówki, żona powiększyła odrobinę przygotowania do kolacji i przeżyliśmy razem wspaniałe chwile. Uwielbiam gościć u siebie żużlowców. To są zupełnie inne rozmowy niż te po zawodach. Moim ulubionym pytaniem, jakie im zadaję jest to czy się boją jeździć. Serio, bo wiesz, ja sam mam w swoim garażu trzy kompletne motocykle i nigdy na nich nie jeździłem. Rodzina nigdy by się na to nie zgodziła. Ponadto moje gabaryty średnio mi na to pozwalają. Mam po prostu duży brzuch.

No właśnie, jak na Twoją kolekcjonerską pasję reaguje rodzina?

To moja ukochana małżonka zaproponowała, żebym swoje zbiory uporządkował i porobił wieszaki oraz półki w garażu, bo z początku to wszystko było lekko nieuporządkowane. Ona cieszy się moją radością i bardzo mnie w tym wszystkim wspiera, a nie jest to łatwe. Mój dzień wygląda tak, że wracam z pracy, włączam komputer i czytam wszystkie wiadomości o żużlu. Potem szukam jakichś pamiątek i w międzyczasie zdarzają się telefony od kolegów, żeby np. omówić nadchodzącą kolejkę żużlową. Tak to wygląda. Znaczna część mojego życia kręci się wokół żużla.

Grzegorz Soński, mimo iż posiada trzy kompletne motocykle, to nigdy na żadnym nie jeździł

Od kiedy interesujesz się speedway’em?

Mam żużel we krwi od dziecka. Pochodzę z dzielnicy w Gdańsku na Dolnym Mieście, a tam nie mieliśmy zbyt wielu możliwości do zabawy, więc tata zabierał mnie z bratem rowerami na stadion. Wtedy ten stadion był większy niż dzisiaj. To były czasy, w których wielu facetów, żeby nie siedzieć w koszarach wojskowych, odbywało swoją służbę grając w piłkę lub jeżdżąc na żużlu.

Wtedy już też narodził się pomysł na zbieranie pamiątek żużlowych?

U mnie zaczęło się tak, jak pewnie u większości dzieciaków. To były pierwsze fascynacje i chęć kolekcjonowania, a że zaczęły się stopniowo pojawiać stoiska z proporczykami, zdjęciami i programami żużlowymi to tym bardziej miałem możliwość, aby zacząć zbierać pamiątki.

Jednak u Ciebie, nie zdjęć czy programów, ale plastronów jest najwięcej. Dlaczego akurat taki kierunek?

Tak, zgadza się. Jakoś do plastronów mam szczególny sentyment. Oczywiście mam kilkanaście kasków, mnóstwo proporczyków, ale to plastrony są dla mnie creme de la creme. Coraz ciężej je zdobyć, bo dzisiaj żużlowcy mają je wszyte w kevlary. Każdy zdobyty stanowi dla mnie ogromny powód do dumy. Gdy uda mi się nabyć kolejny chodzę bardzo szczęśliwy po domu. Szacuję, że mam ich ponad 800. Jest to liczba dosyć ruchoma dlatego, że kilka mam pożyczonych, a inne znowu czekają na wymianę. Nie mam problemów z tym, żeby młodym chłopakom ze szkółki w Gdańsku pożyczyć jakiś kevlar czy kask albo na potrzeby jakiejś wystawy muzealnej.

Mając tak potężne zbiory, bierzesz udział w aukcjach charytatywnych?

Oczywiście! Wspieram potrzebujących, jak tylko potrafię. Nie tylko wpłacam pieniądze na czyjąś rzecz, ale licytuję i organizuję aukcje charytatywne. Jak zauważyłeś posiadam też czapeczki, proporczyki i szaliki, ale one są przeznaczane właśnie na licytacje. Kilka razy zorganizowaliśmy wspólnie z kolegami zbiórkę na rzecz Andrzeja Szymańskiego. Dostąpiłem zaszczytu poznania pana Henryka Żyto. Wspaniały żużlowiec i człowiek. Jemu też pomogłem. Zorganizowałem także zbiórkę na rzecz mojego żużlowego idola Zenona Plecha, który jest obecnie bardzo schorowany. Ubolewam jednak nad tym, że mimo iż tych kontuzjowanych żużlowców nie ma aż tak bardzo wielu, to nie mają żadnej pomocy systemowej. Wspomnieć tutaj należy chociażby Kamila Cieślara czy Bogusia Nowaka.

Czy w swojej kolekcji masz swojego białego kruka?

Nie, ponieważ każdy egzemplarz jest dla mnie na swój sposób wyjątkowy.

Jaką największą kwotę musiałeś zapłacić?

Zapłaciłem kiedyś około 2 tys. zł za pewien plastron, ale niestety nie powiem Ci za który, bo nie pamiętam.

Grzegorz, przeglądając Twoje rozległe zbiory i mając wiedzę jaki zawód wykonujesz, powiedz proszę skąd bierzesz na to wszystko pieniądze?

To jest tak, że ja to gromadzę już kilkanaście lat, także nie wydaje się to aż tak straszne jak wygląda. Zresztą wiesz, jak ktoś jest pasjonatem, to pieniądze zdobędzie nawet spod ziemi. Zbudujmy taką historię. Nagle dowiaduję się, że ktoś jest w posiadaniu plastronu Jerzego Szczakiela, w którym zdobył tytuł Indywidualnego Mistrza Świata. Oczekuje za niego na przykład pięć tysięcy złotych. Wiesz, co robię? Pędzę do banku, biorę kredyt i kupuję. Po prostu muszę go mieć.

Jak wygląda Twój schemat poszukiwania nowych skarbów?

Kiedyś dużo czasu spędzałem na aukcjach internetowych takich jak Allegro czy OLX. To były jeszcze rynki mało znane, a to oznaczało, że mogłem znaleźć różne perełki. Dzisiaj zaglądam tam bardzo rzadko, bo rynek jest już przerzedzony. Chciałbym bardzo wyraźnie zaznaczyć, że w zbieractwie pomaga mi bardzo szeroka grupa ludzi. Dostaję ogromną pomoc od klubu w Gdańsku i mimo że nie piastuję tam żadnej funkcji, to nie jestem już anonimowy. Nie sposób pominąć Krystiana Plecha czy mojego serdecznego przyjaciela z Anglii Radka Tomalę, który gdy się dowiaduje o czymś czego szukam, natychmiast mnie informuje. Również Tomek Chrzanowski i Paweł Hlib bardzo mi pomagali. Nawiązałem także stałe kontakty z kolekcjonerami zza granicy. Moja siatka osób zaangażowanych w powiększanie mojej kolekcji stale wzrasta. Wychodzę z założenia, że dobro wraca. Jak tylko mogę dzielę się swoimi pamiątkami na różne sposoby. Często użyczam plastronów czy kasków na różne wystawy. Staram się odwdzięczać za okazywaną mi pomoc.

Jak się z Tobą rozmawia, to cały czas słychać w glosie to podniecenie, tę fascynację, jak u bardzo młodego chłopaka, który widząc swojego idola płonie ze szczęścia.

Bo tak jest. Dla mnie przebywanie w parku maszyn to za każdym razem spełnianie marzeń. Mogę podejść, powąchać metanol, poklepać po ramieniu czy zamienić słowo z danym zawodnikiem. Mimo że w klubie jestem rozpoznawany, to zawsze jak każdy kibic czekam po zawodach pod bramą, żeby móc wejść do parkingu. Mam ogromny szacunek do każdego z nich, za to, że są mega odważni i również spełniają swoje marzenia wykonując ten bardzo niebezpieczny zawód. Tym bardziej się cieszę, gdy któryś z nich zawita do mnie na działkę. Poznaję ich wtedy z innej strony.

Grzegorz, Twoje królestwo stale się powiększa. Co zrobisz, gdy najzwyczajniej w świecie zabraknie Ci w nim miejsca?

Najlepsze jest to, że to zwykły garaż użytkowy, w którym trzymam swoje auto i rzeczywiście jest tam coraz mniej miejsca. Marzy mi się taki duży, ale to koszt około 50 tys. zł. Zbierać nie przestanę nigdy, bo to jest moje życie. Ja to kocham i cały czas mam tą pasję i chęci na wyławianie kolejnych kąsków.

Z racji tego, że miałeś ostatnio urodziny – życzę Ci dużo zdrowia i aby ta iskra, którą masz w głosie nigdy nie zagasła.

Pasja we mnie nie umrze nigdy – tego jestem pewien, a za życzenia bardzo dziękuję i serdecznie pozdrawiam.

Rozmawiał ŁUKASZ BRUNACKI