Rune Holta i Greg Hancock. FOT. JAROSŁAW PABIJAN
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jest najstarszym zawodnikiem, który zdobywał tytuł Indywidualnego Mistrza Świata. Urodzony w Kalifornii Greg Hancock w tym sezonie miał po raz kolejny walczyć o złoto w cyklu Grand Prix. Niestety, choroba żony sprawiła, że Amerykanin podjął decyzję o przerwaniu występów na żużlowych torach. 

Na łamach angielskiego Speedway Stara, były zawodnik m.in. Stali Rzeszów i Get Well Toruń przyznaje, że innej decyzji po prostu być nie mogło. 

– Była gdzieś nadzieja, że może wrócę na tor w tym sezonie. Jednak powiedziałem Jennie, że dopóki ona nie będzie zdrowa, ja na żużlu ścigał się nie będę. Bardzo się kochamy i naturalnym jest fakt, że jestem przy kobiecie, która przez ostatnie lata martwiła się o mnie przy każdym moim starcie. Myślałem też o tym, co będzie jeśli mi się coś stanie na torze, a Jennie walczy z chorobą… – mówi Amerykanin.

– Nie mogłem po prostu startować. To była słuszna decyzja. Żona walczy z rakiem piersi. To jest poważna sprawa i nikomu z nas nie jest łatwo. Droga walki z chorobą jest wyboista i długa, wymaga też wielkiej woli walki. My walczymy. Lekarz określił to Jennie tak: „Nie jesteś chora, nie musisz leżeć w łóżku, ale mamy problem i wszyscy musimy pracować nad jego pozytywnym rozwiązaniem”. Jestem więc z nią i staram się ją wspierać w walce z rakiem z całych sił – podkreśla zawodnik. 

Hancock nie ukrywa, że po upublicznieniu wiadomości o chorobie żony otrzymują liczne głosy wsparcia, nie brak również miłych, zaskakujących gestów.

– Wsparcie jakie dostajemy, jest naprawdę niesamowite. Liczba osób, które pomagają żonie, jej koleżanki, grupy wsparcia czy też zwykli ludzie – to wszystko jest wspaniałe. Na pewno pomaga jej świadomość, że nie jest sama – jak to lekarz nazwał – z problemem. Mnie bardzo w tym wszystkim wsparło środowisko żużlowe. Wspomnę tylko, że nie wystartowałem w tym sezonie w żadnych zawodach, a firmy Monster czy MX World, które mnie wspierają, wywiązały się z naszych umów. Wszystkim, którzy pomagają i nas wspierają, mówię po prostu: dziękuję – kontynuuje były indywidualny mistrz świata.

Greg przyznaje, że coraz częściej pytany jest o powrót na tor w sezonie 2020.

– Oczywiście, wiele osób mnie pyta czy wrócę. Nie jest żadną tajemnicą, że taki jest mój plan i wierzę, że tak się stanie. Być może zostanie mi przyznana „dzika karta” upoważniająca do startów w Grand Prix. Jednak powrót po rocznej przerwie nigdy nie jest łatwy. Sam się pytam: „Człowieku, masz 50 lat, rok nie startowałeś. Czy jesteś w stanie podołać zadaniu?” Jednak tak naprawdę wszystko zależy od psychiki. Mnie się wydaje, że nie opuściłem całego sezonu, może kilka okrążeń. Ważne też jest, aby mieć – przy ewentualnym powrocie – obok siebie jak zwykle oddany, zgrany zespół. W czerwcu przyszłego roku kończę 50 lat i jak patrzę w lustro, faktycznie coś koło tego mam. A czuję się na połowę mniej – mówi Hancock.

Ostatni turniej Grand Prix w Cardiff Hancock obserwował na żywo, po raz pierwszy nie jako zawodnik. Jak sam przyznaje, to ciekawe doświadczenie.

– Na pewno czułem się nieco dziwnie. To jest tak – oglądasz z boku jak jeżdżą inni i mówisz sobie „kurczę, no nie, przecież ja bym jednak zrobił to zupełnie inaczej!”. Jednak jako zawodnik, który przeżył to na torze, wiesz, że jak jedziesz z adrenaliną, w emocjach to i może niekiedy zrobiłbyś gorsze błędy aniżeli ci, którym to zarzucasz. Myślałem sobie, że jeśli wrócę, to takie sytuacje rozegram inaczej – podkreśla.

– Co do zawodników, to największe szanse na tytuł ma Bartosz Zmarzlik. Jedzie z roku na rok dojrzalej i robi mniej błędów. To zawodnik, który wyciąga wnioski. Będę zaskoczony, jeśli w Toruniu nie postawi kropki nad „i”. Jedyne czego potrzebuje, to spokoju i mądrości – podsumowuje Hancock. 

Amerykanin myśli o powrocie, ale wciąż najważniejsze jest zdrowie małżonki.

– Nasze życie się zmieniło. Jak to Jennie mówi, mamy nowe-stare życie. Mam osobiście nadzieję, że wszystko się poukłada. Radzę sobie z tym problemem, jaki mamy. Myślę o całej sytuacji częściej, aniżeli o innych rzeczach. Daję Jennie od siebie tyle, ile mogę. Powiedziałem jej: „Mam duże ramiona. Gdyby tylko było to możliwe, wziąłbym na nie wszystkie problemy, z którymi walczysz…”. Zdrowie żony jest najważniejsze – kończy Hancock.