Greg Hancock/ fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Amerykanin Greg Hancock musiał z rodziną zweryfikować swoje plany odnośnie powrotu z Kalifornii do Europy. Cała rodzina pozostanie w najbliższym czasie w Stanach Zjednoczonych. Były zawodnik na łamach Speedway Star twierdzi, że jego zdaniem koronawirus dotknął bezpośrednio również ich. 

– Nasza cała rodzina była mocno chora. Teraz mogę o tym spokojnie mówić. Zaczęło się w styczniu od syna Karla, który jest astmatykiem. Miał na tyle duże problemy, że pomagał mu inhalator. Później przez kilka dni przeziębiony był średni syn Bill. Po nim cierpiała Jenny, która też była mocno przeziębiona, miała bóle w klatce piersiowej i suchy kaszel. Na końcu zachorowałem ja… Miałem mocny ból gardła i silny suchy kaszel, głównie wieczorami. Nie przechodziło to przez około tydzień. Udałem się do lekarza, bo sądziłem, że symptomy wskazują na koronowirusa. Zbadano mi płuca i okazało się, że wszystko jest ok. Lekarz zalecił mi dbanie o siebie i oszczędzanie. Wtedy nie mieli jeszcze wystarczającej liczby testów i powiedziano mi, że objawy nie wskazują na obecność koronawirusa. Wszyscy już jesteśmy w pełni zdrowi, stosowaliśmy się do zaleceń lekarzy. Ale jestem przekonany, że koronawirus dotknął nas bezpośrednio – mówi były indywidualny mistrz świata. 

Zdaniem Amerykanina to dobrze, że obecnie cała familia zamieszkuje w amerykańskiej Kalifornii.

– Nasz region nie ma aż tylu zachorowań, co w innych częściach Ameryki. Może słońce i pogoda mają na to wpływ. Mieliśmy wrócić do Europy, ale wiadomo jaka jest sytuacja i póki co zostajemy tutaj. Wszystko tak naprawdę sprowadza się do trzymania dystansu społecznego. Sklepy nie otworzyły się całkowicie po dziś dzień. Możemy jednak wychodzić, jeździć  na rowerach, surfować czy być w inny sposób aktywnymi fizycznie. Najważniejsze żebyśmy byli zdrowi i aby świat jak najszybciej wrócił do normalności – kontynuuje Hancock. 

Na czele Greg Hancock. fot. Jarosław Pabijan

Były zawodnik m.in. Sparty Wrocław, Unii Tarnów czy Falubazu Zielona Góra przyznaje, że na torze jeszcze się pewnie pojawi. W jakim charakterze, nie wie. Koronawirus storpedował również plany związane z jego oficjalnym pożegnaniem. 

– Wiem, że promotor Poole chciał oficjalnie mnie pożegnać. Były plany z BSI oraz Monsterem, aby zrobić coś fajnego. Niestety ze względu na sytuację zostało to wszystko wstrzymane. Ja na torze w turnieju pożegnalnym? Pomysł Matta Forda jest fajny, ale odszedłem z żużla. Jeśli wsiądę na motocykl w turnieju, to trochę tak jakbym działał przeciwko swojej woli i temu, co postanowiłem… – kończy Hancock.