Żużel – emocje, adrenalina, pełne stadiony, dramaty i ekstaza. Potem szampany po sukcesach i połajanki po porażkach, a wreszcie domowe zacisze i szansa chwilowego uspokojenia rozedrganych nerwów. Następnie pobudka, do busa, w samolot i dalej w drogę, na kolejne zawody, po chwałę, sławę i … pieniądze. I tak przez następne lata, niezmiennie, z coraz mniejszą radością i entuzjazmem, a rosnącym znużeniem…
Tak wygląda zazwyczaj życie żużlowca. A co, jeśli ten scenariusz zostanie zburzony, przerwany gwałtownie makabryczną kontuzją? Wózek inwalidzki, początkowo współczucie środowiska, z czasem cisza i zapomnienie. Doskwierające, codzienne problemy materialne, niewystarczająca rehabilitacja, a do tego gasnąca nadzieja – przygnębiająca perspektywa.
Wiele lat temu redaktor Janusz Pichlak z TVP powołał (w zasadzie był pomysłodawcą) fundację „Gloria Victis”, czyli Chwała Zwyciężonym. Nazwa być może nieadekwatna, bowiem jak mawiali światlejsi: „póki walczysz, jesteś zwycięzcą”, ale nie rzecz w szczegółach i czepialstwie. Otóż zamysł był zacny. Zadaniem fundacji była pomoc zawodnikom, poszkodowanym w wyniku uprawiania sportu. I nie chodziło tu o gwiazdy z pierwszych stron gazet, ale także, a może nawet przede wszystkim, o nieznanych, bezimiennych często, młodych ludzi, którzy nie zdążyli zaistnieć, nie zdobyli gradu medali, a już stracili zdrowie, być może bezpowrotnie. Idea piękna, jednak fundacja nie oparła się próbie czasu, a szkoda.
Dzisiaj warto o tym przypomnieć, bowiem cała sportowa Polska pomaga i współczuje Tomaszowi Gollobowi. Jest związany z tym, pozytywny szum medialny, są kolejne zbiórki, inicjatywy itd, zatem jest wyśmienita okazja, by sprawy nie pokpić i usankcjonować tę pomoc, rozszerzając przesłanie, generalnie o byłych zawodników na wózkach. Jestem przekonany, że nawet jeśli nie przyznają tego publicznie, to w Błaszaku, Nowaku, Szymańskim, Winiarzu, czy nawet Rafale Wilku, mimo sukcesów paraolimpijskich i wielu innych, ma prawo krew się gotować. A dlaczego tylko Gollob, a co z nami? No właśnie – co z innymi? Czy to przystoi, by były zawodnik, od lat przykuty do wózka, dorabiał sobie do niewielkiej renty inwalidzkiej, sprzedając na stadionie czapeczki i proporczyki ? Hańba mości Panowie! Hańba!
Moim zdaniem warto wrócić do idei fundacji, wykorzystując dramatyczne, jednak sprzyjające sprawie, okoliczności. Stowarzyszenie zawodników „Metanol”, prowadzone przez także mocno doświadczonego Krzysztofa Cegielskiego, nie tylko mogłoby, ale wręcz powinno, wymusić na aktualnie czynnych zawodnikach, choćby niewielki odpis, od ich, nie oszukujmy się, wysokich zarobków, z przeznaczeniem na tę Fundację. Podobnie GKSŻ i Ekstralipa S.A. – choćby część kwoty z praw transmisji, bądź opłat licencyjnych, czy za prawa do konkretnych zawodów – mogłyby i powinny przeznaczać na takie wsparcie. Mając zaś środki, w Fundacji zarządzanej solidarnie, przez przedstawicieli każdego ze sponsorów tego podmiotu, rozdysponowanie wśród potrzebujących byłych zawodników, nie stanowiłoby już najmniejszego kłopotu.
Zatem do dzieła rodacy!
Przemysław Sierakowski
Żużel. Za nim pierwszy pełny sezon. Wierzą w jego rozwój
Żużel. Piotr Baron nie martwi się o atmosferę. Trener Apatora o transferach na sezon 2025
Żużel. Zawiesił szaliki Motoru w Tanzanii, Kongo i Angoli! Tak celebruje złota Koziołków! (WYWIAD)
Żużel. Fatalne wieści. Dilger ze złamanym kręgosłupem!
Żużel. Glasgow chce ugościć najlepszych. Poczynią wielką inwestycje!
Żużel. Będzie renegocjacja kontraktów w Tarnowie? Unia walczy o przystąpienie do ligi