FOT. JAKUB SOBOCZYŃSKI
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Oberwało mi się w komentarzach, po tym jak zaproponowałem stworzenie funduszu, czy fundacji z zadaniem pomocy potrzebującym, byłym zawodnikom. Zasilanej obligatoryjną wpłatą od czynnych żużlowców, stanowiącą ułamek procenta ich zarobków. Zarzucono mi wówczas, że pomysł wypacza ideę dobroczynności, że chętnie zaglądam w cudze portfele, że wreszcie rzecz cała winna mieć charakter jednorazowego, pospolitego ruszenia. Otóż stanowczo nie zgadzam się z takim stawianiem sprawy.

Fundusz, fundacja, czy jak tego nie nazwać, może mieć rację bytu tylko jeśli będzie działaniem skutecznym. Żeby takim był, musi być bezwzględnie i regularnie zasilany. Nie ma tu i nie było od początku, mowy o działalności charytatywnej, czy dobroczynnej. Ma to być przymus, zatem działanie choć szlachetne, to wymuszone. Po tamtym artykule najwyraźniej wywołany do tablicy poczuł się szef GKSŻ, Piotr Szymański, który udzielił wywiadu na temat działalności Fundacji PZM. Przeczytałem z zainteresowaniem, jednak obraz z tego wynikający bynajmniej optymizmem nie napawa.

Oto bowiem mogliśmy się dowiedzieć, że owa fundacja raz w roku, zatem od wielkiego dzwonu, organizuje kilkudniowy turnus rehabilitacyjny dla kilku raptem, wybranych, spośród rzeszy potrzebujących. Do tego sześć jednorazowych darowizn od tysiąca do dwóch i pół tysiąca złotych. I to wszystko. Prawdę mówiąc, na miejscu Przewodniczącego raczej wstydziłbym się z tego powodu niż chwalił. Mamy tu co najwyżej działania pozorowane, obliczone na poprawę wizerunku PZM i Fundacji. Niczego jednak kompleksowo nie rozwiązujące. Powtórzę więc. Stworzenie systemu, jakkolwiek go nie nazwiemy, Funduszem, Fundacją, czy jeszcze inaczej, to konieczność. Spójrzcie wokół, ilu byłych żużlowców, znanych, mniej znanych i zupełnie bezimiennych zmaga się co dzień z problemami dla nas, zdrowych, często niezrozumiałymi i niezauważalnymi. I nie myślę tu wyłącznie o zawodnikach kontuzjowanych, poruszających się na wózkach inwalidzkich. Myślę też o uzależnionych od alkoholu, a to choroba śmiertelna, o innych uzależnieniach nie wspominając. Nie zawsze rehabilitacja, czasem tylko pomoc psychologa, albo skierowanie i opłacenie detoksu, to już mogłoby stanowić dla wielu wybawienie. Tylko sami na to nie wpadną. Trzeba ich znaleźć i pokierować. A na koniec… zapłacić.

Skąd więc brać na te cele środki? Mecz Północ – Południe w porządku, ale głównym źródłem nie będzie. Nie w niezbędnym zakresie. Tu konieczne jest współdziałanie. Skoro GKSŻ potrafi wymuszać zachowania marketingowe u zawodników, potrafi odbierać im konkretne miejsca i powierzchnie reklamowe, to niechże się tymi pieniędzmi podzieli. Do tego dochody z kar, ułamek dochodu z GP, a wreszcie to, od czego zacząłem, czyli niewielka część dochodów zawodników. Jeśli określimy to procentowo, ci najbogatsi zapłacą najwięcej, ci zaś z najniższej półki relatywnie niewiele i będzie to w ten sposób sprawiedliwe. A, że żużlowcy będą się bronili rękoma i nogami, to już inna kwestia.

Niedawno organizowaliśmy zbiórkę na rzecz kontuzjowanego Andrzeja Szymańskiego. Uzbieraliśmy nieco ponad połowę zakładanej kwoty, ale spośród czynnych zawodników, wpłatami akcję wsparło raptem dwóch. Symptomatyczne. Problem w tym, że za kilka miesięcy Andrzej będzie miał te same problemy, a pieniędzy ze zbiórki nie będzie. Co wtedy? Znowu pospolite ruszenie? A co z innymi potrzebującymi? Na bezustannie dobre serca i głębokie portfele kibiców nie ma co liczyć bez końca. Tu musi funkcjonować rozwiązanie systemowe, czyli opisywany fundusz.

Teoretycznie, najbardziej na powstaniu przemyślanego i zorganizowanego rozwiązania, powinno zależeć czynnym zawodnikom, ale ich radosny poklask dla pomysłu to mrzonka. Ich niestety trzeba przymusić. Pogrymaszą rok, dwa, a potem przywykną ku chwale kolegów. A kiedyś, co nie daj Boże, być może sami będą zmuszeni wyciągnąć rękę po pomoc. Brak wzorców w innych krajach, czy dyscyplinach nie jest wytłumaczeniem. Co stoi na przeszkodzie, by żużel wprowadził prekursorskie, skuteczne metody działania?

Podsumowując. Nadal upieram się , że problem istnieje i wymaga rozwiązania. Systemowego rozwiązania. Brak wzorców, to asumpt do zastanowienia, nie zaś alibi, by nic nie robić. Panowie, wasi koledzy na wózkach, bezdomni uzależnieni, ludzie niezaradni życiowo, którzy kiedyś ścigali się jak wy dzisiaj, potrzebują pomocy i nawet nie potrafią o nią zabiegać. Macie serca?

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI

One Thought on Gloria victis ponownie, czyli nie zostawiajmy problemu swojemu losowi
    Daniel D
    17 Feb 2019
     1:44pm

    W pełni popieram. Procent powinien być obligatoryjnie pobierany (oczywiście w różnym rozmiarze) od zawodników, ale też i klubów zrzeszonych w PZM nie tylko żużlowych. Sporty motorowe są bardzo kontuzjowane i taki fundusz-fundacja na pewno się przyda. A na temat rzeczonego wywiadu pana Szymańskiego (pana z małej litery celowo) to aż szkoda się wypowiadać.

Skomentuj

One Thought on Gloria victis ponownie, czyli nie zostawiajmy problemu swojemu losowi
    Daniel D
    17 Feb 2019
     1:44pm

    W pełni popieram. Procent powinien być obligatoryjnie pobierany (oczywiście w różnym rozmiarze) od zawodników, ale też i klubów zrzeszonych w PZM nie tylko żużlowych. Sporty motorowe są bardzo kontuzjowane i taki fundusz-fundacja na pewno się przyda. A na temat rzeczonego wywiadu pana Szymańskiego (pana z małej litery celowo) to aż szkoda się wypowiadać.

Skomentuj