Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Nie tak miał wyglądać obecny sezon w wykonaniu zespołu z Wittstock. Po inauguracyjnym starcie w polskiej lidze w sezonie 2020, obecnie Wilki są czerwoną latarnią 2. Ligi Żużlowej. O aktualnej sytuacji klubu, podwójnym dniu meczowym i planach na najbliższą przyszłość rozmawiamy z prezesem klubu, Frankiem Mauerem.

 

Ten sezon pod względem sportowym jest katastrofalny dla Wolfe. Chyba nie tak miało to wyglądać?

Oczywiście, wszystko miało wyglądać inaczej. Wygląda to, jak wygląda. Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie jest to w naszym wykonaniu reklama żużla, ale tak naprawdę to dla nas bardzo ciężki sezon, który od samego początku zaczął się nie tak, jak przewidywaliśmy.

Co dokładnie masz na myśli?

Na pewno wpływ na to, co mamy w tej chwili miała pandemia i ta cała niepewność, czy wystartujemy czy nie i jak to będzie wyglądało. Najpierw się zgłosiliśmy, później weszły obostrzenia i nie chciałem być nie fair wobec PZM. Zgłosiłem, że możemy mieć problemy ze startem, nasz udział w lidze został zawieszony, a na końcu walczyliśmy o to, aby przy przychylności innych klubów pojechać i to nam się udało. Sportowo jesteśmy outsiderami i nasze mecze przyprawiają o ból głowy księgowe innych klubów… Zdaję sobie z tego sprawę. Co ja mogę zrobić? Mogę tylko powiedzieć: „przepraszam”. W sobotę miałem po raz pierwszy chwilę zwątpienia w to wszystko, ale trzeba walczyć do końca. Zabrakło na pewno sparingów, treningów, ale byliśmy – jak mówiłem – ograniczeni przez pandemię. Do sezonu podeszliśmy z marszu. 

No właśnie, czarę goryczy przepełniły porażki ze Stalą Rzeszów i Lokomotivem Dauvgapils. Dwa mecze jechaliście jednego dnia…

Mecz z Daugavpils planowany był na piątek. Mieliśmy jednak od środy załamanie pogody i bardzo intensywne opady deszczu. Drużyna gości też ponosi koszty związane z przejazdami i wszystkim nam zależało, aby te mecze pojechać. Rzeszów też przecież leży dobre „parę” kilometrów od nas. Działacze GKSŻ-u oraz klub robili wszystko, aby doprowadzić tor do stanu używalności. Wszyscy wykonaliśmy naprawdę ogromną pracę. W trakcie pierwszego spotkania okazało się, że tor nie do końca jest taki, jaki być powinien po opadach i podjęto decyzję o przerwaniu zawodów i o tym, aby kolejne godziny poświęcić na to, aby był lepszy w godzinach wieczornych, na mecz z Łotyszami. Od razu mówię – ponieważ spotkałem się z krytyką niemieckich kibiców – że to nie jest tak, że ja sobie wychodzę i mówię „kończymy mecz po ósmym wyścigu, bo mamy takie zachcianki”. To jest decyzja wielu osób, które odpowiadają za to, co najważniejsze, czyli bezpieczeństwo. Polska to jest żużel na innym poziomie niż w Niemczech. Tu proszę niemieckich fanów naszego zespołu o zrozumienie.

Sportowo bardzo mocno odstajecie w tym sezonie od rywali.

Dokładnie. Nie będę tu obwiniał żadnego z zawodników. Nie ma to w tym momencie najmniejszego sensu. Jesteśmy drużyną, przynajmniej ja mam takie wrażenie. Trzeba zwrócić uwagę na jeden dodatkowy fakt. Straciliśmy w ciągu paru tygodni – Erika Rissa, Stevena Mauera oraz Maxa Dilgera. Pech ogromny, który zawęża nam bardzo mocno pole jakiegokolwiek  manewru. Niby mamy w kadrze dziesięciu seniorów, a nie ma komu teraz jechać…

Z tego co mi wiadomo, w piątek macie mecz w Daugavpils, a może zabraknąć w składzie  dwóch podstawowych  zawodników młodzieżowych.

To już zupełnie inna historia. W niedzielę – 18 lipca – mamy mistrzostwa Niemiec juniorów. Przełożyliśmy mecz na piątek, po czym się okazało, że młodzieżowcy mają obowiązkowe zajęcia związane ze swoją edukacją. Pracujemy obecnie nad tym, aby wyjść z tej sytuacji. Tu trzeba pamiętać też o jednym, że w Niemczech nikt nie żyje z żużla, tak jak w Polsce. Każdy pracuje czy się uczy. Niestety jest, jak jest. 

Sporo kibiców zastanawia się, czy jest sens startowania dalej w polskiej lidze, skoro sportowo to wygląda, jak wygląda.

Każdy może mieć swoje zdanie. Ja nie zamierzam się wycofać czy się poddać. Siedzę i myślę tylko, co można jeszcze poprawić. To jest tylko sport i nie na wszystko ma się po prostu wpływ. Zawodnicy też na pewno nie są zadowoleni z wyniku sportowego.

Splendoru nie dostarczył Wam również ostatnio negatywny wydźwięk wokół klubu w mediach społecznościowych.

Na pewno nie. Powtórzę jedno – my święci nie jesteśmy. Każdy robi błędy. Możemy tylko starać się wdrożyć narzędzia bardziej profesjonalne w naszej działalności, ale też co niektórzy za ostro nas publicznie potraktowali. Ja nie zamierzam publicznie z nikim wojować. To nic nam nie da. Kwestie sporne wyjaśnia się w rozmowie, a nie w internecie. 

Co zatem dalej z Wittstock?

Jak powiedziałem. Na ten moment nie myślimy absolutnie o jakimkolwiek kroku w tył. Odbyłem podczas weekendu rozmowę z przedstawicielem PZM-u, otrzymałem pewne wytyczne i będę robił wszystko, aby zostały spełnione. PZM-owi mogę tylko podziękować za pomoc i przychylność oraz udzielone wskazówki.  Tyle na ten moment mogę powiedzieć. Chcemy walczyć do końca.