Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Trzeci weekend września upłynął pod znakiem nieprawdopodobnego widowiska w najwyższej klasie rozgrywkowej. Dwie drużyny ze względnie bliskich miast zaprezentowały pokaz umiejętności na niemal światowym poziomie. Jeden z zespołów był faworytem, a mimo to mecz był wyrównany, pełen niesamowitych zwrotów akcji, pięknych szarż, a na koniec padł niespodziewany wynik, na który nikt nie narzekał.

Spokojnie, nie przenieśliśmy się w czasie i nie prezentujemy zajawki relacji z niedzielnego meczu Fogo Unii Leszno z Betard Spartą Wrocław, a życzliwie wspominamy naszą rodzimą piłkarską ekstraklasę, bo nie często się zdarzają takie spotkania, jak w sobotę. Skupmy się więc na wielkim finale PGE Ekstraligi, gdzie emocji nie zabraknie, ale tylko jeden z zespołów będzie na koniec zadowolony. Kto zostanie ozłocony? Mamy kilka argumentów za jedynymi i drugimi.

Fogo Unia Leszno zdobędzie mistrzostwo Polski, ponieważ:

– Wygrała pierwszy mecz i musi tylko postawić kropkę nad „i”. Unia nie zwykła w tym sezonie przegrywać i w ogóle tracić punktów. Nieważne czy Częstochowa, Zielona Góra, Wrocław czy Toruń – ekipa Piotra Barona zwykle jest górą. I wcale jej to się nie nudzi. Może, gdyby w finale znalazła się gorzowska Stal – jedyny pogromca leszczynian w tym roku – to może dałaby radę powstrzymać Byki.

– Ostatni mecz u siebie przegrała w 2017 roku. I – co wydaje się wręcz sensacyjne – były to dwa takie mecze. Jeden z – oczywiście – Stalą Gorzów, a drugi z Betard Spartą. Wrocławianie dużą przewagę zbudowali wówczas na początku meczu, m.in. poprzez zwycięstwo 5:1 w biegu juniorskim. Teraz podwójna porażka duetu Dominik Kubera – Bartosz Smektała w Lesznie to opowieści z pogranicza science-fiction.

– Piotr Pawlicki zdobędzie komplet punktów. Kapitan Fogo Unii zdecydowanie więcej spodziewał się po pierwszym meczu ze Wrocławiu, w którym okazał się zbieraczem żużlowych śliwek. Nie był to jednak występ bardzo zły, wszak Pawlicki oprócz trzech zer dołożył jeszcze „trójkę” i „dwójkę”, a dzięki ogólnemu zwycięstwu Unii nikt nie pamięta słabszego występu zawodnika. Po niedzieli wszyscy pamiętać będą, a w leszczyńskich sklepach, szkołach i zakładach pracy długo będzie się mówiło o znakomitym Pawlickim, który poprowadził Unię do zwycięstwa.

– Janusz Kołodziej będzie cierpiał na „chorobę Grand Prix”. Tyle, że odwróconą. Po słabym występie podczas turnieju Grand Prix, nazajutrz w lidze będzie błyszczał. W Cardiff zawodnik przywiózł jedno „oczko”, stawiamy więc, że w Lesznie zdobędzie 14 punktów.

– Piotr Baron jest na najlepszej drodze do trenerskiego, mistrzowskiego hat-tricka. I mając rywala na łopatkach, nie pozwoli mu się podnieść, choć oczywiście sam na motor nie wsiądzie, tylko odpowiednio pokieruje swoimi Bykami i Byczkami. Jednocześnie odegra się na byłych pracodawcach, którzy bez żalu pożegnali się z nim przed trzema laty, co było chyba największym błędem w najnowszej historii WTS-u.

Betard Sparta Wrocław zdobędzie mistrzostwo Polski, ponieważ:

– Każda seria kiedyś się kończy. Spartanie pokonają leszczynian na ich terenie, a pierwsza porażka Unii na własnym torze od ponad dwóch lat będzie ją kosztowała mistrzostwo Polski. Ponadto WTS przegrał ostatnie trzy mecze w Lesznie. A to wystarczająca zasłona dymna, żeby w niedzielę zaskoczyć leszczynian i zepchnąć ich z mistrzowskiego tronu.

– Tak przeciętny występ Macieja Janowskiego i Taia Woffindena w finale już się nie zdarzy. W pierwszym meczu kibice Sparty po dwójce swoich liderów mogli spodziewać się zdecydowanie więcej, tymczasem właśnie ich punktów zabrakło do wygranej. A Vaclav Milik fantastycznie pojedzie o nowy kontrakt we Wrocławiu, tym bardziej, że Get Well Toruń zamknął skład na nowy sezon nie biorąc go pod uwagę. A pamiętajmy, że Czech potrafi jeździć w meczach finałowych w Lesznie.

– Trener Dariusz Śledź w tym sezonie rozpoczyna kompletowanie własnego trenerskiego, mistrzowskiego hat-tricka. Musi tylko wywalczyć pierwsze złoto, potem będzie już z górki.

– Chce się zrehabilitować za 2017 rok, kiedy na Olimpijskim po dwunastym, a nawet trzynastym biegu intensywnie chłodzono szampany, by móc świętować piąte w historii złoto, tymczasem leszczynianie sprawili, że smakowały one wyjątkowo cierpko. Ponadto wrocławianie czekają na złoto już trzynaście lat, przez co będą bardziej zdeterminowani. Unia czeka tylko dwanaście miesięcy.

– Sparta może porównywać się do Dawida, który walczył z Goliatem. A jak skończyło się biblijne starcie, chyba wszyscy wiemy.

A Wy, jak myślicie? Trzecie z rzędu zwycięstwo Fogo Unii czy złoty come back Betard Sparty? Początek rewanżowego spotkania finału PGE Ekstraligi o godzinie 19.