Mariusz Fierlej dobrze radził sobie w Argentynie | fot. materiały zawodnika
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Mariusz Fierlej skończy w tym roku 40 lat. Po poważnej kontuzji zdecydował się wrócić do żużla startując… w Argentynie! Jest silnie związany z tym krajem i zamierza tam się wybrać ponownie, mimo finansowej klęski z początku 2020. Naszego rozmówcę zapytaliśmy m.in. o optymizm tuż po poważnym wypadku z 2017 roku i specyficzny żużel w Ameryce Południowej oraz startowanie za 5 dolarów za punkt.

Co u Pana słychać? Argentyński początek roku był dość burzliwy.

Obecnie siedzę na przymusowej kwarantanne. Rzeczywiście tegoroczny wyjazd do Argentyny to finansowa porażka! Całe szczęście, że ja tam nie latam tylko dla samego żużla i mam tam co robić poza dyscypliną. Zastanawiam się, gdzie szukać przyczyny upadku argentyńskiego żużla, bo z roku na rok jest coraz gorzej. Pamiętam jak pierwszy raz poleciałem do Argentyny w 2012 roku, to na trybunach w Bahia Blanca zasiadało blisko 10 tysięcy ludzi, a obecnie może raptem 500 osób. Tak niski stan kibiców sprawił, że w tym roku zabrakło w kalendarzu turniejów w Bahia, a jeżeli dobrze pamiętam, to tradycje żużla w Białej Zatoce mają około 70 lat. Co do zarobków w tym roku, to szkoda poruszać temat! Mówione jest jedno, a w rzeczywistości jest inaczej.

Kiedy narodził się pomysł, aby po ciężkiej kontuzji (poważny upadek z 2017 roku podczas meczu ekip z Krosna i Ostrowa zakończył się złamaniem kości udowej i bioder oraz uszkodzeniem miednicy – dop. red.) odbudować się właśnie w Argentynie? Dlaczego tam?

Po wypadku, przez półtora roku dochodziłem do ładu z moją nogą – w sumie do dziś mogę ocenić funkcjonalność mojej nogi na jakieś 80 proc. Jak już czułem się na siłach, to chciałem wskoczyć na motocykl, a że była to zima, to padło na Argentynę. Wcześniej miałem już tam szlaki przetarte, więc dlatego wybrałem ten kierunek.

Jak tam wyglądają tory? Jak bardzo różnią się od tych, które widzimy w popularnych ligach?

Ja bym porównał te tory do europejskich. Geometryczne jest dużo torów zbliżonych do duńskich, a z takich typowych europejskich to oczywiście mamy tor w Bahia Blanca.

Co z zawodnikami? Na jakich silnikach się ścigają? Czy coś szczególnego zapamiętał Pan z ich stylu jazdy?

Tak jak wspominałem wcześniej, żużel w Argentynie upada, a co za tym idzie poziom sportowy też leci na łeb na szyję. Pamiętam, że rok temu w jednych zawodach w kategorii 500 startowało 12 zawodników. Jest kilku pilotów, z którymi idzie się fajnie pościgać. Co do silników, to w dobie Internetu mają tu dostęp do części, a i tunerów też się tu kilku znajdzie.

Co Pan czuł, gdy usłyszał o proponowanej stawce za występ? Koszty podróży musiały być spore.

Czasy kiedy z Argentyny przywoziło się pieniądze już się skończyły! Tam to zaczyna działać, tak jak u nas w Polsce w przypadku zawodów na motocrossie. Chcesz jeździć, to wpłacasz wpisowe i ścigasz się za czapkę gruszek. Mimo niskich zarobków, będę tam latał co roku.

Mariusz Fierlej wypadł bardzo dobrze w argentyńskim Colonia Baron |fot. materiały zawodnika

Czy w takich krajach jest szansa na poważny żużel? Konkurencja innych dyscyplin jest ogromna.

Zależy co mamy na myśli pisząc poważny żużel. Tutaj zawody, które się odbywają wyglądają zupełnie poważnie. Myślę, że sprawdzianem i odpowiedzią na to pytanie będzie GP, które się odbędzie w Argentynie. Powstaje nowy ośrodek żużlowy i – na całe szczęście – nowi ludzie. Zobaczymy jak sobie poradzą. Ja trzymam kciuki za nich.

Jakie myśli towarzyszyły Panu tuż po tym koszmarnym upadku z 2017 roku? Wierzył Pan wtedy, że jeszcze się pościga?

Rok 2017 to ciężki okres w moim życiu. Wypadek, problemy w życiu prywatnym, ciężka rehabilitacja i walka z samym sobą. Nie poddałem się jednak i dopiąłem swego! Wsiadłem na motor i potrafiłem jeszcze pokazać dobry speedway.

Dr Michał Kliba to rzeczywiście cudotwórca?

Do Michała trafiłem w ciężkim stanie! Michał bardzo mi pomógł i bardzo mu za to dziękuję, ale ja zawsze powtarzam, że to wszystko siedzi w głowie! Co by się w życiu nie przytrafiło, trzeba walczyć!

Jak po takim upadku i będąc w takim stanie utrzymać wiarę i pogodę ducha? Panu to się udało.

Bardzo dobre pytanie. Bardzo dużo ludzi w tamtym czasie mi pomogło. Proszę mi wierzyć, że zupełnie inaczej znosi się kontuzje jak otrzymuje się tyle wsparcia! Chciałbym jeszcze raz podziękować wszystkim ludziom, którzy byli ze mną po wypadku.

Koronawirus sprawił, że tak naprawdę nie wiemy kiedy żużel powróci na dobre. Tęskni Pan? Czy powinniśmy się łudzić, że w tym roku zobaczymy ściganie?

Niewiele tu mogę powiedzieć, bo się na tym nie znam. Właściwie jedynie to, że liczę, iż jeszcze w tym roku dostaniemy jakiś żużel.

Rozmawiał KONRAD MARZEC