Nicki Pedersen, Robert Lambert. Foto: Krzysztof Konieczny, GKM Grudziądz
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Organizacyjnie GKM przebija całą niemal Ekstraligę. Trzech trenerów, do tego jeszcze dwóch pomocników, bądź – żeby było bardziej fachowo – asystentów. Liczebnie zatem nikt Grudziądzowi nie podskoczy. Z grubsza na półtora ściganta przypada jeden opiekun. Rekord świata. Czy z efektami rzeczonej „opieki” podobnie znakomicie? Tu już można mieć wątpliwości.

W bieżących realiach jednak o sukces, a za taki należy uznać utrzymanie, będzie niezmiernie ciężko. Od lat GKM nie wychował żadnego istotnego żużlowca na poziomie Ekstraligi. Obecny skład do najmłodszych także się nie zalicza, zatem perspektywicznym nie jest. No i największe nieszczęście teamu Janusza Ślączki – główni aktorzy zdają się mieć najlepsze lata i najchwalebniejsze dokonania za sobą.

Z Grudziądza przed sezonem ubyło dwóch istotnych rajderów. Niekwestionowany lider w ostatnich latach, holujący łódź M/S GKM do bezpiecznych wód – Artiom Łaguta, przy okazji ugrywający też nieco dla siebie, bo z wykorzystaniem pozycji prowadzącego juniora. To niepowetowana, obiektywna strata jakościowa. Do kompletu odszedł ostatni z wychowanków „starego” GKM-u, uwielbiany nad Wisłą – Krzysztof Buczkowski. Jego występy bywały różne jakościowo, ale zawsze mógł liczyć na znacznie większą wyrozumiałość miejscowych fanów niż ktokolwiek inny. Od siebie zaś dawał zawsze Krzycho nieustępliwość, waleczność i ogromne serducho dla Gołębi, co zauważano i ceniono, nawet kiedy nie szło najlepiej. Cóż – takie żużlowe koleje losu. Jedni odchodzą, drudzy przybywają. Jeśli jednak porównać wartość teoretyczną zespołu przed i po zmianach, wyraźnie widać osłabienie potencjału. Nieudany miniony sezon przyniósł kilka spotkań, w których niemal połowę dorobku ekipy przywoził Łaguta.

Kto teraz miałby przejąć schedę? Podstarzały i coraz częściej narzekający na wszelkiej maści didaskalia, nie mające bezpośredniego odniesienia do skuteczności na torze Nicki Pedersen? Obawiam się raczej wzrostu liczby „defektów” niźli dwucyfrówek w wykonaniu Duńczyka. Podobnie kandydatem do pozycji lidera nie wydaje się Kenio Bjerre, za czym dodatkowo przemawia dosyć bezbarwna końcówka ostatniego roku startów. Nie tylko w Polsce zresztą. Któż więc miałby przejąć rolę lokomotywy? Krajowa seniorka ma własne problemy i cel w postaci niepewnego i nieprzesądzonego, ale co najwyżej odbudowania własnego nazwiska takoż dorobku. Być może dla dwójki krajowych seniorów MrGarden to już ostatni, ekstraligowy dzwonek. Jeśli Kasprzak z Przemem Pawlickim równocześnie odpalą, to będzie jak tlen dla Grudziądza, jednak prawdopodobieństwo takiego obrotu sprawy jest podobne do trafienia szóstki w Lotto. Nie wygląda to więc kolorowo. Identycznie na pozycji U24. Trzeba być niepoprawnym optymistą, by widzieć Krakowiaka, tym bardziej Lachbauma, w roli zbawiciela drużyny. Każdego z nich stać na nieregularne dorzucenie kilku oczek, ale liderowanie to jeszcze za wysokie progi. Podsumowując, nie wygląda sytuacja GKM najlepiej. W zanadrzu także niewielu wartościowych żużlowców do wzięcia z potencjalnej łapanki w trakcie rozgrywek. No chyba, że pół składu się „rozchoruje” i przyjdzie ratować się gośćmi czy trafionymi wypożyczeniami. Tak czy siak trudno o dobre nastroje w Grudziądzu.

Nim z klubu wypłynęły informacje o transferach, kibice jeszcze się łudzili i dywagowali. Może Woryna, może Jamróg, wcześniej życzeniowo widziano w GKM-ie Smektałę na pozycji U24. Stanęło na Kasprzaku i Krakowiaku, ci zaś muszą zapracować na uwielbienie tłumów, bo wejście mają najwyżej średnie, nie będąc spełnieniem marzeń publiczności. Jak zaprezentują się w składzie przekona dorobek sezonu. To banał. Co z nich zdoła wycisnąć nowy trener także dopiero się okaże. Ciekawostką, objawioną w lokalnej kablówce, niech będzie fakt, że Janusz Ślączka nie przybył na odsiecz „zamiast” lecz „oprócz” Kempesa. Jak zakomunikowano, niektóre treningi poprowadzi Kempiński, ponieważ „nowy” ma z Rzeszowa… za daleko i nie będzie uczestniczył we wszystkich zajęciach. To ja już przestaję cokolwiek rozumieć. Biorę ekipę, firmuję wyniki nazwiskiem, więc zgodnie z przysłowiem – pańskie oko konia tuczy – doglądam wszystkiego osobiście, ba nawet zależy mi na tym, by nikt mi nie wściubiał nosa w mój tok postępowania.

Pozostały bezcenne, potencjalne zdobycze juniorów. Czy zatem podopieczni tercetu Kościecha, Żurawski, Markuszewski odpalą przynajmniej na miarę zwycięstw nad rówieśnikami? Oby. Cały sezon poświęcili na objechanie większości ekstraligowych torów. Jeszcze bez efektu punktowego, ale obycie i pewne doświadczenia powinny przynieść efekty. Dodam – pożądane i oczekiwane efekty. Zieliński czy Łobodziński nie stoją na straconej pozycji w starciach nawet z Żupińskim, bądź Cierniakiem. Pytanie, czy sami myślą podobnie i mają tę świadomość, czy też zechcą zadowolić się bylejakością.

Ciekaw jestem także podziału obowiązków w tercecie, a praktycznie kwintecie szkoleniowym GKM. A może nic się nie zmieni i tak jak sugerowało wielu kibiców w tym roku, nadal będzie rządził ten niepodpisany, z tylnego siedzenia. Wszak na sporcie, to każdy się zna – czyż nie?

Perspektywa rysuje się przed grudziądzanami trudna, mozolna i ciężka. Optymizmu nie wlewają wyłapywane między wierszami, a istotne dla losów zespołu, komunikaty płynące z klubu. Trzeba więc tym bardziej bezwzględnie trzymać kciuki za Gołębie. Najpierw uświadomić sobie cel nadrzędny – przetrwanie. Utrzymanie w Ekstralidze muszą kibice GKM-u traktować w kategoriach nieoczekiwanego sukcesu. Jeśli ktoś jeszcze chce opowiadać o play-off i innych cudach – to przecież nie zabronię. Realnie jednak najistotniejsze strategicznie będzie utrzymanie najwyżej klasy rozgrywkowej w Grudziądzu. Jeśli w najbliższym sezonie GKM polegnie, to zważywszy zaawansowany wiek grudziądzkiego kręgosłupa i wyrównany potencjał na zapleczu – może to zwiastować dłuższe pożegnanie z E-ligą. A tego, bez względu na sympatie, antypatie i oceny poszczególnych ruchów, szczególnie kadrowych w klubie, żaden prawdziwy, wierny kibic z pewnością nie chce. Co nie zmienia faktu, że zwykle ryba psuje się od głowy…

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI

2 komentarze on Żużel. Grudziądzki felieton (niezbyt) optymistyczny, czyli rekord świata w GKM-ie

Skomentuj

2 komentarze on Żużel. Grudziądzki felieton (niezbyt) optymistyczny, czyli rekord świata w GKM-ie

Skomentuj