Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

A imię jego czterdzieści i cztery. Badacze tematu przekonują, że to jeden z najbardziej tajemniczych cytatów w historii polskiej literatury, pochodzący, rzecz jasna, z mickiewiczowskich „Dziadów”. My nie mamy wątpliwości, że chodziło o przyszłego zbawiciela rodu zielonogórskiego, Piotra Protasiewicza, który dziś obchodzi 44. urodziny.

Czego on nie zdobył… W 1996 roku w niemieckim Olching wywalczył pierwszy dla Polski tytuł indywidualnego mistrza świata juniorów. Z kompletem punktów, zresztą. PePe pierwszy pokazał, że się da i poszedł efekt domina: Dados, Kujawa, Hampel, Miśkowiak, Kasprzak, Ząbik… Zielonogórzanin wyprzedził wówczas Ryana Sullivana i Jespera Bruuna Jensena, znanego później jako Jesper B. Monberg, który w końcówce kariery łączył pasję żużlowca z profesją hydraulika.

Protasiewicz to także trzykrotny zdobywca Drużynowego Pucharu Świata (Wrocław 2005, Leszno 2009, Gorzów 2011), ośmiokrotny drużynowy mistrz Polski (ze Spartą Polsat, Polonią Bydgoszcz i Falubazem), pięciokrotny mistrz Polski par klubowych, wreszcie indywidualny mistrz kraju z 1999 roku (Bydgoszcz – po biegu dodatkowym z Tomaszem Gollobem).

PePe przez wiele lat ścigał się w elitarnym cyklu Grand Prix, najwyższe miejsce w klasyfikacji końcowej, 11., zajmując w 2003 roku. Trzykrotnie wjeżdżał do wielkiego finału, lecz za każdym razem podium okazywało się dlań zbyt wąskie. Tego zatem m.in. życzymy – by wypełnić tę białą plamę w przebogatym CV. A to sportowiec pełną gębą, zatem dopóki się ściga, to – takie mamy przekonanie – ze sportowymi celami z tyłu głowy. O kondycję obaw nie mamy, media społecznościowe obiegło przecież ostatnio zdjęcie doświadczonego zawodnika bez okrycia górnych partii ciała. Widać tam jak na dłoni, że mamy do czynienia z, tak to nazwijmy, fenomenem fizjologicznym. Kaloryfer na brzuchu rozpalił niejedną kibickę, co dostrzegliśmy w komentarzach.

FOT. MICHAŁ KOCIŃSKI, FALUBAZ

Nam Protasiewicz zaimponował też ostatnio pięknymi słowami, jakie skierował podczas bydgoskiego turnieju charytatywnego do mistrza Tomasza Golloba. Brzmiało to mniej więcej tak: „Nie kibicowałem ci w trakcie kariery, bo napsułeś mi wiele krwi, wygrywając ze mną. Powiedziałem ci już w szpitalu, że po latach doceniłem to, iż walczyłem z tobą – najczęściej nieskutecznie – przez wiele lat. Nawet żona, rozmawiając ze mną przed przyjazdem tu, dodała, że wiele razy wpływałeś negatywnie na nasze życie rodzinne, bo wracałem do domu zdenerwowany. Ona cię szczerze pozdrawia i życzy powrotu do zdrowia. Teraz jednak patrzę na to wszystko – na nasze kariery – zupełnie inaczej. Nie ma – i mówię to zupełnie serio – zawodnika, który potrafiłby dokonywać na torze takich wyczynów jak Ty. Walcz!”

Tak mówił Protas, sportowiec wszechstronnie utalentowany, świetnie odnajdujący się też m.in. na boisku do piłki nożnej, koszykówki czy stoku narciarskim.

Zdrowia oraz udanych ataków, Profesorze! Po bandzie, rzecz jasna. No i żeby się wiodło na każdym polu. Startowym…

WOJCIECH KOERBER