Środowisko żużlowe żyje sprawą Maksyma Drabika, który we wrześniu zeszłego roku złamał przepisy antydopingowe, przyjmując większą „wlewkę” niż jest to dozwolone. Podobnych przypadków w ostatnich latach w żużlu trochę było, bo zawieszeni zostali m.in. Grigorij Łaguta, Patryk Dudek czy Darcy Ward. Problemy z niedozwolonymi substancjami (a właściwie jedną substancją) mieli także zawodnicy w latach 90. ubiegłego stulecia, w tym Sławomir Drabik.
O temacie Maksyma Drabika napisano już chyba wszystko – zawodnikowi grozi zawieszenie, a na razie trwa postępowanie Polskiej Agencji Antydopingowej. Więcej informacji powinniśmy otrzymać w lutym. Zawodnik Sparty jest swego rodzaju prekursorem, bo takiej wpadki jak on, jeszcze nikt w świecie speedwaya nie zaliczył. Były za to inne.
Grigorij Łaguta
7 dnia lipca 2017 roku żużlowi kibice ostrzyli sobie zęby na baraż Drużynowego Pucharu Świata. Emocje szykowały się przednie, bo o jedno miejsce w finale walczyli Australijczycy, Rosjanie, waleczni Łotysze i Amerykanie. Ci pierwsi byli faworytami, choć zarówno Rosja, jak i Łotwa miały papiery, by zostać czarnym koniem turnieju. Kilka godzin przed zawodami nadeszła zaskakująca informacja – Grigorij Łaguta, lider reprezentacji Rosji, złapany na dopingu! Po jednym z meczów ekstraligi wykryto u niego meldonium, za co później został zawieszony na dwa lata. Ówczesny zawodnik ROW-u Rybnik tłumaczył się, że nie stosował dopingu celowo, a przypadkiem, jednak decydenci pozostali nieugięci, wobec czego starszy z braci Łagutów miał przymusowy odpoczynek od żużla. Wrócił w maju 2019 roku – już jako zawodnik Motoru Lublin – i niespecjalnie było po nim widać przerwę w jeździe.
Cała ta historia miała wiele wątków pobocznych. Najważniejszy – anulowanie punktów Łaguty w meczu, po którym wpadł spowodowało pomniejszenie dorobku ROW-u Rybnik w tabeli. Rybniczanie na torze pokonali Włókniarza Częstochowa 49:41, ale potem ten rezultat zweryfikowano na 38:41. Ostatecznie właśnie tych punktów zabrakło, by ROW nie spadł bezpośrednio z ligi.
Inny wątek to konflikt na linii Grigorij Łaguta – Krzysztof Mrozek, wcale nie wynikający ze spadku ROW-u. Rosjanin, gdy jego karencja dobiegała końca, zdecydował się na niespodziewany ruch – nie podpisał umowy z ROW-em (choć wcześniej zapewniał, że to zrobi), a związał się z Motorem Lublin, przez co w Rybniku nie jest mile widziany.
Wróćmy jeszcze do Drużynowego Pucharu Świata, bo na całej sprawie skorzystał młodziutki Gleb Czugunow. Zawodnik musiał z miejsca zastąpić Łagutę i w barażu uczynił to wyśmienicie (11 punktów w pięciu biegach). W finale poszło mu już nieco gorzej, bo do ogólnego dorobku reprezentacji dorzucił trzy „oczka”, ale i tak Rosjanie mogli świętować brązowe medale DPŚ. A Czugunow pięknie przedstawił się żużlowemu środowisku, co zaowocowało kontraktem w Betard Sparcie Wrocław.
Darcy Ward
Niezwykle utalentowany, nietuzinkowy zawodnik, dwukrotny Indywidualny Mistrz Świata Juniorów i przyszły mistrz świata. Tak najczęściej opisywano Darcy’ego Warda. Teraz jednak używa się słowa „gdyby”.
No bo przecież co by było, gdyby Grand Prix Łotwy w 2014 roku odbyło się planowo, czyli w Rydze, a nie dzień później w Daugavpils? Ward nie miałby okazji pić alkoholu (chociaż pewnie okazja by się znalazła), jeden z bardziej doświadczonych zawodników nie szepnąłby słówka działaczom i Australijczyk nie zostałby złapany na „podwójnym gazie”. Nie zostałby zawieszony, nie wracałby do KS-u Toruń, nie zmieniłby barw klubowych, by nie zabierać miejsca w składzie Chrisowi Holderowi, swojemu przyjacielowi, nie dołączyłby do Falubazu Zielona Góra, nie brałby udziału w tym feralnym meczu i wyścigu, nie złamałby kręgosłupa…
Młody Australijczyk tłumaczył obecność alkoholu w swoim organizmie problemami osobistymi. W dniu Grand Prix otrzymał złą wiadomość dotyczącą rodziny, wypił kilka drinków, dlatego dzień później test alkomatem wykazał prawie pół promila alkoholu. – Byłem głupi, to najgorszy dzień w moim życiu – mówił zawodnik po wpadce. W jego przypadku zawieszenie wyniosło 10 miesięcy, choć ostateczny wyrok zapadł prawie pół roku po incydencie.
Patryk Dudek
W czerwcu 2014 roku Falubaz Zielona Góra przegrał prestiżowe spotkanie ze Stalą Gorzów Wlkp. Porażka 40:50 bez wątpienia była bolesna, tym bardziej, że na ostatniej prostej zielonogórzanie dali sobie jeszcze wyrwać punkt bonusowy za zwycięstwo w dwumeczu. To jednak był dopiero początek złych wieści dla Falubazu. Właśnie po tym spotkaniu na kontrolę antydopingową wezwany został Patryk Dudek, a kilka tygodni później okazało się, że wykryto u niego metyloheksanaminę. Wynik ten potwierdziło także badanie próbki B.
– Murem stoimy za naszym zawodnikiem – podkreślał prezes Falubazu Zielona Góra, Robert Dowhan. Trudno się temu dziwić, bo wsparcie klubowe w takich sytuacjach nie jest czymś zaskakującym, zwłaszcza, że sytuacja dotyczyła utalentowanego, młodego żużlowca. – Nie zażywałem tego świadomie. Jedyną moją winą jest fakt, że w sposób zupełny zaufałem otaczającym mnie ludziom – bronił się po fakcie zawodnik.
Komisja do Zwalczania Dopingu w sporcie być może dała wiarę tym tłumaczeniom. Ale i tak zdyskwalifikowała zawodnika na rok. A w pakiecie dorzuciła 5 tysięcy złotych grzywny. Ponadto żużlowiec na dwa lata został wykreślony z kadry narodowej. Początkowo obawiano się, czy kara nie będzie zbyt surowa i nie zatrzyma kariery Dudka, ale roczny rozbrat ze speedwayem nie miał większego wpływu na zawodnika. W pierwszym meczu po karencji (notabene w Gorzowie Wielkopolskim) Dudek przywiózł siedem punktów w sześciu biegach, ale później było już lepiej. W sezonie 2015 pojechał tylko w trzech meczach, a ostatecznie wykręcił średnią 2,22 punktu na bieg. Z kolei trzy lata po wpadce Dudek wywalczył srebrny medal IMŚ.
Aleksandar Łoktajew
Znów 2015 rok, znów Zielona Góra. Większość wpadek okołodopingowych z ostatnich lat w większym lub mniejszym stopniu związana jest z Falubazem. Patryk Dudek odliczał dni, kiedy oficjalnie może wsiąść na motocykl, Darcy Ward po karencji dołączył do ekipy z Zielonej Góry, a tymczasem w zielonogórskim parkingu wybuchła kolejna afera. Aleksandr Łoktajew w trakcie sezonu zapalił sobie marihuanowego „jointa”, co oczywiście wyszło na jaw podczas badań antydopingowych.
Tym razem szefostwo Falubazu w osobie Roberta Dowhana nie udzieliło zawodnikowi wsparcia. – Sasza. Przykre, nieodpowiedzialne, żałosne!!! Życzę udanego powrotu i długich wakacji na Ukrainie lub w Rosji!!! – napisał w mediach społecznościowych sternik zielonogórzan. Summa summarum trudno się temu dziwić, bo przez występek Łoktajewa Falubaz stracił punkt bonusowy z meczu z KS-em Toruń. Rosjanin na MotoArenie zdobył cztery „oczka”, które potem odebrano, a po rundzie zasadniczej zielonogórzanom do miejsca w czwórce zabrakło jednego punktu, właśnie tego odebranego w Toruniu.
Młody zawodnik tłumaczył się głupią desperacją – znajdował się w trudnej sytuacji finansowej i psychicznej, stąd sięgnięcie po marihuanę kilka dni przed meczem. W jego przypadku skończyło się na rocznym zawieszeniu. I wbrew wcześniejszym zapowiedziom ze strony klubu, wrócił jeszcze do Falubazu, choć furory nie zrobił – w 2016 roku wystąpił w trzech meczach, a w siedmiu biegach wywalczył punkt i bonus, pokonując tylko juniora GKM-u Grudziądz, Marcina Nowaka. Kolejne dwa sezony spędził w Łodzi, następnie przeniósł się do Ostrowa Wielkopolskiego, a najbliższy sezon znów spędzi w łódzkim Orle.
Zawodnicy vs alkohol
Opisywane wyżej przypadki to tzw. najnowsza historia. Nie jest jednak tajemnicą, że zawodnicy już w latach 90. ubiegłego stulecia mieli problemy z dopingiem. Najgłośniejszą historią jest sprawa Shawna Morana, który w 1990 roku zdobył srebrny medal Indywidualnych Mistrzostw Świata. Amerykanin cieszył się z sukcesu zaledwie kilka dni, bo po wynikach testów antydopingowych odebrano mu srebro, ale uniknął dyskwalifikacji. Zawieszony został za to Gary Havelock – w 1989 roku test na obecność narkotyków w organizmie wypadł pozytywnie, co wiązało się z 12-miesięczną karencją. Anglik najwyraźniej miał czas na dokładną analizę swojej kariery i wyciąganie wniosków, bo największe sukcesy – łącznie ze złotem IMŚ – świętował po powrocie z dyskwalifikacji.
Największym wrogiem żużlowców u schyłku XX wieku był jednak alkohol. Szwed Stefan Dannoe został zawieszony na miesiąc po tym, jak na treningu przed Grand Prix Europy w Bydgoszczy w 2000 roku pojawił się właśnie pod wpływem alkoholu. Dla zawodnika było to definitywne zakończenie przygody z cyklem Grand Prix, bo w tym sezonie wypadł poza czołową dziesiątkę i już nigdy do rywalizacji o mistrzostwo świata nie powrócił.
Alkoholowe problemy nie były obce żużlowcom także na naszym podwórku. W 1995 roku pośrednio ukarany został Sławomir Drabik. Ojciec Maksyma najpierw za jazdę na podwójnym gazie stracił prawo jazdy, a następnie bez wymaganego wówczas dokumentu wystartował w meczu jego Włókniarza Częstochowa z Polonią Bydgoszcz. Poszło mu całkiem nieźle, bo zdobył 11 punktów, jednak częstochowianie polegli 35:55. A potem zweryfikowano to jeszcze na 24:55. Jednocześnie był to ostatni mecz Drabika w sezonie.
Punkty za pozytywny wynik testu alkoholowego odebrane zostały także Robertowi Kużdzałowi w 1996 roku, po meczu Stali Gorzów z Unią Tarnów (weryfikacja z 50:40 na 50:37). Z kolei w sezonie 1994 dwukrotnie weryfikowano wynik meczu Motoru Lublin, bo ważnego prawa jazdy nie miał Paweł Staszek. I jak niesie wieść gminna i w tej historii w tle przewija się alkohol. Problem z alkoholem miał również Oskar Bober, który w 2018 roku nie został dopuszczony do meczu Startu Gniezno z Motorem Lublin. W tym przypadku skończyło się na kilkudziesięciu dniach dyskwalifikacji i karze w zawieszeniu.
PAWEŁ PROCHOWSKI
Żużel. Fajfer nie myślał o zmianie klubu. Spędzi tam piąty sezon
Żużel. Wielki dzień bydgoskiego talentu. Stanął u boku Zmarzlika
Żużel. Dlaczego Woryna nie dostał powołania? Dobrucki tłumaczy
Żużel. Mecze Stali dla bogaczy, na Spartę w promocyjnej cenie! (RANKING KARNETÓW)
Żużel. Widziane zza Odry. O wejściu podatku żużlowego i nabranych (FELIETON)
Żużel. Nietypowy podarunek! Gorzowski szpadel na licytacji!