fot. Jędrzej Zawierucha
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Środowisko żużlowe żyje sprawą Maksyma Drabika, który we wrześniu zeszłego roku złamał przepisy antydopingowe, przyjmując większą „wlewkę” niż jest to dozwolone. Podobnych przypadków w ostatnich latach w żużlu trochę było, bo zawieszeni zostali m.in. Grigorij Łaguta, Patryk Dudek czy Darcy Ward. Problemy z niedozwolonymi substancjami (a właściwie jedną substancją) mieli także zawodnicy w latach 90. ubiegłego stulecia, w tym Sławomir Drabik.

O temacie Maksyma Drabika napisano już chyba wszystko – zawodnikowi grozi zawieszenie, a na razie trwa postępowanie Polskiej Agencji Antydopingowej. Więcej informacji powinniśmy otrzymać w lutym. Zawodnik Sparty jest swego rodzaju prekursorem, bo takiej wpadki jak on, jeszcze nikt w świecie speedwaya nie zaliczył. Były za to inne.

Grigorij Łaguta

7 dnia lipca 2017 roku żużlowi kibice ostrzyli sobie zęby na baraż Drużynowego Pucharu Świata. Emocje szykowały się przednie, bo o jedno miejsce w finale walczyli Australijczycy, Rosjanie, waleczni Łotysze i Amerykanie. Ci pierwsi byli faworytami, choć zarówno Rosja, jak i Łotwa miały papiery, by zostać czarnym koniem turnieju. Kilka godzin przed zawodami nadeszła zaskakująca informacja – Grigorij Łaguta, lider reprezentacji Rosji, złapany na dopingu! Po jednym z meczów ekstraligi wykryto u niego meldonium, za co później został zawieszony na dwa lata. Ówczesny zawodnik ROW-u Rybnik tłumaczył się, że nie stosował dopingu celowo, a przypadkiem, jednak decydenci pozostali nieugięci, wobec czego starszy z braci Łagutów miał przymusowy odpoczynek od żużla. Wrócił w maju 2019 roku – już jako zawodnik Motoru Lublin – i niespecjalnie było po nim widać przerwę w jeździe.

Cała ta historia miała wiele wątków pobocznych. Najważniejszy – anulowanie punktów Łaguty w meczu, po którym wpadł spowodowało pomniejszenie dorobku ROW-u Rybnik w tabeli. Rybniczanie na torze pokonali Włókniarza Częstochowa 49:41, ale potem ten rezultat zweryfikowano na 38:41. Ostatecznie właśnie tych punktów zabrakło, by ROW nie spadł bezpośrednio z ligi.

Inny wątek to konflikt na linii Grigorij Łaguta – Krzysztof Mrozek, wcale nie wynikający ze spadku ROW-u. Rosjanin, gdy jego karencja dobiegała końca, zdecydował się na niespodziewany ruch – nie podpisał umowy z ROW-em (choć wcześniej zapewniał, że to zrobi), a związał się z Motorem Lublin, przez co w Rybniku nie jest mile widziany.

Wróćmy jeszcze do Drużynowego Pucharu Świata, bo na całej sprawie skorzystał młodziutki Gleb Czugunow. Zawodnik musiał z miejsca zastąpić Łagutę i w barażu uczynił to wyśmienicie (11 punktów w pięciu biegach). W finale poszło mu już nieco gorzej, bo do ogólnego dorobku reprezentacji dorzucił trzy „oczka”, ale i tak Rosjanie mogli świętować brązowe medale DPŚ. A Czugunow pięknie przedstawił się żużlowemu środowisku, co zaowocowało kontraktem w Betard Sparcie Wrocław.

Darcy Ward

Niezwykle utalentowany, nietuzinkowy zawodnik, dwukrotny Indywidualny Mistrz Świata Juniorów i przyszły mistrz świata. Tak najczęściej opisywano Darcy’ego Warda. Teraz jednak używa się słowa „gdyby”.

No bo przecież co by było, gdyby Grand Prix Łotwy w 2014 roku odbyło się planowo, czyli w Rydze, a nie dzień później w Daugavpils? Ward nie miałby okazji pić alkoholu (chociaż pewnie okazja by się znalazła), jeden z bardziej doświadczonych zawodników nie szepnąłby słówka działaczom i Australijczyk nie zostałby złapany na „podwójnym gazie”. Nie zostałby zawieszony, nie wracałby do KS-u Toruń, nie zmieniłby barw klubowych, by nie zabierać miejsca w składzie Chrisowi Holderowi, swojemu przyjacielowi, nie dołączyłby do Falubazu Zielona Góra, nie brałby udziału w tym feralnym meczu i wyścigu, nie złamałby kręgosłupa…

Młody Australijczyk tłumaczył obecność alkoholu w swoim organizmie problemami osobistymi. W dniu Grand Prix otrzymał złą wiadomość dotyczącą rodziny, wypił kilka drinków, dlatego dzień później test alkomatem wykazał prawie pół promila alkoholu. – Byłem głupi, to najgorszy dzień w moim życiu – mówił zawodnik po wpadce. W jego przypadku zawieszenie wyniosło 10 miesięcy, choć ostateczny wyrok zapadł prawie pół roku po incydencie.

Patryk Dudek

W czerwcu 2014 roku Falubaz Zielona Góra przegrał prestiżowe spotkanie ze Stalą Gorzów Wlkp. Porażka 40:50 bez wątpienia była bolesna, tym bardziej, że na ostatniej prostej zielonogórzanie dali sobie jeszcze wyrwać punkt bonusowy za zwycięstwo w dwumeczu. To jednak był dopiero początek złych wieści dla Falubazu. Właśnie po tym spotkaniu na kontrolę antydopingową wezwany został Patryk Dudek, a kilka tygodni później okazało się, że wykryto u niego metyloheksanaminę. Wynik ten potwierdziło także badanie próbki B.

– Murem stoimy za naszym zawodnikiem – podkreślał prezes Falubazu Zielona Góra, Robert Dowhan. Trudno się temu dziwić, bo wsparcie klubowe w takich sytuacjach nie jest czymś zaskakującym, zwłaszcza, że sytuacja dotyczyła utalentowanego, młodego żużlowca. – Nie zażywałem tego świadomie. Jedyną moją winą jest fakt, że w sposób zupełny zaufałem otaczającym mnie ludziom – bronił się po fakcie zawodnik.

Komisja do Zwalczania Dopingu w sporcie być może dała wiarę tym tłumaczeniom. Ale i tak zdyskwalifikowała zawodnika na rok. A w pakiecie dorzuciła 5 tysięcy złotych grzywny. Ponadto żużlowiec na dwa lata został wykreślony z kadry narodowej. Początkowo obawiano się, czy kara nie będzie zbyt surowa i nie zatrzyma kariery Dudka, ale roczny rozbrat ze speedwayem nie miał większego wpływu na zawodnika. W pierwszym meczu po karencji (notabene w Gorzowie Wielkopolskim) Dudek przywiózł siedem punktów w sześciu biegach, ale później było już lepiej. W sezonie 2015 pojechał tylko w trzech meczach, a ostatecznie wykręcił średnią 2,22 punktu na bieg. Z kolei trzy lata po wpadce Dudek wywalczył srebrny medal IMŚ.

Aleksandar Łoktajew

Znów 2015 rok, znów Zielona Góra. Większość wpadek okołodopingowych z ostatnich lat w większym lub mniejszym stopniu związana jest z Falubazem. Patryk Dudek odliczał dni, kiedy oficjalnie może wsiąść na motocykl, Darcy Ward po karencji dołączył do ekipy z Zielonej Góry, a tymczasem w zielonogórskim parkingu wybuchła kolejna afera. Aleksandr Łoktajew w trakcie sezonu zapalił sobie marihuanowego „jointa”, co oczywiście wyszło na jaw podczas badań antydopingowych.

Tym razem szefostwo Falubazu w osobie Roberta Dowhana nie udzieliło zawodnikowi wsparcia. – Sasza. Przykre, nieodpowiedzialne, żałosne!!! Życzę udanego powrotu i długich wakacji na Ukrainie lub w Rosji!!! – napisał w mediach społecznościowych sternik zielonogórzan. Summa summarum trudno się temu dziwić, bo przez występek Łoktajewa Falubaz stracił punkt bonusowy z meczu z KS-em Toruń. Rosjanin na MotoArenie zdobył cztery „oczka”, które potem odebrano, a po rundzie zasadniczej zielonogórzanom do miejsca w czwórce zabrakło jednego punktu, właśnie tego odebranego w Toruniu.

Młody zawodnik tłumaczył się głupią desperacją – znajdował się w trudnej sytuacji finansowej i psychicznej, stąd sięgnięcie po marihuanę kilka dni przed meczem. W jego przypadku skończyło się na rocznym zawieszeniu. I wbrew wcześniejszym zapowiedziom ze strony klubu, wrócił jeszcze do Falubazu, choć furory nie zrobił – w 2016 roku wystąpił w trzech meczach, a w siedmiu biegach wywalczył punkt i bonus, pokonując tylko juniora GKM-u Grudziądz, Marcina Nowaka. Kolejne dwa sezony spędził w Łodzi, następnie przeniósł się do Ostrowa Wielkopolskiego, a najbliższy sezon znów spędzi w łódzkim Orle.

Zawodnicy vs alkohol

Opisywane wyżej przypadki to tzw. najnowsza historia. Nie jest jednak tajemnicą, że zawodnicy już w latach 90. ubiegłego stulecia mieli problemy z dopingiem. Najgłośniejszą historią jest sprawa Shawna Morana, który w 1990 roku zdobył srebrny medal Indywidualnych Mistrzostw Świata. Amerykanin cieszył się z sukcesu zaledwie kilka dni, bo po wynikach testów antydopingowych odebrano mu srebro, ale uniknął dyskwalifikacji. Zawieszony został za to Gary Havelock – w 1989 roku test na obecność narkotyków w organizmie wypadł pozytywnie, co wiązało się z 12-miesięczną karencją. Anglik najwyraźniej miał czas na dokładną analizę swojej kariery i wyciąganie wniosków, bo największe sukcesy – łącznie ze złotem IMŚ – świętował po powrocie z dyskwalifikacji.

Największym wrogiem żużlowców u schyłku XX wieku był jednak alkohol. Szwed Stefan Dannoe został zawieszony na miesiąc po tym, jak na treningu przed Grand Prix Europy w Bydgoszczy w 2000 roku pojawił się właśnie pod wpływem alkoholu. Dla zawodnika było to definitywne zakończenie przygody z cyklem Grand Prix, bo w tym sezonie wypadł poza czołową dziesiątkę i już nigdy do rywalizacji o mistrzostwo świata nie powrócił.

Alkoholowe problemy nie były obce żużlowcom także na naszym podwórku. W 1995 roku pośrednio ukarany został Sławomir Drabik. Ojciec Maksyma najpierw za jazdę na podwójnym gazie stracił prawo jazdy, a następnie bez wymaganego wówczas dokumentu wystartował w meczu jego Włókniarza Częstochowa z Polonią Bydgoszcz. Poszło mu całkiem nieźle, bo zdobył 11 punktów, jednak częstochowianie polegli 35:55. A potem zweryfikowano to jeszcze na 24:55. Jednocześnie był to ostatni mecz Drabika w sezonie.

Punkty za pozytywny wynik testu alkoholowego odebrane zostały także Robertowi Kużdzałowi w 1996 roku, po meczu Stali Gorzów z Unią Tarnów (weryfikacja z 50:40 na 50:37). Z kolei w sezonie 1994 dwukrotnie weryfikowano wynik meczu Motoru Lublin, bo ważnego prawa jazdy nie miał Paweł Staszek. I jak niesie wieść gminna i w tej historii w tle przewija się alkohol. Problem z alkoholem miał również Oskar Bober, który w 2018 roku nie został dopuszczony do meczu Startu Gniezno z Motorem Lublin. W tym przypadku skończyło się na kilkudziesięciu dniach dyskwalifikacji i karze w zawieszeniu.

PAWEŁ PROCHOWSKI