Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Żużlowcy, podobnie jak inni sportowcy, nie biorą się znikąd. Młodzi piłkarze trenują na betonowych placach, orlikach czy wreszcie profesjonalnych boiskach szkółek piłkarskich. Adepci sportu żużlowego natomiast swoją przygodę z czarnym sportem zazwyczaj zaczynają od miniżużla, w którym, jak się okazuje, rywalizacja trwa od samego początku. O tym oraz o dzisiejszym wyglądzie miniżużla rozmawiamy z Bartoszem Woźniakiem – tatą Dominika, który w miniżużlu stawia coraz poważniejsze kroki.

Miniżużlowa historia Dominika bez wątpienia musiała zacząć się od pasji jego taty. Jak zatem Pan wspomina miniżużel z czasów kiedy był Pan młodszy?

Miniżużel z czasów wcześniejszych znam bardziej z opowiadań Bartka Zmarzlika czy Michała Aszenberga. Pamiętam, że to właśnie Michał był jednym z pierwszych, jeśli nie pierwszym miniżużlowcem w Polsce. Na pewno kiedyś było więcej torów do jazdy. Można było startować w takich miejscach jak Stanowice, Kłodawa czy też Ulim. Wyglądało to też tak, że dziecko mogło jeździć na czym chce, właściwie nie było regulaminu. Z pewnością była to większa samowolka i nie było tak dużej otoczki medialnej i sponsorskiej jak dzisiaj.

Wspomniał Pan o regulaminie. W jakich kategoriach obecnie mogą startować miniżużlowcy?

Jedyną oficjalną kategorią PZMotu jest 80-125 cm3. Oficjalne zawody odbywają się tylko w takiej kategorii. Mogą w niej startować chłopcy, którzy ukończyli 10. rok życia. Jeśli zdadzą licencję, to mają prawo brać udział w zawodach o mistrzostwo Polski, w Drużynowych Mistrzostwach Polski czy też w Pucharze Polski Par Klubowych. Klasa 50 cm3 to zdecydowanie taka nieoficjalna kategoria i można ją uznać za jazdę pokazową.

Jak wobec tego wygląda życie takiego zawodnika przed dziesiątymi urodzinami?

Zgodnie z regulaminem, adeptem sportu miniżużlowego można być od ósmego roku życia. Tak naprawdę wtedy zaczyna się jazda właśnie w klasie 80-125, w pokazówkach. Młody zawodnik cały czas trenuje, aby był jak najlepiej przygotowany do zdania licencji. Chłopak kończy 10 lat, zdaje licencję i wtedy jego przygoda z miniżużlem zaczyna się rozpędzać. Dominik właśnie szykuje się do licencji, w kwietniu osiągnie wymagany wiek. Do licencji podejdzie jednak w momencie, gdy wszyscy będą zgodni. Wszyscy czyli trenerzy, ja jako ojciec oraz Dominik. Nie będziemy robili nic na siłę. Młodzieniaszek musi być w pełni gotowy do rywalizacji z najlepszymi.

Po ukończeniu dziesięciu lat zawodnicy są w jakiś sposób dzieleni ze względu na wiek? W turniejach młodzieżowych piłki nożnej mamy podziały na roczniki, np. U-12, U-13 itd…

Nie, jedynym takim wyróżnieniem jest właśnie kategoria 80-125. Wszyscy chłopcy bez względu na wiek jeżdżą razem ze sobą.

Powiedział Pan również, że tych ośrodków miniżużlowych w Polsce jest mniej niż kiedyś. W których miejscowościach, w takim razie, dzieci mogą rozwijać się w swojej żużlowej pasji i do której szkółki uczęszcza Dominik?

Najstarszym takim ośrodkiem w Polsce jest JUST FUN GUKS Speedway Wawrów, do którego właśnie uczęszcza Dominik. Oprócz tego są ośrodki w Rybniku, Częstochowie, Gdańsku, Toruniu, Bydgoszczy. W naszym regionie było więcej torów, ale nie przekładało się to na liczbę klubów.

Mimo młodego wieku, Dominik coraz pewniej wchodzi w łuki miniżużlowych torów

Jak zatem zaczęła się przygoda Dominika z trenowaniem w Wawrowie? To Pan go zabrał na jakiś mecz czy może sam podejrzał w telewizji?

Dominik przyszedł z przedszkola i powiedział „Bartek Zmarzlik”. Niedługo później pokazałem mu żużel w telewizji, a następnie, razem z żoną, zabraliśmy go na Stadion im. Edwarda Jancarza, żeby zobaczył ten „duży żużel”. Mieliśmy również wizytę na miniżużlowym torze. Potem Dominik poznał Bartka Zmarzlika osobiście, gdy miał sześć lat. Wtedy właśnie tata Bartka pokazał mu małe motory i zapytał czy Dominik chciałby na takich jeździć. Tak ta historia, w dużym skrócie, się zaczęła.

Przeglądając fanpage Dominika zauważyłem jednak, że Bartek Zmarzlik nie jest jego jedynym idolem. Łatwo można się domyślić, że kevlar jest z kolei wzorowany na stylu Patryka Dudka, a jak wiadomo, w tym naszym żużlowym świecie połączenie Gorzów – Zielona Góra jest dość kontrowersyjne.

Powiem panu, że dopóki nie poznałem żużla i miniżużla od środka, to byłem zwykłym kibicem z trybun, gorąco dopingowałem Stal i moje rozumowanie oraz wiedza była takie jak każdego kibica z trybun. W tej chwili, oczywiście, również wspieram swoją drużynę, ale na wiele rzeczy patrzę zupełnie inaczej. Dla mnie Zielona Góra, Częstochowa, Piła to są takie same ośrodki jak każdy inny. Patryka Dudka natomiast mieliśmy okazję poznać na Gdańsk Speedway Camp organizowanym przez Krystiana Plecha. Muszę przyznać, że Patryk jest niesamowity. Ma znakomity kontakt z młodymi chłopakami i udziela im wielu cennych wskazówek. Dominik błyskawicznie polubił Patryka i do tej pory mamy z nim kontakt. Na tę chwilę Dominik mówi, że ma dwóch ulubionych żużlowców i są to właśnie Bartek i Patryk. A ja mu przy tym wtóruję. Obu panów znam i obu ostro kibicuję, w końcu obaj reprezentują nasze województwo lubuskie.

A jak trudno było przekonać mamę Dominika do pasji dziecka?

W przypadku mamy Dominika nie było żadnego problemu. Trwało to na dobrą sprawę trzy sekundy. Padło pytanie: „Idziemy na żużel?”, a odpowiedź brzmiała: „No dobra, idziemy”. My na wszystkie zawody jeździmy rodzinnie. Kiedyś, jak odbieraliśmy pierwszy motocykl od pana Pawła Zmarzlika, to pan Paweł powiedział mi: „Bartek, zobaczysz, będziesz teraz żył bardziej rodzinnie”. Wtedy nie wiedziałem do końca, co mógł mieć na myśli, ale teraz już to dokładnie widzę. My w sezonie ciągle jesteśmy na walizkach i wszędzie jeździmy razem.

Upadki w miniżużlu również potrafią mrozić krew w żyłach

Jak wygląda zwykły tydzień treningowy Dominika? Rozumiem, że podobnie jak w przypadku żużla czas zimowy przebiega zupełnie inaczej niż letni?

Dominik aktualnie uczęszcza na treningi ogólnorozwojowe, bieganie oraz basen z trenerem Pawłem Parysem i Mieczysławem Woźniakiem. Dodatkowo, młody chodzi do fizjoterapeuty, gdzie poprawia swoją psychomotorykę. Jeśli tylko pogoda pozwoli, to w weekendy spędzamy czas na motocyklu. W sylwestra i kilka dni później już udało nam się pojeździć trochę na motocrossie.

Musi również paść pytanie, które zawsze pojawia się w przypadku młodych sportowców. W jaki sposób łączy ten ogrom obowiązków związanych z miniżużlem ze szkołą?

Młodzieniaszek to przede wszystkim normalne dziecko, jest w czwartej klasie i muszę powiedzieć, że pierwszy semestr zakończył z dobrymi wynikami. Jakoś udaje nam się to wszystko łączyć. Szkoła jest dla nas na pierwszym miejscu, bo żużel, z różnych względów, może się skończyć w każdej chwili. Bardzo się cieszę, że mamy sponsorów, którzy to rozumieją, a nawet sami chcą mieć pewność, że Dominik ma dobre wyniki w nauce i że szkoła jest numerem jeden.

Nie ma zatem nacisków na wynik ze strony sponsorów?

Z tym jest bardzo różnie, jednak osoby nas wspierające podchodzą do tematu realnie. Ja, szukając wsparcia wśród sponsorów, odbyłem wiele rozmów i zawsze staram się powtarzać, że miniżużel to jest takie żużlowe przedszkole, a na wynik poczekamy na dużym torze. Na razie Dominik ma się bawić i zdobywać doświadczenie. Nie wolno nam dzisiaj zabrać mu dzieciństwa i zabawy.

Po tym okresie miniżużlowym przychodzi czas na weryfikację na dużym torze. Ilu chłopaków ze szkółek trafia do głównych drużyn?

Bardzo trudno jest to jakoś dokładnie obliczyć, przynajmniej mi. Są tacy, którzy po miniżużlu kończą swoją przygodę ze speedwayem, ale jest też sporo chłopaków, którzy zostają w środowisku i walczą dalej. Z tego, co wiem, to z Wawrowa większość chłopców znajduje kluby i jeździ dalej.

W kontekście przechodzenia z miniżużla do żużla dorosłego warto zadać pytanie, jak działa skauting w polskim żużlu. Obserwuje Pan przedstawicieli innych klubów na treningach czy zawodach z udziałem Dominika?

Trudno powiedzieć, czy nawet Stal pilnie obserwuje Dominika. O to trzeba byłoby zapytać przedstawicieli klubu. Jednakże na treningach pojawia się trener Piotr Paluch, on zawsze pomaga i spogląda swoim okiem na zawodników. Jest bardzo często na zawodach w Wawrowie. Zazwyczaj podchodzi i pyta, co u nas słychać. Na ostatnich zawodach w poprzednim sezonie byli również trenerzy Stanisław Chomski i Piotr Świst. O innych klubach trudno coś więcej powiedzieć.

Nawiązując do felietonu Wojciecha Koerbera, wspominał Pan, że w miniżużlu też dostrzega wyraźną rywalizację. Jaką postać zatem ta rywalizacja przybiera?

Chłopcy są jeszcze bardzo młodzi. Są kolegami i jak na razie po prostu się bawią. Oni raczej nie patrzą na to, że ktoś jest drugi czy trzeci. Każdy ma oczywiście w sobie jakąś wewnętrzną złość, ale to jest zrozumiałe. Na myśli miałem przede wszystkim rywalizację wśród rodziców. Czasami mniej lub bardziej świadomie chcemy, żeby nasze dzieci były pierwsze i najlepsze. Ja na przykład bardzo szybko założyłem Dominikowi fanpage na facebooku. Błyskawicznie było słychać podśmiechiwanie „o, Woźniak, założyłeś fanpage i po co ci to?”. Minął pewien okres i spora grupa chłopaków też miała strony na facebooku. Podobnie było z oklejeniem busa czy chodzeniem w czapeczce ze sponsorami. Dzisiaj ten miniżużel jest zupełnie inny niż kiedyś i właśnie takie rzeczy jak fanpage, bus, kevlar czy czapeczka ze sponsorami mogą bardzo pomóc w promocji młodego zawodnika, przez co zainteresowanie mediów rośnie. Za mediami idą sponsorzy, co może mieć duży wpływ na rozwój młodego zawodnika. Staramy się angażować również w akcje charytatywne. Jakiś czas temu w Gorzowie mieliśmy akcję „Życiowe kroki Kajetana”. Dominik przyszedł ze szkoły i powiedział, że chce wyjąć swoje oszczędności, by wesprzeć kolegę. Tych oszczędności nie było zbyt wiele, więc zorganizowaliśmy trening, który był dość mocno nagłośniony. Jeden z naszych sponsorów jest w posiadaniu motocykla po Bartku Zmarzliku z 2016 roku i można było wylicytować przejażdżkę na tym motocyklu i udział w treningu z Dominikiem. Udało nam się zebrać całkiem dużą kwotę i każdy miał z tego korzyść. Pomogliśmy i to było naprawdę świetne.

Ta rywalizacja pomiędzy rodzicami trwa pewnie również w warsztacie. Mamy teraz jakiś zimowy wyścig zbrojeń?

Każdy do tego różnie podchodzi. Ja, ze swojej strony, muszę powiedzieć, że my zbroimy się na kolejny sezon. Dominik będzie miał jeszcze lepszy sprzęt niż w poprzednim roku. My na to zbieraliśmy przez długi czas środki i za każdym razem informujemy na facebooku, że coś ze sprzętu do nas dotarło. Są tacy rodzice, którzy nie mówią nic, tylko nagle przyjeżdżają, wyjmą sprzęt i po prostu jadą. Pod tym względem wielkiej rywalizacji jednak nie dostrzegam.

Sprzęt miniżużlowy wygląda dzisiaj tak profesjonalnie, jak ten w maszynach dorosłych reprezentantów czarnego sportu

Nie od dziś wiadomo, że sporty motorowe do najtańszych nie należą. Ile zatem potrzeba środków, aby dziecko mogło realizować się w takim sporcie jak miniżużel?

Powiem na naszym przykładzie, że motocykl, którym będziemy dysponować w przyszłym sezonie jest warty około 20 tysięcy złotych. Do tego dochodzą dojazdy do wszystkich miast, o których rozmawialiśmy wcześniej, więc tych kilometrów w sezonie robimy sporo. Trzeba opłacić paliwo, hotele, opony, kombinezon… W przybliżeniu można powiedzieć, że te koszty wynoszą ponad 30 tysięcy złotych za sezon, a czasem nawet wiele więcej. Motocykl to jedno, sezon to drugie.

Te sumy z pewnością wymagają sporej liczby sponsorów. Miniżużel sponsorują podobne marki do tych, które inwestują w dorosły żużel?

Nigdy nie jest tak, że ktoś przychodzi i mówi, że da pieniądze, bo syn fajnie jeździ. Wszystko trzeba sobie wypracować. Część naszych sponsorów to oczywiście ci, którzy również sponsorują Stal Gorzów. Na początku większość sponsorów stanowiły firmy, z którymi ja byłem związany zawodowo. Współpracujemy również z taką firmą, której właściciel nie lubi żużla, a kiedyś nawet polemizował z organizacją cyklu Grand Prix w Gorzowie. On twierdzi, że bardzo chce pomóc chłopcu spełnić marzenia i to jest bardzo miłe. Wiele osób nie wierzy również w miniżużel i padają takie zdania: „Będziesz robił wyniki na prawdziwym żużlu, to wtedy pogadamy”. Te ścieżki trzeba też sobie wydreptać właśnie przez działania, o których mówiłem wcześniej.

Skoro mówimy o działaniach medialnych, to czy w takim razie za Dominikiem są już pierwsze wywiady?

Tak, nawiązaliśmy współpracę z Radiem Gorzów i tam Dominik już kilku wywiadów udzielił. Wiadomo jednak, że to jest jeszcze dziecko i głównie na antenie mówi tata, a nie on. Myślę jednak, że z czasem młody z wszystkim się oswoi.

Tego zatem od siebie i całego portalu życzę. Mamy nadzieję, że Dominik zda licencję i będzie stawiał coraz większe kroki na swojej żużlowej drodze.

Bardzo dziękujemy i również pozdrawiamy zespół redakcyjny i czytelników portalu.

Rozmawiał BARTOSZ RABENDA