Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Od momentu przejęcia przez Discovery praw do Grand Prix w środowisku żużlowym zapanowała euforia. Fani, komentatorzy i menedżerowie snują kolejne wizje podboju świata. Jakby akurat teraz wszystko miało się udać i ziścić miałby się piękny sen o żużlu w największych, najpiękniejszych i najznakomitszych zakątkach świata. Zapominamy, że BSI obiecywała dokładnie to samo. Anglicy mieli wynieść żużel poza dotychczasowe granice i z Grand Prix uczynić światową markę. Nic z tego jednak nie wyszło. Może żużel nie ma globalnej mocy i jesteśmy skazani na stagnację i resztki z pańskiego stołu?

Liczymy, że w trybie natychmiastowym Discovery teleportuje nas do lepszego świata. Że rozsiądziemy się w pierwszej klasie i choć na chwilę zajrzymy na czerwony dywan przeznaczony do tej pory dla największych gwiazd Hollywoodu. Spoglądam na popularność żużla w Polsce, piękne karty historii i komplety widzów na dawnym Wembley i gdzieś serce podpowiada mi, że żużel mógłby przebić się do szerszej publiczności. Mógłby „poboksować” się o bogatszych sponsorów, lepsze miejsce w telewizjach i szerszy zasięg. Tak mi podpowiada serce. Za chwilę jednak rozum krzyczy, spokojnie, nie podniecaj się, weź sobie na wstrzymanie i czekaj cierpliwie. Nowy promotor cyklu Grand Prix jeszcze nic nie zaproponował i nie stworzył oficjalnej wersji podboju świata. Tylko w marzeniach jesteśmy na turniejach w Paryżu, Tokio i Pekinie.

Tak po prawdzie nie zależy mi na Grand Prix w Japonii lub Chinach. Chciałbym za to, żeby już w marcu elita światowego żużla rozpoczynała walkę o mistrzostwo globu w Australii i Nowej Zelandii. Myślę o turnieju w Stanach Zjednoczonych, ale już niekoniecznie o Afryce. Zanim rozmarzymy się o podboju ziem dla żużla obcych, wolałbym zająć się odzyskaniem ziem utraconych. Pamiętajmy również, że współczesny żużel stał się bardzo specyficzną dyscypliną sportu. I nie zawsze pcha się na afisz w wielkich miastach, czasem lubi spokojną wieś. Przy okazji przeanalizujmy jak obszerny ma być kalendarz przyszłych mistrzostw świata? Ile turniejów ma się odbyć w Europie, a ile poza Starym Kontynentem? Jak długo będzie wówczas trwał żużlowy sezon? Chcielibyśmy podboju świata, a to może oznaczać dwanaście, szesnaście, a może nawet dwadzieścia mistrzowskich turniejów.

Siłą wyobraźni rozpędzamy Grand Prix do granic możliwości. Wraz z żużlowcami zwiedzamy cały świat. Marzą nam się bogaci sponsorzy znani pod każdą szerokością geograficzną. Śnią nam się wielkie stadiony i dzikie tłumy dopingujące zawodników. Okazuje się jednak, że rozwój mistrzostw świata może rykoszetem odbić się na polskiej ekstralidze. Jak żużlowcy będą jeździć po całym świecie, walcząc w Grand Prix, to zabraknie ich w ligach. Może zdarzy się, że Bartosz Zmarzlik nie będzie miał już czasu, żeby reprezentować truly.work Stal Gorzów, za to będzie walczył o mistrzostwo świata ku chwale Discovery. I do tego wszystkiego starty w Grand Prix będą dla niego najbardziej opłacalne.

Aktualnie to Speedway Ekstraliga dyktuje warunki gry. To przede wszystkim nasze ligi i nasi przedsiębiorcy utrzymują żużlowców. Dają im zarobić na chleb z szyneczką, nowe auto, fantastyczne wakacje i kolejne biznesy. Dzięki temu ekstraliga jeździ w piątki i niedziele, popędzając zawodników z ligi na Grand Prix i z powrotem. BSI straciła moce negocjacyjne, bez siły przebicia ustawiła się w stosunku do ekstraligi w roli petenta. Anglicy mogą więc pogrymasić, jak nikt nie słyszy.

Discovery może mieć jednak inne plany. Bardziej rozwojowe i mocarstwowe. Nowy promotor Grand Prix może zechcieć zdominować żużlowy rynek. Skoro załatwi nam światowy blichtr, spektakularne podboje i bogatych sponsorów, to wygeneruje przy tym własne, gigantyczne oczekiwania. O pozycję i wpływy będzie rozpychać się łokciami, chcąc mieć wpływ na dalszy rozwój wydarzeń.

Gdy Grand Prix będzie rosło w siłę, to w końcu wybije się na niepodległość i pokrzyżuje plany ekstralidze. Może zabrać ligowe piątki, przepłacić zawodników i skraść sponsorów. Konflikt interesów byłby zapewniony. W przyszłości może zdarzyć się, że najlepsi na świecie będą jeździć tylko w Grand Prix, a ligi krajowe staną się jedynie przystankiem w drodze do wielkich karier i kuźnią talentów.

Zdecydowana większość sportów motorowych ma charakter tylko i wyłącznie indywidualny. Nawet zawodnicy z jednej stajni ostatecznie stają się rywalami, czasami największymi. Nas interesuje żużel, głównie w formie drużynowej i przyznajmy uczciwie, że jest to swego rodzaju wynaturzenie. Nam się tak podoba, ale Discovery może mieć w tym temacie zupełnie inne zdanie. Ich nie będzie interesował rozwój lig europejskich i naszej ekstraligi, tylko jazdy indywidualne i produkt pod nazwą Grand Prix. 

DAWID LEWANDOWSKI