Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Szarmancki, uprzejmy, życzliwy i otwarty, szczególnie dla fanek z jednej strony, z drugiej zaś wybuchowy, grubiański, ponury i niedostępny – dwie twarze, a może dwie maski Billy’ego Sandersa. Jakie myśli kołatały się w głowie legendy Ipswich, z jakimi demonami walczył, od czego lub od kogo chciał uciekać, przed kim, czy przed czym się chronić? Na te pytania nie poznamy już odpowiedzi. Złe emocje musiały przez lata gromadzić się i kumulować w psychice australijskiego żużlowca. Alkohol i rozrywkowy tryb życia nie sprzyjały poprawie.

Robert William „Billy” Sanders urodził się w szpitalu prywatnym Windsor w Sydney, jako syn Billa i Bonnie 9 września 1955 roku. Uczęszczał do Rooty Hill High School, gdzie z grupą przyjaciół dołączył do lokalnej straży pożarnej. Coś jak nasze OSP. Kiedy życie w szkole stało się nudne, Billy i jego koledzy wymknęli się podczas przerwy i rozpalili ogień w zaroślach w okolicy, a następnie wrócili do szkoły i czekali na syrenę, by ruszyć do gaszenia. Naturalnie skutkiem ubocznym, szkoła została zamknięta na cały dzień z powodu pożaru. Taki to był z młodego Billy’ego czarodziej. Z naszej obecnej kadry pewnie już by wyleciał.

Jako młodzieniaszek, za radą ojca, Billy Sanders kupił swój pierwszy motocykl żużlowy, starego, wysłużonego JAP-a, od niejakiego Bruce’a Gardinera. Było taniej niż pójść w zakup nowej Jawy. Maszyna była poprzednio w posiadaniu australijskego mistrza Aub Lawsona i Sanders używał jej, by doskonalić swoje umiejętności na Nepean Speedway w Sydney w latach 1969-70, zatem zaczynał jako 14-latek. Zwrócił na siebie uwagę promotorów, gdy w 1973 roku, jako niespełna osiemnastoletni młokos, zdobył brąz mistrzostw Australii. Rok wcześniej dobrym zmysłem wykazał się ówczesny coach Wiedźm z Ipswich John Berry. Szesnastoletnim żużlowcem, oprócz zespołu Berry’ego, interesowały się King’s Lynn i Halifax. Promotor Wiedźm wykazał się jednak największym sprytem i dyplomacją. Przejął w urzędowy sposób prawną opiekę nad przyszłym jeźdźcem Witches i obiecał rodzicom tego młodego człowieka, że będzie go traktował jak własnego syna. Obietnicy dotrzymał.

Do samolotu z Sandersem wsiadał również żużlowiec Mick Page, pełniący rolę osoby towarzyszącej, gdyż nastolatkowi z Sydney przysługiwał bilet ulgowy i musiała towarzyszyć mu osoba dorosła. W klubie przywitano go bardzo serdecznie. Tor Wiedźm przypominał do złudzenia ten, na którym Sanders kręcił swoje pierwsze kółka. John Berry pokładał w nim olbrzymie nadzieje. Jego drużyna po trzech sezonach w drugiej lidze miała rozpocząć za kilka dni walkę w pierwszej dywizji, rywalizując z najlepszymi drużynami z Wysp.

Sukcesy, także te międzynarodowe, przyszły szybko. Rok 1976, Londyn, stadion White City, finał Drużynowych Mistrzostw Świata. Po raz pierwszy z udziałem reprezentacji Australii. Wcześniej Kangury w rundzie brytyjskiej pobiły Anglików, Szkotów i Nowozelandczyków. Turniej decydujący o awansie do finału odbył się w Ipswich i Sanders, wówczas 21-letni zawodnik, okazał się w nim najlepszy, zdobywając komplet 12 punktów. Wtedy już był znanym i uznanym zawodnikiem, za jego olbrzymim wkładem rok wcześniej Wiedźmy zostały po raz pierwszy najlepszą drużyną ligi brytyjskiej.

W światowym wielkim finale rywalami Australijczyków byli Szwedzi, Rosjanie oraz Polacy. Sanders oczywiście miał pewne miejsce w narodowej drużynie obok Phila Crumpa, Phila Herne’a oraz Johna Bouglera. Wszyscy jeździli bardzo równo i pewnie. Najlepszy Crump zdobył 11 punktów, Sanders i Herne dołożyli po 7, a Bougler 6. W sumie więc 31 i to wystarczyło, aby w swoim debiucie Australijczycy zdobyli złote medale. Ich największym rywalem okazała się wtedy reprezentacja… Polski, z którą wygrali różnicą 3 punktów. Trudno uwierzyć, ale na kolejny mistrzowski tytuł czekali w Australii aż do… 1999 roku.

Kolejny znaczący sukces, tym razem indywidualny, przyszedł w Norden. Billy miał już 28 wiosen i wcześniejsze starty w finałach za sobą. Tu ponownie stanął na pudle, tym razem drugim, nie trzecim stopniu jak wcześniej. Dawno minęły czasy, kiedy monopol na finał miało magiczne Wembley, wtedy największe żużlowe imprezy zaczęto stopniowo przenosić na kontynent, czasem wręcz peryferia speedwaya. Finał w Norden zapisał się jako koncert pod batutą gospodarza Egona Mullera, pod którego przygotowano tor, a on zrobił swoje, nota bene z kompletem punktów. Sanders zdobył tytuł wicemistrza. W stawce najlepszych 16 żużlowców świata Billy zadebiutował w 1977 roku, zajmując 10. pozycję. Dwa lata później w Chorzowie był 5., a w 1980 roku w Goeteborgu zajął 3. miejsce. Rok po swoim największym indywidualnym sukcesie był 11. Kolejnego finału niestety, na własne życzenie, już nie dożył.

W życiu prywatnym, do pewnego momentu, na zewnątrz wszystko wyglądało znakomicie. Małżeństwo zaowocowało przyjściem na świat dwójki dzieci, syna i córki. Żona Judy opiekowała się domem, który był dla Sandersa odskocznią, schronieniem przed kolorową codziennością, miejscem szczególnym. Słynny żużlowiec, w kwiecie wieku, nie doceniał tego, co robiła dla niego małżonka. A ona kochała go mimo wszystko. Dawała oparcie i wiarę, których on nierozważnie nie odwdzięczał. Wielki świat kusił go za bardzo. Wszystko przychodziło mu łatwo. Może za łatwo? Może gdyby talent uzupełnił większymi pokładami pracy, jego medalowy dorobek indywidualnych mistrzostw świata byłby większy niż srebro z Norden i wcześniejszy brąz z Goeteborga? Judy wybaczała mu wszystkie zdrady i wybryki, a także skłonności do alkoholu, kobiet i – niestety, narkotyków. Billy był agresywny. Niejeden z jego kolegów doświadczył na własnej twarzy bokserskich umiejętności Australijczyka, kilku nie zdążyło schylić się, gdy w ich kierunku rzucał skrzynkę z narzędziami. Przypomina wam to kogoś?

Zupełnie inny był w nocnych lokalach. Zrelaksowany, czarujący, uśmiechnięta gwiazda potrafiąca bawić się jak mało kto. Zupełnie inny… dopóki nie zostawał w pokojowym hotelu sam i nie nachodził go atak furii skutkujący zdemolowaniem wszystkiego, co spotkał na swej drodze.

Nadeszła chwila, kiedy cierpliwość Judy się skończyła, miłość nie uniosła ciężaru zrzuconego na barki jednej osoby. Ofiarująca się przez lata kobieta wdała się w romans z dojrzałym mentalnie mężczyzną, który potem został jej mężem i z którym stworzyła szczęśliwy związek. Sanders nie potrafił się z tym pogodzić.

Billy Sanders popełnił samobójstwo w pobliżu swego domu w Ipswich. W tym czasie miał poważne trudności finansowe, do tego świeżo rozstał się z żoną. Sanders, jak wielu sportowców, miał dwa oblicza, to na użytek wielbiących go kibiców było jednak zupełnie inne niż prywatne. Magdalena Zimny-Louis docierając do wielu jego znajomych napisała później, że z ich opowieści wyłaniał się obraz beztroskiego człowieka, który nienawidził przegrywać i miał skłonność do bójek, alkoholu, potrafił czerpać od innych pełnymi garściami, zapominając kompletnie nie tylko o rewanżu, ale też zwykłym słowie „dziękuję”. I miał problemy osobiste, w dużej mierze z własnej winy.

Były kolega, jeździec i fan Czarownic Nigel Flatman do dziś ma problem i wyrzuty sumienia. Był chyba ostatnim, który widział Sandersa żywego. Flatman zobaczył australijskiego jeźdźca na krótko przed tym, jak odebrał sobie życie w kwietniu 1985 roku. Nigel, który obecnie mieszka w Perth w Australii zachodniej, do 2010 roku utrzymywał swoje spotkanie w tajemnicy.

– Billy zjawił się rano w sklepie motocyklowym, który mój ojciec Peter miał w Felixstowe i poprosił go o naprawę ramy – wspomniał Flatman, który był jednym z przyjaciół niosących trumnę, na pogrzebie Sandersa w kościele św. Augustyna w Ipswich. – Poprosił mnie o pióro i papier. Patrząc wstecz teraz, było to oczywiste, że spisał notatkę, w której myślał o odejściu. Pożegnał się w niej i chwilę później był martwy. Mógłbym być ostatnią osobą, która z nim porozmawia, gdybym się wcześniej zorientował…

Flatman powiedział, że był zdruzgotany, gdy kilka godzin później usłyszał w radio informację o śmierci swojego partnera z drużyny i jak twierdził dekadę temu, do dziś nie potrafił się pozbierać z traumy.

– Byłem w Londynie z Billy’m i kilkoma kolegami. Spotkaliśmy się w drodze powrotnej z jego, jak się okazało, ostatniego spotkania w Swindon w sobotnią noc – dodał Flatman, który swojemu synowi dał na imię Nathan Sanders, po byłym numerze dwa światowego żużla.

– Wiedziałem, że z Billy`m nie wszystko jest w porządku. Był zdołowany, ale nie spodziewałem się, że zrobi to, co zrobił. Przez ostatnie 25 lat myślałem, że jest coś, co mogłem wówczas wykonać. Jakiś gest. Coś, co mogłem powiedzieć. Męczyło i męczy mnie to uczucie. Mieszkał kawałek ode mnie, za rogiem, jeździliśmy razem na spotkania. Billy był kumplem, a ja się nie połapałem i mogłem go zawieść. Pomagałem w niesieniu trumny Billy’ego i to była najgorsza rzecz, jaką musiałem zrobić w swoim życiu – dodał Flatman.

– Od tamtej pory nie byłem na pogrzebie – to było okropne. – skwitował tamte wydarzenia

Flatman od czasu powrotu ze Swindon posiadał skóry Sandersa: – Billy zostawił je w mojej furgonetce – wspominał Nigel. – Mają na sobie kangura i wykorzystałem je na kilka spotkań, kiedy po raz pierwszy przybyłem do Australii w 1991 roku. Od tego czasu były cenną własnością, ale teraz jest czas, aby odpuścić. I przekazać na widok publiczny.

Billy Sanders powinien nadal żyć. Tak twierdził jego dawny promotor z Ipswich, John Berry. On nie miał wątpliwości co do powodów zachowania swego podopiecznego. W jednym z wywiadów mówił: – Sanders, który stał się idolem i liderem Wiedźm między 1972 a 1985 rokiem, popełnił samobójstwo w wieku 29 lat w kwietniu 1985 roku. Miał problemy małżeńskie, które doprowadziły go do utraty życia u szczytu kariery. Chciałbym zrobić więcej – powiedział Berry. – Pozostał mi wielki smutek i pustka oraz męczące przeświadczenie, że powinienem lepiej odczytać sygnały. Wołanie o pomoc nadeszło za późno i nie było dla nikogo wystarczająco jasne, jak desperackie było to wołanie – konkludował Berry.

Ciało Billy’ego znaleziono rankiem 24 kwietnia 1985 roku w zatoczce leśnej przy trasie z Ipswich do Felixtowe. Żużlowiec popełnił samobójstwo, dusząc się spalinami. Do dziś nie wiadomo, czy dokonał tego dramatycznego czynu pod wpływem narkotyków.

Judy nie przyleciała na pogrzeb męża. Przesłała jedynie czerwoną różę, dołączając prośbę, by została złożona na trumnie podczas pogrzebu. John Berry nie zgodził się. Uważał, że winna śmierci człowieka, którego traktował jak syna, jest niewierna żona. Na pogrzeb przyleciała matka Sandersa. Zabrała z powrotem do Australii wnuka, z którym w marcu na Wyspy przyleciał Billy. Nie wzięła jednak ze sobą żadnych rzeczy po synu…

Dzień po śmierci Sandersa w Ipswich, jak gdyby nigdy nic, odbył się kolejny ligowy mecz. Kilka dni później w jego pogrzebie wzięło udział wielu kolegów i rywali z toru, niektórzy przyjechali nawet z innych kontynentów. W parkingu, w jednym z boksów, przymocowano skromną tabliczkę poświęconą pamięci Sandersa. Dziecka Ipswich, jak go niektórzy nazywali.

Zwycięzca Indywidualnych Mistrzostw Australii odbiera współcześnie Billy Sanders Memorial Trophy, coś na kształt naszej czapki Kadyrowa.

Źródła:
– speedwayplus
– https://en.wikipedia.org/wiki/Billy_Sanders
– Bartłomiej Jejda „Znaleźć przyczynę samobójstwa – Billy Sanders” (https://sportowefakty.wp.pl/zuzel/139154/znalezc-przyczyne-samobojstwa-billy-sanders)
– Elvin King „Pal Flatman recalls his Sanders guilt” (https://www.eadt.co.uk/news/pal-flatman-recalls-his-sanders-guilt-1994554),
– ipswichstar.co.uk,
– Robert Noga „Robert Noga: Żużlowe podróże w czasie (111): Billy Sanders – tragiczne dziecko Ipswich” (https://sportowefakty.wp.pl/zuzel/433139/robert-noga-zuzlowe-podroze-w-czasie-111-billy-sanders-tragiczne-dziecko-ipswich)