Źródło: Facebook Lampart Racing
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Dawid Lampart podpisał w Lublinie kontrakt warszawski i… czeka. Niecierpliwią się kibice i żądni sensacji żurnaliści, zawodnik zaś zachowuje stoicki spokój. Czyżby znudziło go ściganie i postanowił odpocząć? Niekoniecznie. Wielu, co bardziej wyrywnych, już przypisało mu rolę koła ratunkowego we Wrocławiu. Czy Dawida skusi taka opcja?

W mojej ocenie być może, ale chyba jeszcze nie teraz. Po pierwsze nie wiadomo, czy w ogóle, a jesli to na ile zdeterminowane jest samo WTS, by pozyskać żużlowca w świetle nieuniknionej dyskwalifikacji Drabika. Teoretycznie do składu mogą tam wpisać choćby Wiktorię Garbowską i jechać duetem Czugunow, Bewley, co przy okazji tłumaczyłoby ostatecznie niedawną wymianę barterową tego ostatniego, za dwójkę byłych zawodników Sparty. Po wtóre, tajemnicą poliszynela są nieco oschłe relacje Andrzeja Rusko z Jakubem Kępą, co to trochę przypominają bajkę o Pawle i Gawle, więc o porozumienie w kwestii Lamparta może być trudno. No i wreszcie sam, jakby to ująć… zainteresowany. No właśnie. Czy aby na pewno?

Lampart ma za sobą sezon w kratkę. Dobre, rokujące występy, przeplatał bezbarwną jazdą na dystansie i regularnym gubieniem punktów z trasy, co szczególnie dla opiekunów Motoru, mogło być i pewnie było, mocno irytujące. „W nagrodę”, już po kilku rundach poprzedniego sezonu, stał się w drużynie pierwszym do odstrzału ze składu. Jeździł coraz rzadziej, stawiano na innych, rosła frustracja. Nawet przyzwoite otwarcie meczu nie dawało Dawidowi gwarancji kolejnych występów w spotkaniu. W rezerwie czekał Lambert, a w zestawieniu jeszcze dwóch obiecujących juniorów.

Lampart mógł czuć się niedoceniany, bądź wręcz pokrzywdzony, choć sam na taką niewygodną i uwierającą pozycję w drużynie zapracował. No i teraz miałby drugi raz, pomny świeżych doświadczeń, pchać się do tej samej rzeki? Wrocław nawet bez Drabika powinien się liczyć z tym składem, który pozostał. Na dziś potrzebują tam fotomodela do prezentacji, a nie solidnego ogniwa drugiej linii. Na wszelki wypadek to i księdzu zostawili, jak mówi opowiastka, ale ów „wszelki wypadek” to nie rola dla Dawida. Nie o takiej myśli. Z pewnością też nie zamierza powielać roli Kościucha w Toruniu z zakończonego sezonu. Chce jak każdy, często startować i zarabiać. Takich gwarancji we Wrocławiu raczej nie otrzyma. Skoro tak, to dlaczego nie zdecydował się na kontrakt w niższej lidze, wzorem „Miedziaka”? Zapewne wyczekuje, bo to i ambicje wyższe i ewentualne pieniądze piętro niżej mniejsze. Będąc więc na swoistym „stendbaju”, w regularnym treningu, może na tej pozornej opieszałości tylko zyskać.

Początek sezonu da przynajmniej kilka odpowiedzi ekstraligowym menedżerom. O przydatności kilku żużlowców w najwyższej klasie, o aktualnej dyspozycji, wreszcie przyniesie, jak to w żużlu, pierwsze kontuzje. Wtedy może pojawić się ciekawsza i pewniejsza oferta dla Dawida. Czy zdoła z niej ewentualnie w pełni skorzystać, to już odrębny temat, ale szansa na opóźniony transfer wydaje się bardziej kusząca od szukania czegokolwiek na siłę i brania pierwszej z brzegu opcji, która się pojawia. A jeśli na początku sezonu nikt nie zechce Lamparta w Ekstralidze, zawsze można parafować kontrakt z pierwszoligowcem w potrzebie, bo takich również zapewne nie zabraknie.

Postępowanie Lamparta w kwestii swej sportowej przyszłości, choć powściągliwe, wydaje się przemyślane i rozważne. Trochę jak w drafcie. Nie byłem pierwszym wyborem, zaczekam i może skorzystam na czyimś potknięciu. Dawid potrzebuje dobrego, pełnego sezonu, a taki może odjechać tylko w miejscu, gdzie będzie regularnie startował, bez względu na ewentualne potknięcia. Tu musi obowiązywać zasada wzajemnego zaufania pracownika i pracodawcy, przyzwolenie na błędy oraz cierpliwość. Szuka więc Lampart klubu, który mu zaufa, jako pierwszemu wyborowi, a nie opcji rezerwowej na wszelki wypadek. Takich warunków we Wrocławiu teraz nie uzyska. Jeśli jednak początek w wykonaniu Bewleya bądź Czugunowa okaże się rozczarowujący, to i ewentualne gwarancje dla Dawida bardziej wiarygodne, a oferta intratniejsza.

No i nie zapominajmy o innych możliwościach. W Rybniku duet Szczepaniak, Woryna – może być różnie. W Grudziądzu „Buczek” po urazie uda, ściga się z czasem. W jakiej formie będzie kapitan GKM-u? Częstochowa też ma w składzie dwa krajowe znaki zapytania. Propozycji dla Dawida Lamparta, mimo wszystko, może nie być, ale też mogą się sypać jak z rogu obfitości, stąd pewnie owa dotychczasowa wstrzemięźliwość w podejmowaniu ostatecznych kroków. Trudno jednak się dziwić, że zawodnik nie działa pochopnie i nie pędzi jak dzik w żołędzie na pierwsze skinienie.

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI