Damian Klos.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Co dobrego w świecie czarnego sportu? Ano, nic dobrego. Środowisko myśli, co tu robić. Jak zorganizować ligi, co ze spadkami, awansami. Federacje narodowe wchodzą sobie w drogę z FIM i BSI w kwestii terminów, wariantów i rozwiązań. Zdania wśród zawodników są, wnioskując po aktywności w mediach, podzielone. Część z nich pracuje, część nie. Niektórzy narzekają, wyklinają i wzywają co wznowienia rozgrywek. Nie dziwię się – zainwestowali potężne pieniądze, mają teamy na utrzymaniu, faktury do spłacenia i rodzinę do utrzymania, a dochodu żadnego. Inni zachowują spokój, cierpliwość i wieszczą odwołanie sezonu. Tym też się nie dziwię, sytuacja jest trudna, należy pilnować kabzę i wyczekać pandemię.

Nie zapominajmy, że żużlowy garnuszek zapełniają głównie sponsorzy i kibice. Ci pierwsi mogą, dzięki wirusowi i rządowej tarczy, za pół roku przeżywać zapaść, walcząc o swój byt. Za priorytet obiorą utrzymanie się na powierzchni, a także dobro pracowników. Sponsoring, obstawiam, zejdzie na dalszy plan. Kibice, choć spragnieni emocji, mogą w dalszym ciągu lękać się zgromadzeń. A część z nich z pewnością będzie miała budżet na tyle uszczuplony, że rodzinne wyjście na mecz stanie się przyjemnością, na którą nie wszyscy będą mogli sobie pozwolić.

Dochodzą obostrzenia w poruszaniu się. Nawet, jeśli Polska w miarę sprawnie rozegra batalię z zarazą, to co z pozostałymi państwami? Szwecja prowadzi obecnie politykę kompletnie oderwaną od europejskiej rzeczywistości – nie ma żadnych zakazów. Na przykładzie pewnego wyspiarskiego królestwa wiemy, jak ta polityka się skończy. Wielka Brytania leży i kwiczy, Niemcy będące krajem tranzytowym również nie znajdują się w sytuacji wesołej. Nie ma na tę chwilę mowy o regularnych lotach, bezproblemowym przemieszczaniu się i strefie Schengen. Jak w takich okolicznościach mamy prowadzić nasz cygański żużlowy żywot? No nie jest to możliwe. Skoszarować wszystkich zawodników w Polsce? A co z pozostałymi ligami? Chcemy zarżnąć rozgrywki w Danii, Szwecji i Anglii do reszty? Chyba, że w ogóle nie wystartują, byleby tylko nie zbankrutować. Niemiecka Bundesliga już poszła krok do przodu i odwołała z góry sezon, a w Danii jest lockdown na imprezy masowe do końca sierpnia. W kontekście SGP, SEC, SON i polskich lig pojawiają się coraz to nowe daty i hipotetyczne scenariusze. Moja, II liga, również może najpóźniej zacząć nawet we wrześniu. Sezon na dwa miesiące – super, prawda?

Władze PGE Ekstraligi rozesłały także do zawodników list. Nie zawiera on treści optymistycznych i wesołych. Jest w nim informacja o przeorganizowaniu rozgrywek, cięciach kontraktów, a także pustych kasach klubowych. Koronawirus popsuł wszystko. W liście znajduje się też bardzo interesujący fragment: „Uczulamy Państwa, aby rozpocząć rozmowy z Państwa dostawcami, tunerami, czy partnerami i uświadamiać im, że strumień środków finansowych jaki płynął z Polski do światowego żużla będzie w kolejnych latach znacząco zredukowany i nie będzie on już realizowany w takim wymiarze jak w latach poprzednich, co powinno się przełożyć na inne urealnione ceny usług oraz sprzętu.”

Czyli, że co? Czyli, że teraz zawodnik zadzwoni do tunera i powie mu: Panie Flemming, przepraszam, ale te trzy silniki co zamówiłem, to odbiorę, ale jak by było można, to w cenie jednego. Ekstraliga nam ucięła kontrakty i poprosiła, żeby wszystko było taniej. Zrobimy deal? Tak to ma wyglądać? Analogicznie z dostawcami. Czy teraz wszyscy będą dzwonić do Haja, Lewickiego, KLS, Speedway Centa, Ulvedala i reszty, informując, że zapłacą jedną trzecią faktury za części, bo Ekstraliga przykręciła kurek? Jak to, przepraszam bardzo, ma wyglądać? Bo nie do końca rozumiem. Czy maszyneria za miliony złotych, w którą wyposażeni są najlepsi tunerzy nagle spłaci się sama? Nie wiem, czyżby Giuseppe Marzotto znalazł jakiś mityczny artefakt pozwalający na tańszą produkcję silników? Komponenty nagle potanieją? Wszystkie drogocenne stopy, tytan, aluminium, karbon, żywica, materiały do szycia kombinezonów nagle potanieją? Promocja będzie, z okazji światowej pandemii? Bo nie łapię. O ile jestem w stanie uwierzyć w ugięcie zawodniczych karków, to nie wydaje mi się, żeby nagle dostawcy i tunerzy umorzyli część długów, a najlepiej, to w ogóle zeszli o 1/3 z cen. I mówiąc o częściach, nie mówię tu o błyskotkach. Nie mam na myśli zielonych rolgazów, anodowanych nakrętek, nypli pod kolor kevlaru, itd. Mówię o najważniejszych narządach wewnętrznych maszyny – silniku, gaźniku i sprzęgle. Ciężko tu o promocje, ponieważ są to zaawansowane podzespoły przystosowane typowo pod sport ekstremalny, więc ich produkcja nie jest ani masowa, ani tania. Ponadto, nie zapominajmy, że wspomniani dostawcy też mają rodziny i biznesy do utrzymania. Jeśli zawodnicy będą ciąć koszta, zapewne odbije się to na ich prywatnych wydatkach i inwestycjach, ale nie wierzę, że to akurat koronawirus będzie czynnikiem, który uczyni speedway tańszym. Niestety, cięcia odbiją się również na nas, mechanikach – szarych murzynach od czarnej roboty. Płace będą mniejsze, teamy uszczuplą się kadrowo. Część zawodników na pewno wróci do korzeni i pomoże majstrom w konserwacji sprzętu. Przy ograniczonej ilości startów spokojnie znajdą na to czas.

Żużel znalazł się w trudnym położeniu. Przed nami rozgałęzienie co najmniej kilku dróg, a strzałka na drogowskazie nie wskazuje w żadnym kierunku. Pandemia może wykończyć tak małe kluby, jak zawodników. Po kilku latach hajpu i pieniążków pompowanych przez telewizję, po odsprzedaniu SGP innemu podmiotowi wielu z nas, miłośników tej dyscypliny, miało nadzieję, że żużel może wypłynąć na jeszcze szersze wody i zyskać na popularności. W obecnej sytuacji rozwój został kompletnie zahamowany, żużel może wręcz się cofnąć. Wariantów jest tak dużo, że nie sposób zgadnąć, w którą stronę to się potoczy. Jeśli pojedziemy w Polsce, to czy przy pustych trybunach/obostrzeniach/strachu społeczeństwa/ jest w ogóle sens, żeby ruszać cokolwiek prócz Ekstraligi? Klubów pierwszo i drugoligowych zwyczajnie na to nie stać. No tak, ale jeśli pojadą ekstraligowcy, to co z resztą? Też zainwestowali wysiłek i pieniądze, więc jak to? Jedni mają szansę ścigać się i zarabiać, a inni nie? W takim wypadku może dojść w zimę do grubych przetasowań. Kilkunastu skończy kariery, wielu zakotwiczy na stałe w firmach sponsorów. Nie oszukujmy się, w obecnych realiach jeśli nie masz klubu w Polsce, możesz traktować speedway jako hobby lub dodatkową, choć ryzykowną, pensję. To może kluby duńskie i szwedzkie zaczną bilansować zawodnikom straty w Polsce? Ależ absolutnie. Z czego, przepraszam bardzo, mają to zapłacić? Połowa klubów Allsvenskan już upadła, połowa Elitserien liczy każdą koronkę, a Duńczycy? Duńczycy dadzą za dojazd, dorzucą jakiś ryczałt z punktowym bonusem i tyle. Nie więcej, niż 1500 euro łącznie. Za takie pieniążki, to można karierę uratować w speedrowerze, a nie żużlu. Anglia? Żeby topowy zawodnik dorobił się w Premiership, musiałby nauczyć się kopać piłkę i podpisać kontrakt choćby z Norwich City. W żużlowej Premiership natomiast, musiałby odjechać w sezonie z sześćset meczów, co w obecnych realiach jest awykonalne.

Dalej. A co, gdyby tak sezon kompletnie, całkowicie odwołać? Wydaje się to logiczne. Zawodnicy przygotowani, sprzęt gotowy. Kadry w klubach skompletowane. Po prostu przenosimy się o rok do przyszłości i jedziemy. Niestety jest co najmniej jedno ALE. Juniorzy. Co z juniorami z tego rocznika? Chuj, i tak mają stracony sezon, ale jeśli przedłużymy im juniorkę, to wypadałoby chyba całkowicie wiek juniora na kilka lat podnieść. Bo młodsi też w takim wypadku tracą, metryk im magicznie nie zamrozimy. Kluby, kontrakty, zawodnicy. Co, jeśli klub X nie będzie w stanie dotrzymać warunków kontraktu i zawodnik Y zdecyduje się odejść? Skoro utrzymujemy składy – nie będzie mógł. Jeśli pozwolimy na jeden precedens – precedensów zaraz będzie piętnaście. Dalej. Telewizja, samorządy. NC+ płaci potężną kasę, więc jak uzasadnić jej transfer, jeśli nie ma czego w telewizji pokazać? Powtórki play-offów i archiwalne Grand Prix kiedyś też się znudzą, a nowego produktu brak. Z władzami miejskimi temat analogiczny – jeśli łożymy na klub w ramach promocji miasta przez sport, to skoro nie ma ligi, nie ma sportu, to gdzie jest owa promocja? Z łatwością można w takim wypadku przeforsować twierdzenie, że finansowanie jest bezzasadne. A samorządy, łatające od ubiegłego roku dziury powstałe po podwyżkach dla nauczycieli, obciążone dodatkowo skokiem cen prądu i wyzwaniami stawianymi przez epidemię, nie dysponują, z tego co mi wiadomo, zdolnością generowania pieniędzy z powietrza. Budżety zawodników, dostawców, tunerów, mechaników. I tu dochodzimy do sedna – jak ta cała nasza banda ma funkcjonować w wypadku braku sezonu? Część zawodników ma odłożone. Ma, zarabia mnóstwo siana, więc zaciśnie pasa i przetrwa. Sponsorzy też pomogą – nie chce mi się wierzyć, że, dla przykładu, Nasz Mistrz nie przetrwa roku ze wsparciem paliwowej spółki skarbu państwa. Producenci/pośrednicy/tunerzy – osoby pełniące te role będą mieć gorzej, o ile żużlowcy nie opróżnią kont. W żużlu dominuje schemat: zamawiam —–>jeżdżę—–>otrzymuję wynagrodzenie—> płacę. Jeśli wyjmiemy z tego łańcucha dwa środkowe ogniwa, pozostanie luka dla niektórych nie do załatania. Nie mówię tu o gwiazdach Ekstraligi, tylko, chociażby rodzimych drugoligowych seniorach. Zresztą, tyczy się to większości zawodników pierwszej i drugiej ligi. To nie są satrapowie perscy leżący na bajecznych skarbach. Są to ludzie, którzy jeśli sezon jest dobry i klub wszystko wypłacił, żyją na poziomie wyższej klasy średniej. Nie ma tam stawek po 5 tysięcy za punkt, ani kontraktów sponsorskich na dwieście koła za sezon. Jeśli tym zawodnikom, których de facto jest więcej, odbierzemy całkowicie możliwość jazdy – część z nich nie przetrwa. Tak jak powiedziałem, pójdą pracować do sponsora, może z musu sprzedadzą sprzęt. Tu znaczenie mają kwestie indywidualne, takie jak wierzytelności czy umiejętność gospodarowania funduszem. Na końcu tej bandy jesteśmy my – mechanicy. Pomimo, że pan Darek Ostafiński – jakżeby, kurwa, inaczej – ogłasza szumnie sukces opublikowanego przez siebie Listu Mechaników, to gdyby przyszło nam odwołać sezon, nie chce mi się wierzyć, żeby większość rajderów mogła sobie pozwolić na płacenie majstrom postojowego i dawanie jakiejś gwarancji zatrudnienia. Jak mają, kurwa, dać gwarancję, skoro sami nie wiedzą, jaki ich czeka los? Z pustego i Salomon nie naleje. O ile mechanicy Ekstraligowi jeszcze jakoś przędą, ponownie zejdę na niższe poziomy rozgrywek i posłużę się własnym przykładem.

Mój zawodnik nie dostał całości za poprzedni sezon z dwóch klubów – polskiego i niemieckiego. Nie dostał również ani grosza na przygotowanie od nowego zespołu. Silniki poszły do remontu, doszła nowa jednostka napędowa – ta po którą sadziłem 750 kilometrów do Bawarii. Trzeba było ubezpieczyć busa, siebie, starego i mnie. Jako, że bus nowy – również pieniążki poszły w przerobienie go na potrzeby żużla (stojak na motory, łóżka, materiały do wykończenia, lodówka, robocizna, etc.). Do tego dochodzi narzeczona na macierzyńskim, dwójka dzieci i cała fura pieniędzy wrzucona w to, czego nie widać. Opłaty licencyjne, opony, oleje, metanol, tarczki sprzęgłowe, itd., itp. Plus majster – ja. Przyjechałem gotowy do pracy, rzuciłem zimową robotę, więc nie można mnie zostawić z niczym. I co? I dostałem połowę kasy za marzec, pełny zbiornik paliwa i hajda do Polski. Poradzisz sobie? Poradzę. Pracodawco, mógłbym dostać więcej pieniążków, bo nie wiem jak szybko mi się uda znaleźć pracę? Nie, nie mógłbyś, sam nie mam. Żaden zawodnik wybierając między swoją rodziną a mechanikiem, nie wybierze tego drugiego. A przynajmniej ja takiego magicznego chlebodawcy nie znam. I wylądowałem w Polsce, na kwarantannie, bez pracy, z wypłatą za pół marca. Jakże daleką od kwot, które przewijają się w artykułach pana Ostafińskiego. Nie mam również żadnego postojowego, żadnych gwarancji zatrudnienia, żadnego, kurwa, NICZEGO. Nie płaczę, nie użalam się, nie wypisuję po internetach. Robię, co mogę i idę przed siebie. Gwarantuję, że nie jestem w środowisku jedyny w takiej sytuacji. I że pan Ostafiński, twierdząc, że dwóch mechaników straciło pracę, a reszta ma grzecznie płacone postojowe – pierdoli zwyczajne kacapoły.

Wśród nas, mechaników, część zawiesi działalność i wyczeka, inni się zwyczajnie przebranżowią. Zwłaszcza, że poniżej Ekstraligi żadne regulacje prawne względem członków teamów nie są usankcjonowane, czego rezultatem jest robota w dużej mierze na czarno. Każdy pójdzie tam, gdzie dostanie cieplejszy i świeższy chleb. Wąski już rynek przewietrzy się jeszcze mocniej.

Nawrzucałem tyle gwoździ w ten żużlowy bęben, że zaczynam się gubić. A może by tak jeszcze jedno – REWOLUCJA. Rozważam także scenariusz, że wszystko potoczy się absolutnie fatalnie, gorzej nawet niż wizje rysowane przeze mnie powyżej. I co wtedy, jeśli ZMUSZENI będziemy do cięcia kosztów, albo obecne jednostki napędowe zwyczajnie nie będą dostępne – np. splajtuje fabryka Giuseppe Marzotto. Czy speedway jest gotowy na rewolucję technologiczną? Czy nie byłoby wskazane spróbować dać szansę dwuzaworówkom, albo dostosować silniki stockowe? To już nie ten żużel, nie ta prędkość, nie ten zapach i nie ten dźwięk, ale… Co, jeśli będziemy stać na rozdrożu między tym, a kompletną degrengoladą ukochanego sportu? Czy może ten nieoczekiwany kryzys pozwoli paradoksalnie wejść speedwayowi w nowy etap? Ano, nie sądzę – lobby tunerów na pewno łatwo by tego nie przełknęło, do tego potrzebne jakieś testy, konsultacje z federacjami, oficjelami, telewizją, klubami, zawodnikami, inżynierami, producentami, podprowadzającymi, marszałek Witek, episkopatem, czternastoma komisjami Unii Europejskiej, etc.

Można tak gdybać, gdybać i gdybać. A nuż widelec, jakimś szczęśliwym zbiegiem okoliczności, sezon potoczy się w skompresowanej wersji od lipca do listopada, rozgrywki i budżety jakoś bardzo mocno na tym nie ucierpią, a z kryzysu wyjdziemy mocniejsi jako środowisko i dyscyplina? Chciałbym w to wierzyć, lecz niestety jestem od małego pesymistą.

DAMIAN KLOS, MECHANIK

P.S. Tekst jest fragmentem czegoś większego, mianowicie pod koniec stycznia – nieskromnie mówiąc – wykazałem się dozą profetyzmu i zacząłem spisywać Kronikę Zarazy. Jest to jednocześnie mój oficjalny coming out: pierwsza publikacja od dekady, pod którą bez wahania podpisuję się imieniem i nazwiskiem miast pseudonimem artystycznym. Pandemia zabrała mi wszystkie sportowe miłości, pozostało więc skupić się na Najwierniejszej Kochance Literaturze. Podkreślę więc, że nie chciałbym zostać wrzucony do worka z ludźmi, którzy zabierają głos tylko po to, by zyskać nieco szumu i rozgłosu. Nie roszczę sobie również praw do bycia uznanym za bogowie wiedzą jakiego eksperta – nie ten typ człowieka. Moje nadzieje na sławę i nieśmiertelność (niewielkie, ale jednak) kroczą inną ścieżką, a powyższą luźną analizą pragnę zwyczajnie się podzielić z tłumem. Wierzcie mi, pisanie do szuflady daje tyle samo radości, co ściganie bez kibiców. Wedle zasady vox populi vox dei oddaję się zatem do Waszej dyspozycji, drodzy Czytelnicy, i dziękuję pięknie za poświęconą uwagę.

8 komentarzy on Damian Klos, mechanik: Nie mam żadnego postojowego, nie płaczę
    Piotr Pyszny;)
    16 Apr 2020
     11:49pm

    Brawo, bardzo dobry tekst. Wybieram opcję nr 3 – robimy krok w tył i jeździmy na dwuzaworówkach. W dłuższym rozrachunku – dla dobra dyscypliny.

      Rafał
      17 Apr 2020
       9:23am

      Świetny tekst. Z takimim piórem i bez żużla (co trudno mi sobie w ogóle wyobrazić) da Pan sobie świetnie radę. Pozdrawiam

    John Lemon
    17 Apr 2020
     4:09pm

    Brawo, brawo, brawo!!! Dawno nie czytałem czegoś równie dobrego. Gratuluję i czekam na więcej.

    Kangol
    18 Apr 2020
     6:00am

    Sratatata. Zawodnicy placza ze nie maja pieniedzy,a niech placza. Ktos kto w tym bagnie (speedway)nie siedzial ten nie wiele wie. Zobaczcie tylko jak te gwiazdeczki zuzlowe zyja. A caly czas tylko biadola,ze nie maja pieniedzy. Bo klub nie wyplacil.bo sponsor obiecal i nie dal. Jak nie ma pieniazkow to trzeba do pracy sie wziąć. Magazyny czekaja. Powodzenia

Skomentuj

8 komentarzy on Damian Klos, mechanik: Nie mam żadnego postojowego, nie płaczę
    Piotr Pyszny;)
    16 Apr 2020
     11:49pm

    Brawo, bardzo dobry tekst. Wybieram opcję nr 3 – robimy krok w tył i jeździmy na dwuzaworówkach. W dłuższym rozrachunku – dla dobra dyscypliny.

      Rafał
      17 Apr 2020
       9:23am

      Świetny tekst. Z takimim piórem i bez żużla (co trudno mi sobie w ogóle wyobrazić) da Pan sobie świetnie radę. Pozdrawiam

    John Lemon
    17 Apr 2020
     4:09pm

    Brawo, brawo, brawo!!! Dawno nie czytałem czegoś równie dobrego. Gratuluję i czekam na więcej.

    Kangol
    18 Apr 2020
     6:00am

    Sratatata. Zawodnicy placza ze nie maja pieniedzy,a niech placza. Ktos kto w tym bagnie (speedway)nie siedzial ten nie wiele wie. Zobaczcie tylko jak te gwiazdeczki zuzlowe zyja. A caly czas tylko biadola,ze nie maja pieniedzy. Bo klub nie wyplacil.bo sponsor obiecal i nie dal. Jak nie ma pieniazkow to trzeba do pracy sie wziąć. Magazyny czekaja. Powodzenia

Skomentuj