Dariusz Fliegert: Żużel się nie zmienił, dalej trzeba jechać na okrągło. Zmieniły się realia sprzętowe i finansowe

Dariusz Fliegert w czasie kariery, fot. archiwum prywatne Dariusza Fliegerta
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Dariusz Fliegert to jeden z ostatnich udziałowców medalowej ery ROW-u Rybnik. Na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku słowo ROW brzmiało dumnie i przynosiło sukcesy. Sam Darek ma w dorobku dwa srebrne i jeden brązowy krążek DMP oraz srebro i brąz w MIMP i MMPPK. Co porabia teraz i czy śledzi współczesny żużel? A pewnie…

Urodziłeś się w Knurowie, a ten wówczas stał boksem. Nie zostałeś jednak pięściarzem?

Jak miałem nie więcej niż 6 lat, ojciec zabrał mnie na żużel do Rybnika i już wtedy tak mi się to spodobało, że postanowiłem zostać żużlowcem. Boks mnie w ogóle nie interesował. Na żużlu chciałem jeździć od tej pierwszej wizyty na stadionie. Zacząłem wcześnie jak na tamte czasy. Miałem 15 lat. Było nas wtedy dwóch w Polsce. Krzysztof Kuczwalski w Toruniu i ja. Poszedłem do szkółki. Trenerem był Jerzy Gryt, wcześniej świetny zawodnik i zapisali mnie. 

Zdążyłeś jeszcze mówiąc kolokwialnie, załapać się, na czas ostatnich medalowych żniw Rybnika…

No tak, były medale, ale złota nie było. Ani indywidualnie, ani drużynowo. Przełom tych lat, osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, to był ostatni moment kiedy jeszcze w Rybniku szło zdobyć medale. Potem w klubie była bieda. Ten sam skład, który stał na podium, rok później spadł z ligi. Jeździło się na tym, co zostało. Na nic nie było pieniędzy – na sprzęt, na części. Startowało się na tym, co szło ze śmietnika wyciągnąć. Janek Nowak, mechanik, cudów dokonywał. A rok wcześniej moje medale, z bratem Krzysztofem, Mirek Korbel stał na podium IMP w Lublinie. Niebywała historia. Najbardziej pamiętam brąz w parach juniorów z Torunia. Ostatnie biegi jeździłem sam. Mój brat się przewrócił i nie mógł jechać. Do startów nie był też zdolny rezerwowy, Egon Tudzież, ojciec obecnego juniora. Dwa ostatnie biegi wygrałem i zdobyliśmy brąz, a do srebra zabrakło tylko punktu.

Był jednak jeszcze jeden ważny moment. W 1992 roku wróciliście na moment do ekstraklasy, a ty wyjechałeś do Szkocji…

A tak. To były czasy Romana Niemyjskiego. Nazywaliśmy się wtedy „Jeanette” ROW. Niemyjski pogadał z Janem Osvaldem Pedersenem i on mi to załatwił. Pojechaliśmy wtedy we trzech na Wyspy. Sławek Drabik, Jacek Rempała i ja. Oni dwaj startowali w pierwszej lidze, ja w drugiej. Edinburgh Monarchs – to był mój klub. Absolutnie niczego nie żałuję. Trochę zwiedziłem, ale najważniejsze – nauczyłem się innego życia. To była szkoła jazdy. Tam naprawdę jest ciężko. Czasem wracałem na mecze do Polski. Na Leszno przyleciałem samolotem, ale na inne spotkania busem trzeba było pokonać kawał drogi. Ten rok na Wyspach dał mi więcej niż kilka lat w Polsce. Tam się jeździ po naukę. Nie zarabiało się dużo pieniędzy, teraz w Polsce to zarabia się dużo. Ale jak nauczyłeś się radzić sobie tam, to przyjeżdżałeś do nas i bardzo łatwo się jechało. Nasze tory nie miały już tajemnic i nie sprawiały problemów. Teraz Ekstraliga jest wyrównana, sprzęt jest wyrównany, decydują detale, a tory nie utrudniają. Kiedyś tak łatwo nie było nawet w Polsce. 

Dariusz Fliegert z numerem dwunastym w barwach ROW-u Rybnik, fot. archiwum prywatne D. Fliegerta

Zupełnie inny żużel niż w latach 90.?

Żużel jest taki sam. Wszyscy na okrągło jeżdżą. Decydują sprzęt i doświadczenie. W Ekstralidze startują najlepsi. Mistrzowie. Ktoś musi przegrać. Dyscyplina bardzo się wyrównała. Kiedyś w klubie był jeden, dwóch liderów i dla nich mechanik starał się przygotować najlepszy sprzęt, z nowych części, których brakowało. Dla pozostałych robił z czego było i może aż tak się nie przykładał. Dziś to wygląda inaczej. Wszyscy mają najlepszy, najnowszy sprzęt, zmieniają tunerów, skaczą, kombinują. No i zarabiają. Kilka razy więcej niż my wtedy. To były inne czasy. Nie sposób tego porównać. Żeby pojechać do Edynburga musiałem mieć paszport, z biura na wniosek pisemny, wizę, pozwolenie na pracę, nie jak teraz, że wsiadam, pokazuję dowód na granicy i jadę. Wtedy żeby pracować legalnie trzeba było mnóstwo papierów załatwić. No ale ponad dwadzieścia lat minęło… .

To jak jest z tym obecnym ROW-em? Za słabi na Ekstraligę, za mocni na pierwszą?

Ja teraz na stadion nie chodzę. Wiem tyle, co widzę w telewizji. W finale IMP jechał Kacper Woryna. Moim zdaniem zaczął trochę za dużo mieszać w sprzęcie. Może dlatego nie odegrał większej roli. Jak ktoś za dużo kopie w motocyklach, zmienia mechaników, tunera, to zwyczajnie można się pogubić. On umie jechać, tylko sprawia wrażenie pogubionego. Podobnie jak Krzysztof Kasprzak. W Grand Prix Challenge awansował, a w lidze nie może ujechać. Tu trzeba by dużo rozmawiać z zawodnikiem. Kłania się psychologia. Więcej luzu, mniej nerwów i stresu. Wyczyścić głowę i podejść na zasadzie – co będzie, to będzie. Kiedyś tak miałem. Byłem w dołku, ludzie na mnie pluli i tak właśnie do tego podszedłem – co będzie, to będzie. Efekt? 3,3,3,2,3 i dziękuję. Wszystko można, głowę wyczyścić też. Najważniejsze, żeby nie było nacisków z góry. To jest najgorsze. 

Krzysztof Mrozek, kontrowersyjny prezes, podobno on prowadzi drużynę?

Ja się w to nie mieszam. Niech robią, co chcą. Mnie się podobało kiedy trenerem był Adam Skórnicki. Nie będę tu szczegółów opowiadał, ale miał podejście do zawodników. Wszystko na luzie. Powiem ci tak. Idź się napij. Idź por…aj, ale jutro zawody. Byłem kiedyś w Rosji. Za Uralem i na Kaukazie. Trenerem był wtedy Zenon Plech. To był turniej parami. Byliśmy tam Tomek Fajfer, Jacek Gomólski i ja na rezerwie. Przed bankietem Plech powiedział, że możemy sobie wypić, możemy imprezować, ale mamy pamiętać, że jutro zawody. Żeby nie przesadzać. Myśmy tam poszli, na bankiecie krótko, może po piwku wypiliśmy i do łóżka spać. Nikt nie musiał trzymać warty. A na drugi dzień zajęliśmy trzecie miejsce w turnieju. Każdy sam się pilnował. To było właściwe podejście. Miałeś luz w głowie. Gdyby kazali ci na siłę wcześnie spać, to i tak pół nocy byś nie przespał z nerwów, bo myślałbyś o zawodach. Od tamtej pory bardzo poważam Zenka Plecha. To samo Marek Cieślak. Kiedyś mówiłem mu per „pan”, teraz jesteśmy na „ty”. We Wrocławiu była taka sytuacja, że po treningu byliśmy głodni, a w barze już nic nie było. Marek wtedy zaordynował, żeby nam zagrzali coś ze słoika, żebyśmy mogli zjeść. Wtedy przeszliśmy na „ty”. Marek jest w porządku facetem i w porządku trenerem. Wiem, jak rozmawia z zawodnikami, jakie ma podejście. Nie wierz gazetom, które go krytykują. W czasie zawodów trudno o czystą głowę i luz, a Marek potrafił to wprowadzić. A Krzysztof Mrozek chce być prezesem dopóki ROW nie zdobędzie mistrzostwa Polski. To z dziesięć lat przynajmniej. Nie ma kim zrobić tego mistrza. W każdym klubie, także w Rybniku, powinno być trzech takich prowadzących, z których każdy zrobi minimum 8-10 punktów i silna młodzieżówka. Wtedy możemy się bawić. Jeżeli młodzieżówka nie robi punktów i nie ma liderów, to trudno coś sklecić. Żaden trener nie pomoże. 

Ale pieniądze na młodzież idą w Rybniku, a efektów nie widać. Podobno, zdaniem prezesa, nawet Adaś Pawliczek nie potrafił szkolić?

Powtórzę – ja się w to nie mieszam. Jeżeli ktoś chce jeździć na żużlu, to trzeba to traktować poważnie. Młodzież myśli, że wystarczy cztery kółka objechać. A tu jak popatrzysz, to jedni jeżdżą, a inni zapie…ją. Zobacz Zmarzlik. On wyciąga z motocykla wszystko, co można. Nawet jak fura nie idzie, to on robi wynik. Janowski to samo. Szkolenie leży, ale młodzież też nie chce się za bardzo szkolić. Żeby się ścigać, a nie tylko jeździć, to trzeba strasznie dużo wyrzeczeń. Treningi, przerzucanie żelastwa, determinacja. A teraz wolą komputery i telefony. Jak ja jeździłem, to miałem połamane nogi i ręce, ale nie było dyskusji boli, czy nie boli. Trzeba było – to się jechało. Młodzież jest teraz rozpieszczona przez internet, za łatwo wszystko dostają. Ja mam dwóch dorosłych synów, 26 i 22 lata, ale żaden nie poszedł moim śladem, do żużla. Oni widzieli w domu, że to ciężki chleb. Obserwują żużel w telewizji, ale czynnie nie uprawiali. Znaleźli inne miejsce w życiu. Tylko w telefonie bawią się w Speedway Managera. Ja mam uraz do internetu. Raz się odezwałem i tak mnie opisali, że już wolę się nie wypowiadać. Dzisiaj obejrzę zaległy mecz w telewizji i popieszczę oko. 

Dariusz Fliegert obecnie, fot, archiwum prywatne D. Fliegerta

Ale stare przyjaźnie zostały i na stadion chodziłeś przed pandemią?

No tak. Spotykaliśmy się tam z kamratami. Ryśka Dołomisiewicza widziałem, z Piotrem Świstem rozmawiałem. A tak… Po co mam się denerwować. Jak powiedziałem, że koniec, tak nie wsiadłem na motor. Wiem, że to zbyt ryzykowne. Lata już nie te. Znam takich, co próbowali i wiesz jak jest, linka uleciała i już leżał. Raz powiedziałem dość i tego się trzymam. Wypracowałem emeryturę i cieszę się życiem. Chociaż jak u nas mówią, ta z kosą zawsze stoi za płotem (śmiech). Chodzę sobie do sklepu, do znajomych, a często jeżdżę… na rowerze. Kiedy skończyłem karierę moja żona zaczęła biegać maratony. Ja tam robię za mierniczego. Krążę na rowerze, mierzę różnice czasu między biegaczami i dbam o kondycję. Dom wybudowany, synowie odchowani, posadzić drzewo i…(śmiech). To jak się nazywa ta gazeta, co rozmawiamy?

Po bandzie.

To idę zapisać, żeby nie zapomnieć odsłuchać.

Dziękuję za rozmowę.

Errata – Jeśli podobnie jak ja, jesteście miłośnikami śląskiej gwary, koniecznie powinniście posłuchać oryginału pogaduch z Darkiem. Jak on godo!

7 komentarzy on Dariusz Fliegert: Żużel się nie zmienił, dalej trzeba jechać na okrągło. Zmieniły się realia sprzętowe i finansowe
    Tak było
    17 Sep 2020
     10:37pm

    Ostatnia super ekipa ROW, Pawliczek, Korbel, Skupieniowie, Bem, Klimowicz, Fliegertowie, Musiolik.
    Piękne czasy.
    Dobrze, że nie było wtedy Mrozka.

    Stonowany
    18 Sep 2020
     1:19am

    Bardzo fajny wywiad. Więcej takich poproszę. Najlepszy portal żużlowy. Ciekawostki, rzetelne wywiady, pasja… aż chce się wchodzić i czytać, a nie jak u konkurencji plotki jak w pudelku. Darka Fliegerta pamiętam i pozdrawiam. Zacząłem w jego czasach przygodę z żużlem. Fajna ekipa była wtedy w Rybniku, tylko że nie było sprzętu. Umiejętności mieli. Darek był dobrym technicznie zawodnikiem. Henia Bema też bardzo lubiałem. Początki Krzyśka Fliegerta i Gienia Tudzieża były zabawne. Ile to razy oni po starcie motoru szukali 🙂 często swego czasu albo świecę ktoś z nich na starcie zrobił, albo gdzieś się wyłożył. Z czasem się wyrobili i ładnie jeździli. Super się wspomina. Zdrówka Darku i dzięki za wiele fajnych momentów

    Pan Demia
    18 Sep 2020
     1:54am

    Rok 1992 i Jeanette ROW to klasyczny przykład przeinwestowania – tak charakterystyczny dla rodzącego się wtedy kapitalizmu.
    Prezes, któremu wydawało się, że jak ściągnie gwiazdy najwyższego formatu to ludzie będą „walić” na stadion drzwiami i oknami. Tyle tylko, że z Billym Hamillem i Janem O. Pedersenem w składzie ROW roznosił wszystkich rywali, a mecze do jednej bramki były po prostu nudne. Jeśli do tego dodać fakt, że większość kibiców w tych czasach była zmuszona kilka razy oglądnąć każdą złotówkę przed jej wydaniem, to koniec końców łatwo sobie wyobrazimy, że na stadionie tłumów nie było.
    To, że już w 1992 roku Jeanette ROW nie upadł, jest „zasługą” wyłącznie faktu odniesienia poważnej kontuzji przez Jana O. Pedersena i tym samym faktu, że nie trzeba było mu płacić za kolejne występy.
    Tym samym jakoś został ogarnięty sezon ’92 zakończony awansem do I ligi. Niemniej jednak sezon następny to już była niestety katastrofa. 🙁

    Czas początku lat 90-tych to na pewno, nie tylko w speedway’u, czas dziki, ale też trudny do zapomnienia. 🙂

    Jake
    18 Sep 2020
     8:48am

    Matka Krzyśka i Darka, zawsze na trybunie krytej, zawsze wstawała i łapała się za głowę jak jeden leżał. Bieda była w klubie taka, że mówiono, że oni we dwóch mają jeden motor i nie mogą razem w biegu jechać, ale nie wiem ile w tym prawdy 🙂

    Andrzejek
    18 Sep 2020
     10:54am

    Jak Darek z Krzysiem mieli jechać razem , to słynne już było, jak Darek gadał do młodego ” Na nic nie pacz po starcie, ino gaz i idziesz po wielim. Jo ich tam przytrzymia przy kredzie”.
    I kolejne 5-1 dla Rybnika 🙂

Skomentuj

7 komentarzy on Dariusz Fliegert: Żużel się nie zmienił, dalej trzeba jechać na okrągło. Zmieniły się realia sprzętowe i finansowe
    Tak było
    17 Sep 2020
     10:37pm

    Ostatnia super ekipa ROW, Pawliczek, Korbel, Skupieniowie, Bem, Klimowicz, Fliegertowie, Musiolik.
    Piękne czasy.
    Dobrze, że nie było wtedy Mrozka.

    Stonowany
    18 Sep 2020
     1:19am

    Bardzo fajny wywiad. Więcej takich poproszę. Najlepszy portal żużlowy. Ciekawostki, rzetelne wywiady, pasja… aż chce się wchodzić i czytać, a nie jak u konkurencji plotki jak w pudelku. Darka Fliegerta pamiętam i pozdrawiam. Zacząłem w jego czasach przygodę z żużlem. Fajna ekipa była wtedy w Rybniku, tylko że nie było sprzętu. Umiejętności mieli. Darek był dobrym technicznie zawodnikiem. Henia Bema też bardzo lubiałem. Początki Krzyśka Fliegerta i Gienia Tudzieża były zabawne. Ile to razy oni po starcie motoru szukali 🙂 często swego czasu albo świecę ktoś z nich na starcie zrobił, albo gdzieś się wyłożył. Z czasem się wyrobili i ładnie jeździli. Super się wspomina. Zdrówka Darku i dzięki za wiele fajnych momentów

    Pan Demia
    18 Sep 2020
     1:54am

    Rok 1992 i Jeanette ROW to klasyczny przykład przeinwestowania – tak charakterystyczny dla rodzącego się wtedy kapitalizmu.
    Prezes, któremu wydawało się, że jak ściągnie gwiazdy najwyższego formatu to ludzie będą „walić” na stadion drzwiami i oknami. Tyle tylko, że z Billym Hamillem i Janem O. Pedersenem w składzie ROW roznosił wszystkich rywali, a mecze do jednej bramki były po prostu nudne. Jeśli do tego dodać fakt, że większość kibiców w tych czasach była zmuszona kilka razy oglądnąć każdą złotówkę przed jej wydaniem, to koniec końców łatwo sobie wyobrazimy, że na stadionie tłumów nie było.
    To, że już w 1992 roku Jeanette ROW nie upadł, jest „zasługą” wyłącznie faktu odniesienia poważnej kontuzji przez Jana O. Pedersena i tym samym faktu, że nie trzeba było mu płacić za kolejne występy.
    Tym samym jakoś został ogarnięty sezon ’92 zakończony awansem do I ligi. Niemniej jednak sezon następny to już była niestety katastrofa. 🙁

    Czas początku lat 90-tych to na pewno, nie tylko w speedway’u, czas dziki, ale też trudny do zapomnienia. 🙂

    Jake
    18 Sep 2020
     8:48am

    Matka Krzyśka i Darka, zawsze na trybunie krytej, zawsze wstawała i łapała się za głowę jak jeden leżał. Bieda była w klubie taka, że mówiono, że oni we dwóch mają jeden motor i nie mogą razem w biegu jechać, ale nie wiem ile w tym prawdy 🙂

    Andrzejek
    18 Sep 2020
     10:54am

    Jak Darek z Krzysiem mieli jechać razem , to słynne już było, jak Darek gadał do młodego ” Na nic nie pacz po starcie, ino gaz i idziesz po wielim. Jo ich tam przytrzymia przy kredzie”.
    I kolejne 5-1 dla Rybnika 🙂

Skomentuj