Sebastian Ułamek
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Sezon za pasem. Kluby prężą muskuły, podobnie na forach kibice. Trwają gorące spekulacje, kto, komu, kiedy i jak bardzo. Ja zaś postanowiłem jeszcze przez chwilę… pomyśleć.

Zastanawia mnie mianowicie owo przesuwanie się granicy wieku zawodników w górę. Podobno to efekt właściwych diet, sportowego trybu życia i innych aspektów, niezwiązanych wprost z żużlem. Czy aby na pewno? Po trosze zapewne, ale nie przywiązywałbym się zbyt mocno do takich wyłącznie teorii. Walasek, Protasiewicz, Ułamek są już po czterdziestce. Hampel, Kołodziej, Miśkowiak i kilku innych dobijają do tej granicy. A młodzi?

Na drugim biegunie Przedpełski, Polis, Oskar Fajfer, Łęgowik, Czaja, Pulczyński, Cyfer i wielu, jak na bardzo skromną liczbę uzyskujących licencję, wręcz bardzo wielu im podobnych, którzy po niezłej „juniorce”, teraz mają ogromny problem, by pozostać w gronie uprawiających speedway. Czy stać nas na takie marnotrawstwo?

Sztucznie niczego nie rozwiążemy – to oczywiste, ale czy dajemy młodym równe szanse w konfrontacji ze starymi wyjadaczami? Początek transformacji ustrojowej w latach 90. w żużlu charakteryzował się ogromnymi różnicami w dostępie do najlepszego sprzętu, wespół z niewiedzą i brakiem doświadczeń, jak z tego dobrodziejstwa ewentualnie korzystać. Wszystkiego trzeba było się uczyć od podstaw, sukcesywnie krusząc mury niedostępności. Niedostępności motocykli, części z najwyższej półki, najlepszych produktów słynnych, markowych tunerów itd. itp. Nawet jeśli któraś z naszych gwiazd szczęśliwie nabyła silnik „nówka nieśmigana” i zawiozła do słynnego „Pana T”, to ten zwykle „Panu Nikt” z dalekiej Polski, nakleił tylko swoje logo do fabrycznego napędu i solidnie skasował za „usługę”, te najlepsze silniki przeznaczając wyłącznie dla wąskiego grona jeźdźców fabrycznych, nabijających fachowcowi kasę i budujących markę. Nieważny Polaczek, bez dorobku, nie miał szans na odpowiedni sprzęt, a często, jeśli trafił potencjalnie dobry, elastyczny silnik, odbierał od majstra odkurzacz z naklejką, zaś zawieziony, własny klamot, bo dobry, trafiał do „lepszego” klienta z zachodu.

Co to ma do współczesności i kończących wiek juniora riderów? Ano myślę, że bardzo wiele. Kluby, budując skład, nie skuszą się na „Pana Nikt”, nawet po obiecujących występach w młodzieżówce, z kilku powodów. Przede wszystkim młokos nie gwarantuje regularności i stałego, wysokiego poziomu. Dalej nie ma zaplecza sprzętowego, gdyż to, na czym dotąd się ścigał, zazwyczaj nie było jego własnością, więc park maszynowy musi budować od początku, najlepiej za pieniądze klubu, bo o solidne wsparcie sponsorskie dla „niepewnego” towaru trudno. Do tego brak doświadczenia jeździeckiego. Mało zaliczonych imprez ligowych, a w nich niewiele wyścigów. Nieznajomość torów, brak praktyki i obeznania ze skrajnie różnymi nawierzchniami, zwykle zdobywanego podczas startów w obcych ligach. Nie jeździł, bo nikt go nie znał, więc nie pozwolono spróbować, zaś kadłubowe rozgrywki typu Niemcy, czy Czechy zwykle nie zwracają nawet kosztów, a tory niebezpieczne i kluby w Polsce cierpiące na deficyt dobrej juniorki, niechętnym okiem patrzą na próby takich wojaży – zatem kółko się zamyka.

Weteran już się najeździł, gdzie tylko możliwe. W epoce równych, twardych, asfaltowych torów w Polsce, ryzyko znacznie mniejsze. Sprzęt zgromadzony i gromadzony, na te twarde nawierzchnie jak znalazł. Do tego niezłe nazwisko i wieloletni kontakt z poważanym tunerem, który naszego Kasaiego nie potraktuje „podrzutkiem”,  w miejsce przywiezionego, trafionego silnika. Zrobi to, co otrzymał, a jeśli będzie jechało – tym lepiej, bo stary trzyma fason i jeśli nie trafi się deszcz z gradobiciem, to swoje oczka zawsze uciuła. Gdzież tu więc sprawiedliwość w konfrontacji z nieopierzonym kurczakiem? Ano nie ma.

I Sebastian Ułamek na galowo. W tle Rafał Dobrucki kilka kilogramów temu.

Ktoś powie, że najlepszy jest zimny wychów cieląt. W porządku, pod warunkiem równych szans. Młody nie zdążył się naumieć, bo mimo obiecujących wyników, nie miał gdzie i nie miał za bardzo kiedy, choćby z racji wieku właśnie i niewielkiej praktyki. Jak ma więc skutecznie wypierać starego lisa, który zęby zjadł na żużlu? Owszem, są nieliczne perełki, ale zauważcie, że tych można policzyć na palcach jednej ręki (Pawliccy, Zmarzlik, Dudek, Woryna ), a i tak większość wywodzi się z żużlowych rodzin, więc start mieli nieco ułatwiony względem rówieśników. Wart pomyśleć, co z tym fantem począć, bo za chwilę nie będzie kim jeździć i speedway upadnie z wielkim hukiem. Gdy wprowadzano podział na trzy ligi, orędownicy pomysłu utrzymywali, że trzeci poziom rozgrywek ma służyć młodzieży do rozwoju. I gdzie teraz są owi prorocy, bo co do praktyki, nie muszę chyba nikogo przekonywać?

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI