fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

A więc Wrocław wrócił na żużlowy polski tron! Czekaliśmy długo: 15 lat czyli 180 miesięcy. Na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu nie mało było takich, którzy nie pamiętają tego złota z 2006 roku… Rewanż z krezusami z Lublinami łatwy nie był. Po dwóch trzecich meczu to Motor był mistrzem. Ale potem to Sparta wrzuciła dodatkowy bieg i stolica Dolnego Śląska oszalała ze szczęścia. Tytuł był niby spodziewany, ale jak stał się faktem, to Olimpijski i okolice zatrzęsły się w posadach…

 

To było. Przed nami natomiast pasjonujący żużlowy weekend. Najpierw finałowy turniej IMŚJ – po raz szósty pod moim patronatem honorowym – i jak zwykle w ostatnich latach w czeskich Pardubicach. Byłem właśnie w Krośnie na turnieju nr 2 (numer 1 w Stralsundzie w Niemczech), gdzie oglądałem zdumiewające efekty pracy Dobruckiego z naszymi juniorami. Wydawało się, że po odejściu w tej kategorii wiekowej Maksyma Drabika i Bartka Smektały, a od tego roku Dominika Kubery, zacznie się posucha i marzeniem będzie w IMEJ i IMŚJ miejsce na podium, a nie złoto. Tymczasem nasi znokautowali rywali podczas Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów w Bydgoszczy (też pod moim Patronatem Honorowym, co podkreślam z dumą, ponieważ po raz pierwszy patronowałem DMŚJ), a teraz czwórka Polaków – poza stałymi uczestnikami cyklu także Mateusz Cierniak z dziką kartą – biła się o finał.

W rezultacie aż trzech naszych było w finale, a Jakub Miśkowiak postawił duży krok w kierunku tytułu najlepszego na globie. Pamiętam, jak w zeszłym roku cieszyliśmy się, jak zdobył srebro IMEJ. W Pardubicach będzie miał 4 punkty przewagi nad Madsem Hansenem z Danii, który prowadził po Stralsundzie. Tyle, że w championacie juniorów w 2018 roku naszemu Drabikowi nie wystarczyło nawet 6 punktów przewagi nad Bartoszem Smektałą i to startujący z drugiej pozycji zawodnik Unii Leszno zdobył złoto, a nie lider z Betard Sparty Wrocław.

Na trzecim miejscu jest kolejny Polak Wiktor Lampart, również pobijany co dzielny, ale naciska go zarówno świetny Łotysz Frans Gusts, jak i nasz Michał Świdnicki, który na Podkarpaciu pojechał fantastyczne zawody. W Pardubicach zakończy się to nocą, wręczę Puchar dla najlepszego zawodnika a – mam nadzieję, że dla Polaka – wsiądę w samochód i popędzę do Torunia na sobotnie Grand Prix.

A skoro już byliśmy przy Krośnie, to odnotuję, że w najbliższy weekend właśnie tam Ostrów Wielkopolski zapewne będzie świętował awans do wymarzonej Ekstraligi…

RYSZARD CZARNECKI