fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Mój Boże, Igrzyska Olimpijskie już za dziewięć tygodni! Co prawda skala zarażeń tam wzrasta, podobnie jak i opór społeczny wobec IO, ale władze, zarówno „Kraju Kwitnącej Wiśni”, jak i MKOl (nie mówiąc już o międzynarodowych korporacjach – sponsorach Igrzysk) są za tym, aby Igrzyska przełożone z lipca-sierpnia 2020 odbyły się. Prawdę mówiąc ma japońska stolica pecha do igrzysk, bo te pierwsze letnie miały się odbyć w Tokio w roku… 1940.

 

Po agresji Niemiec na Polskę, co było równoznaczne z wybuchem II wojny światowej, Letnie Igrzyska Olimpijskie w Japonii szlag trafił. Rozegrano je dopiero po niemal ćwierćwieczu, w 1964 roku. Dla Polski były to niesłychanie szczęśliwe IO – zdobyliśmy wówczas rekordowa liczbę złotych medali – siedem. Z Zimowymi IO w Sapporo w 1972 nie było już żadnych kłopotów, a my je też będziemy zawsze dobrze wspominać, bo pierwszy złoty medal dla Polski na ZIO wywalczył skoczek narciarski Wojciech Fortuna. Miałem wtedy dziewięć lat i pewnie do końca życia będę pamiętał wynik Fortuny w pierwszej próbie – 111 metrów i nokaut przeciwników. W drugiej miał już tylko 89,5 metra (piszę to z pamięci) i o dziesiąte punktu wygrał ze Szwajcarem Walterem Steinerem…

Czy w życiu i sporcie istnieje prawo serii? Jeśli tak, to nie dziwmy się, że z tymi letnimi IO w Japonii zawsze są jakieś problemy: albo są odkładane o 24 lata albo o rok. Jeśli prawo serii rzeczywiście istnieje, należy oczekiwać, że Biało-Czerwoni będą świętować w cesarskiej stolicy największe sukcesy, tak jak w 1964 i w 1972 roku. Oczywiście o sukcesach mówiąc, myślę w wielkiej mierze o siatkarzach. W 1976 roku legendarny trener naszej kadry Hubert Jerzy Wagner – „Kat” zapowiedział otwarcie, że interesuje go tylko złoto.  Dziś identyczne deklaracje składa kapitan naszej reprezentacji Michał Kubiak. Niektórzy mówią, żeby nie „pompować” tego siatkarskiego balonu, ale trudno zabronić naszym siatkarzom stawiania sobie najambitniejszych celów.

Na razie siatkarze maja parę dni przerwy po dwóch towarzyskich spotkaniach z Belgią: Biało-Czerwoni wygrali dwa razy po 4-0 (sic!). Tak, dziwny wynik jak na siatkówkę, ale w spotkaniach towarzyskich jest to przyjęte. Bodaj tylko w jednym secie Belgowie wyszli powyżej 20 punktów, pozostałe przegrywali głównie do 13-14.

Na razie zatem Wilfredo Leon Venero ma czas, żeby podjechać do swojego (w sensie właścicielskim) II-ligowego klubu Anioły UMK Toruń, gdzie osobiście stara się dopilnować naboru do zespołu na sezon 2021/2022…

RYSZARD CZARNECKI