Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Biało-Czerwoni jadą do Kataru! Zapamiętamy te eliminacje i baraże. Zapamiętamy te mecze, które przykryją wspomnienie nieszczęsnych Euro 2020, rozegranych rok później, gdzie można było spokojnie wyjść z grupy, ale nieszczęsny Sousa tak ustawił zespół, że przegraliśmy nawet ze Słowacją.

 

To były dobrego złe początki. Było w tych meczach grupowych sporo heroizmu, walki, gry naprawdę kolektywnej, kilka objawień i zupełna irracjonalna decyzja nie wystawienia „Lewego” na ostatni mecz z Węgrami. Porażka zepchnęła nas z rozstawienia i mieliśmy grać w Moskwie. Wiadomo, co się stało, walkower, baraż z trudniejszym przeciwnikiem ,jakim wydawała się Szwecja (w porównaniu z Czechami). Przeciwnik, z którym nie wygraliśmy w meczu na punkty od 48 lat, od czasu, gdy miałem 11 lat i oglądałem mecz na mundialu w NRF, gdzie Jan Tomaszewski obronił karnego.

Koniec wieńczy dzieło. W meczu na „Śląskim” byliśmy po prostu lepsi. O tym spotkaniu najlepiej mówi fakt, że najlepszym piłkarzem gości był bramkarz Olsen. Obronił trzy setki, w tym świetną „główkę” Lewandowskiego. Wszystko dobre, co się dobrze kończy – trafiamy do trzeciego „koszyka”, co bardzo zwiększa szansę na nasze wyjście z grupy. Z drugiej strony przestrzegam przed łatwym optymizmem, bo pamiętam MŚ 2002 w Korei (i Japonii), na których byłem. Niektórzy mówili o mistrzostwie świata, inni o medalu. Grupę mieliśmy wygrać w cuglach razem z Portugalią, a w końcu właśnie z nią odpadliśmy, chociaż my z ostatniego miejsca. Do dzisiaj pamiętam 0:2 z Koreą (hymn Edyty Górniak też), a potem klęskę z Portugalią 0:4 i trzy bramki Paulety. W 2006 roku w Niemczech (też byłem na mistrzostwach), pamiętam, że mieliśmy łatwo ograć Ekwador, bo żeśmy ich „zmłócili” w meczu towarzyskim 3:0, po czym przegraliśmy wyraźnie 0:2, tracąc bramkę w momencie, kiedy polscy kibice, którzy dominowali na trybunach, śpiewali Hymn Narodowy. Nie chce mi się wymieniać tych wszystkich batalii, które kończyły się zazwyczaj tak samo i na ME i MŚ -na poziomie przegranej rywalizacji w grupie. Nawet wtedy, kiedy byliśmy współgospodarzami Euro 2012. Wyjątkiem potwierdzającym regułę było Euro 2016 ,gdzieśmy doszli do ćwierćfinału przegrywając go dopiero rzutami karnymi z późniejszym mistrzem Portugalią (chociaż prowadziliśmy 1:0 po golu Lewandowskiego).

Dlatego też dzisiaj przestrzegam przed hurra-optymizmem pod kątem mistrzostw świata rozgrywanych w absolutnie niepiłkarskim terminie, bo w listopadzie i grudniu.

Jednak zanim będą futbolowe MŚ, wcześniej – w sierpniu i wrześniu będą siatkarskie MŚ kobiet i mężczyzn. Przy czym kobiet na pewno w Polsce, mężczyzn prawdopodobnie, między innymi w Polsce…