Ole Olsen
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

„Gang Olsena”. Kto nie kojarzy, temu przypomnę. W latach 70. była to seria komedii o złodziejaszkach, nieudacznikach, pod dowództwem Egona Olsena. Bohaterami byli Duńczycy, a czego nie dotknęli, ich skuteczność sprowadzała się do osiągnięć czeskich sąsiadów Pata i Mata ze znanej dobranocki. Czego nie wymyślili, nawet najprostsze i z pozoru genialne pomysły, potrafili koncertowo spartaczyć…

Minęło trochę czasu i na łamach Speedway Star objawił się w wywiadzie nowy duński Olsen, tym razem Ole. Z pozorną troską opowiada o zmierzchu speedwaya, coraz wyższych kosztach, powodujących mniejszą znacznie liczbę nowych zawodników, takoż konieczności zrobienia „czegoś” bliżej nieokreślonego, co miałoby sytuację zmienić, czytaj radykalnie poprawić. I kto to mówi, ciśnie się pytanie.

Kim jest w speedwayu Olsen? To taki Walter Hofer ze skoków, albo „Fryzjer” naszego futbolu. Narzeka Duńczyk, że zawodnicy nie chcą zmian, że się buntują, że nie współpracują. W porządku, tylko co im oferuje i oferował nowy gang, nowego Olsena?

Przekonywać, że Hofer to tylko dyrektor cyklu Grand Prix w skokach, który nic nie może, a jego głos się nie liczy, że „Fryzjer” nie trząsł piłką w Polsce, bo to zawodnicy, sędziowie i działacze ustawiali mecze, to jak udowadniać, że Ole Olsen nie jest autorem bądź orędownikiem kilku, nomen omen,  „zabójczych” pomysłów ostatnich lat. A że w FIM-ie słuchali Duńczyka, bo nie chciało im się samodzielnie myśleć, to inna para kaloszy.

Olsenowi, przede wszystkim, zawdzięczamy cykl Grand Prix. Pisał ostatnio Robert Noga, o tym jakież to cuda miały temu towarzyszyć. Paryż, Bliski i Daleki Wschód i takie tam… popierdółki. Wcześniej, jak Pan Bóg przykazał, odbywały się turnieje o mistrzostwo świata Par, drużynowo i jednodniowy finał championatu indywidualnego. Komu to przeszkadzało? Formuły sprawdzone przez lata, do tego znaczniejsza rotacja żużlowców od hermetycznego cyklu i tylko o zróżnicowane grono organizatorów należało zadbać, by nie ograniczać zabawy do licytujących się o organizację finałów Polaków.

A cykl? Cykl jest w porządku, ale oprócz, a nie zamiast. Miało być światowo i kolorowo. Wielkie stolice, wielkie stadiony, wielkie pieniądze i wielkie widowiska. Takiej Olsenowej perspektywie uległa FIM. Zostały tylko wielkie pieniądze, tyle że dla Ole i jego kumpli. Za jednorazowe tory chociażby. W skokach Grand Prix jest ważne i prestiżowe, ale nie przeszkadza skoczkom rywalizować corocznie o tytuły mistrzów globu. Indywidualnie, drużynowo, w mikstach, lotach. Co z tego, że ekip startuje średnio około dwunastu (jak w żużlu), z tego może sześć z szansami na medale i ze dwie jak jamajscy bobsleiści. Ale się kula i nikt nie narzeka. Były kłopoty z „nietelewizyjnym” wiatrem powodującym odwoływanie zawodów, to wymyślili przeliczniki za zmiany belek startowych i siłę wiatru, więc TV szczęśliwe. Zawodnicy w tej zabawie najmniej się liczą, jak w olsenowym speedwayu, stąd pewnie utyskiwania na niechęć do „zmian” z ich strony.

Gdyby zmiany made in Ole były tożsame z poprawą, pewnie niewielu by narzekało, a tak… Nikt nie jest gapami futrowany. Co forsował Olsen i jego gang, albo lobbował jak kto woli. Do czego przekonywał i „załatwiał” zielone światło oraz obowiązek wprowadzenia w FIM-ie Olsen? Ostatnio przyklepane przez innego „Pomysłowego Dobromira” Włocha Castagnę sesje kwalifikacyjne, teoretycznie odbierające jeden, piątkowy termin ekstralipie na wypadek wcześniejszej burzy z gradobiciem. To chyba jedyna realna zmiana. Reszta to nic nie wnoszące pozory, mówię tu o kwalifikacjach.

Co jeszcze? Dmuchane bandy, o skuteczności których sporo mogą powiedzieć ci, którzy lądowali pod nimi, do tego przyciśnięci furą i stracili oddech tudzież kontakt wzrokowy ze światem realnym, albo zaczepili hakiem o baloty i wylatywali w powietrze – owszem „coś” należało poprawić, ale może metodą wchłaniających materiałów i hydraulicznych amortyzatorów na ten przykład, byłoby cokolwiek taniej jak sądzę i co najmniej równie skutecznie. Do tego kilka przynajmniej olśnień podnoszących radykalnie koszty, nad którymi Olsen tak się rozczula. Jednodniowe tory budowane przez ekipę Olego za ciężką kasę, bo nie bezinteresownie. Stąd pewnie utyskiwania, że GP nie poszło do stolic bez torów. Deflektory kumulujące szprycę „pod ciśnieniem”, tak że należy ją umiejętnie omijać i nie można atakować na całej długości i szerokości toru, bo dostaniesz w koło lub kartery i stajesz w miejscu. Dalej regularne obniżanie głośności, pod pozorem wymagań ochrony środowiska. Efekt? Napompowane jak wyścigowe silniki Ferrari  w „budzie od malucha”. Albo inaczej. To tak jakby ogromną kolubrynę zapchać szmatami, żeby nie hałasowała. Toż eksploduje jak… silnik żużlówki. Jeszcze mało? Od przyszłego roku Zaczarowany Ołówek z Adamem Słodowym światowego speedwaya wprowadzają, obrazowo mówiąc, ograniczniki obrotów. Po co? Też nie rozumiem. Podobno, żeby na starcie nie wkręcać na maksa i nie przegrzewać silników i takie tam… dyrdymały. Na pewno znowu obniżą koszty, a producentem z certyfikatami, nie zdziwię się, jeśli jest następny koleś z gangu Olsena. Co na to nasza Groteskowa Kompania Samozadowolenia Żałosnego? Ano nic. Każą, to robimy, co się będziemy zagłębiać – prawda, że tak wygodniej?

Trudno nie zgodzić się z wnioskami Olsena zawartymi w rozmowie ze „Speedway Star”. Tylko, na Boga, kto za taki stan odpowiada, jeśli nie Ole właśnie. W dużej mierze. Dziadek Ole rządzi, Ole radzi, Ole nigdy cię nie zdradzi. Pod warunkiem, że dobrze przy tym zarobi. Jak we fragmencie o rzekomej trosce i konieczności przeniesienia rund GP do stolic i dużych miast, jak te w Warszawie czy Cardiff.  Naturalnie o ile firma Olsena ułoży tor. Bezinteresownie? Zawodnicy borykają się z pomysłami, a raczej wymysłami Duńczyka i jego koleżków, bo muszą. FIM nakazuje, BSI wprowadza, GKSŻ przyklaskuje i kółko się kręci. Oni muszą. My nie. Może pora na świeżą krew, jak wnioskuje Duńczyk, tyle że nie w sporcie, a ściśle wśród zawodników, ale w gronie zasiedziałych, odpornych na wiedzę i interesownych działaczy? Czego sobie i Olsenowi życzę. Cytując klasyka: „Kończ Waść, wstydu oszczędź.”

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI