Leigh Adams. foto. JAREK PABIJAN
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Kilkadziesiąt lat temu fabryka czeskiej Jawy święciła sukcesy na żużlowych torach. Triumfy zawodników, którzy jeździli na silnikach tej firmy odchodzą w zapomnienie, a coraz głośniej słychać o tym, że słynna firma może niedługo kompletnie zniknąć z żużlowej mapy świata.

Około półtora roku temu fabrykę czeskiej Jawy kupił Zdenek Groman, właściciel czeskiej firmy Hagemann z Opavy, z myślą o uruchomieniu w niej produkcji podobnej jak w Opavie. Plany te jednak skończyły się niepowodzeniem, a koszty funkcjonowania fabryki zdecydowanie przerastają zyski, jakie ona obecnie generuje. Nie jest też żadną tajemnicą, że poprzedni właściciel fabryki Jawy – Stanisław Diatka dotował funkcjonowanie fabryki Jawy pokaźnymi środkami.

Obecnie na nadmiar klientów fabryka nie narzeka i co gorsza – brak jakichkolwiek jasnych perspektyw na przyszłość. W zakładzie pracowało jeszcze niedawno kilkadziesiąt osób, obecnie pracuje kilkanaście, co może być jednym z czynników zwiastujących schyłek zasłużonej fabryki. Nasze informacje – o likwidacji firmy – próbowaliśmy potwierdzić u właściciela Jawy, niestety, wielokrotna próba kontaktu zakończyła się niepowodzeniem. Potwierdzenia doniesień o schyłku fabryki Jawy szukaliśmy także u przedstawiciela firmy Jawa w Polsce – Mirosława Dudka z firmy Promex.

 – Nie będę tych informacji w żaden sposób komentował. Zgadzam się z teorią że gdyby Jawy zabrakło na żużlowym rynku byłaby to wielka strata biorąc pod uwagę jaką ta firma kiedyś miała pozycję w świecie żużla – zaznacza Mirosław Dudek.