Jannick de Jong na trawie.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Holandia, kraj słynący z tulipanów, oszczędności (podobno Holender to Szkot wygnany z ojczyzny za skąpstwo) i… depresji.  A żużel?

Królestwo Niderlandów to państwo położone w zachodniej Europie i południowej części Ameryki Północnej (Karaiby), będące monarchią konstytucyjną, złożone z czterech krajów składowych: Holandii (część europejska), Aruby, Curaçao i Sint Maarten oraz trzech gmin zamorskich: Bonaire, Saba i Sint Eustatius. Jest członkiem Unii Europejskiej, ONZ i NATO.

Europejska część Holandii stanowi obszar gęsto zaludniony, a około jednej czwartej tego terytorium leży poniżej poziomu morza – na terenie depresji. W Holandii mają swoją siedzibę m.in. Stały Trybunał Arbitrażowy, Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości, Międzynarodowy Trybunał Karny oraz Międzynarodowy Trybunał Karny dla byłej Jugosławii. Lubią więc Holendrzy sądzić innych. Pewnie dlatego niektóre używki są u nich legalne. Od 10 października 2010 roku Królestwo Niderlandów składa się z Holandii, Antyli Holenderskich i Aruby. Tego dnia nastąpiła likwidacja Antyli, Curaçao i Sint Maarten, a owe terytoria, zależne dotąd, stały się krajami składowymi królestwa, zaś Bonaire, Saba i Sint Eustatius,  gminami zamorskimi kraju Holandia.

W speedwayu Holandia nie zapisała się złotymi zgłoskami. Zwykle preferowano tam bowiem ściganie na długim torze czy trawie. Mają nawet swoje sukcesy w longtracku. W początkowych edycjach, zwanych jeszcze mistrzostwami Europy, nie świata, prym wiedli Niemcy, pospołu ze Skandynawami ze wszystkich czterech nacji półwyspu, a jeszcze przewinął się a to Austriak na podium, a to Don Godden, znany potem jako konstruktor znakomitego, elastycznego silnika do klasycznego żużla, zmiecionego z rynku przez kolejne obniżania dopuszczalnej głośności. Zdusili więc działacze Goddena na rynku silników, ale nie wymazali z tabeli osiągnięć na długim torze. Potem nastąpiła już era championatu globu. W latach 70. brylowali znani z klasycznych torów mistrzowie, uzupełniani na podium kochającymi prędkość Niemcami. Od lat najwcześniejszych więc nasi zachodni sąsiedzi byli potęgą, a wśród medalistów Finowie, Czesi czy Marcel Gerhard – jakby nie patrzeć, Szwajcar.

Niestety, nowy wiek to powolny schyłek dyscypliny, mimo rozgrywania cyklu Grand Prix. Tu jednak pojawiają się już wśród medalistów perełki. Wciąż trwa hegemonia Niemców, na kilka lat przerwana przez znanego z klasycznych torów, Joonasa Kylmakorpiego z Finlandii. Na podium nie zabrakło jednak miejsca dla Francuzów czy Holendrów właśnie.

Jannick de Jong to jeden z nielicznych medalistów w longtracku, pochodzący z Kraju Tulipanów. Był mistrzem, zajmował także kilka razy niższy stopień podium. Kibicom klasycznego speedwaya także pozwolił się zapamiętać. Jannick to finalista indywidualnych mistrzostw Europy juniorów (Goričan 2006 – V miejsce) oraz siedmiokrotny złoty medalista indywidualnych mistrzostw Holandii (2004, 2006, 2007, 2008, 2009, 2011, 2014 ). Dał się także poznać jako trzykrotny medalista indywidualnych mistrzostw Europy na torze trawiastym: złoty (2013), srebrny (2011) oraz brązowy (2012). Sporo tych krążków ze szlachetnych kruszców, jednak o poziomie klasycznego żużla w Holandii niech świadczą choćby wyniki indywidualnych mistrzostw kraju z sezonu 2012, kiedy zwyciężył… nasz Marcin Sekula, pokonując tegoż de Jonga i Henry Van Der Steena. W sumie 22 uczestników podzielono wtedy na grupy: silniejszą i słabszą, zaliczając do punktacji dwa najlepsze z trzech turniejów. Trochę takie nasze amatorskie Kaczmarek Electric Cup. Ciekawostką zawodów niech będzie pojawienie się w stawce Bułgara. Raczej jednak nie wróżyłbym powrotu na mapę tego kraju za sprawą Czawdara Czernewa, który w tej niezbyt wymagającej konkurencji zajął jedno z ostatnich miejsc.

Bywało też lepiej w holenderskim klasycznym żużlu. Theo Pijper, urodzony 11 lutego 1980 roku w Dokkum, to kolejne nazwisko z ostatnich lat, warte odnotowania. Pijper po raz pierwszy jeździł na motocyklu w wieku pięciu lat. Zadebiutował w brytyjskim żużlu w 2002 roku w barwach Edinburgh Monarchs , pozostając w zespole do 2007 roku. W okresie tym zespół Pijpera zdobył tytuł mistrza Premier League (2003 i 2004). W sezonie 2007 przeniósł się do Elite League, startując w Wolverhampton Wolves , ale po utracie miejsca w drużynie powrócił do Monarchów na krótki okres, by później przenieść się do Berwick Bandits. Tam również jednak nie utrzymał miejsca w zespole. Dołączył więc do drużyny Elite League Swindon Robins, ale już w czerwcu 2008 roku ponownie stracił angaż. Przeniósł się wtedy ligę niżej do Mildenhall Fen Tigers w Premier League. Wrócił do brytyjskiego żużla w 2011 roku w Glasgow Tigers, z którymi wygrał Premier League, zarówno w 2011, jak i 2012 roku, a także podpisał kontrakt w Elite League z Birmingham Brummies, jako ósemka, czyli rezerwowy. W 2012 roku powrócił do ekipy Edinburgh Monarchs i był ogniwem zwycięskiej drużyny Premier League. W 2018 roku podpisał umowę na jazdę dla Niedźwiedzi Redcar. Tyle faktów. Theo nie zawojował Wysp Brytyjskich, ale na osłodę dorzucił medale na trawie, bo w tej odmianie także się ścigał.

Mimo że pierwsze indywidualne mistrzostwa Holandii rozegrano w Utrechcie już przed II wojną światową, tamtejszy speedway nie uzyskał rangi sportu narodowego w tym nieco ponad 17-milionowym kraju. 14 sierpnia 1938 roku historycznym triumfatorem championatu w klasie 500 ccm został Gerrit Kops z Rotterdamu – 17 punktów (za zwycięstwo przyznawano 6 punktów, a startowano trzykrotnie) przed Pietem Van Aartsenem i F. van der Kleyem – po 15. Niestety długa historia nie przełożyła się szczególnie na medalowe osiągnięcia w klasycznym żużlu. Jedynym godnym odnotowania faktem jest udział holenderskiego jedynaka w dwóch finałach światowych.

Henny Kroeze, bo o nim mowa, to wielokrotny indywidualny mistrz Holandii (w latach 1972, 1974, 1975, 1978, 1980, 1982, 1983, 1984, 1985 oraz 1986). Dwukrotny finalista IMŚ. W roku 1983 po raz pierwszy awansował do finału światowego na torze niemieckim torze w Norden, gdzie był rezerwowym i nie startował. Cztery lata później ponownie uczestniczył w finale na Stadionie Olimpijskim w Amsterdamie i był ostatni, ale naszego „Jankesa” pokonał. Dwa razy startował w IPE pod patronatem FIM. W roku 1986 w Pardubicach zajął piętnaste miejsce, a w następnej edycji w Miszkolcu ponownie był piętnasty. Brał udział wiele razy z kolegami w eliminacjach DMŚ i MŚP. Nigdy nie awansował do finałów. 6 czerwca 1983 roku w Rybniku wygrał pierwszy w historii Memoriał im. Jana Ciszewskiego.

Kroeze zaliczany był w swoim czasie do solidnych, ligowych rzemieślników. Jak wspomina tamte czasy? „Wschód nigdy we mnie nie budził żadnej grozy. Można się tylko cieszyć ze zmian w ostatnich latach. W Polsce widziałem ostatnio na ulicach dużo dobrych aut i modnie ubranych ludzi. Dawniej, gdy wyjeżdżało się do Polski, to było nie do pomyślenia. Na pewno niezapomniany dla mnie występ to wygrana w Memoriale Ciszewskiego w Rybniku. Tamten turniej odbył się dzień po finale kontynentalnym indywidualnych mistrzostw świata. W piątek lepsi byli Egon Muller, Zenon Plech i Jiri Stancl, i to oni pojechali potem w finale światowym w Norden, gdzie mogłem być tylko rezerwowym. W sobotę stanęliśmy pod taśmą w Rybniku jeszcze raz, wygrałem ja i pokonałem między innymi Egona, czyli przyszłego mistrza świata.”

A sam Amsterdam i finałowa batalia na domowym obiekcie w 1987 roku? „Gdyby poszło mi tam dobrze, to na pewno żużel dostałby pozytywnego kopa. Niestety, przedtem miałem kontuzję – poważne złamanie nogi i problemy z kolanem, przez co nie byłem we właściwej formie. Nie miał mnie kto zastąpić, bo reszta Holendrów nie prezentowała się zbyt dobrze, więc zwyczajnie do startu wystawiono mnie, trochę za zasługi. Na nic lepszego niż szesnaste miejsce niestety nie było mnie stać. Pokonałem tylko pierwszego dnia Romana Jankowskiego. Ależ musiało mu być wtedy przykro”.

Do niedawna Kroeze ścigał się w beczce śmierci, wywołując zachwyty i przerażenie kibiców: „Po zakończeniu kariery poszedłem na szkolenie, a po nim przez trzy lata pracowałem w fabryce przy maszynie. Źle się w tym czułem. To była ciągła izolacja, a ja chciałem znowu być wolny jak ptak i zwiedzać świat, tak jak wtedy, gdy jeździłem na żużlu. Gdy zobaczyłem beczkę śmierci, to znowu poczułem ten zew, że chcę to robić. Jedenaście wypadków! Czas się nie liczy, jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz. Najważniejsze jest to, żeby po każdym upadku zdołać wrócić z powrotem do jazdy. Trochę to podobne do żużla i dlatego tak mnie wciągnęło. Pasja po raz kolejny przeszła z pokolenia na pokolenie – razem ze mną występuje moja córka”.

Niestety konkluzja na temat żużla w rodzinnej Holandii nie brzmi optymistycznie : „Zawsze głęboko wierzyłem, że to Jannick de Jong pójdzie w moje ślady. W końcu jeździł w lidze brytyjskiej, a to najlepsza ścieżka do dobrej kariery. Przerzucił się jednak na wyścigi na długim torze, na tym zarabiał, co w klasycznym żużlu w Anglii stało się trudniejsze. Może jego błędem było to, że nie spróbował swoich sił w Polsce? Cóż, wypada mu życzyć dalszych triumfów w longtracku – pokazuje tam szczyt swoich możliwości, których niestety nie udało mu się objawić na torach klasycznych. Duży talent miał też Henry van der Steen, ale wcześnie został ojcem i nie mógł się poświęcić ściganiu w maksymalnym stopniu. Do sukcesu potrzeba połączyć dwie rzeczy – zacząć w jak najmłodszym wieku i mieć mnóstwo zapału. Ja miałem dobre wsparcie od mojego ojca, który też był żużlowcem. Cztery razy wygrywał holenderski Złoty Kask, a przy okazji ogrywał najlepszych zawodników na świecie z tamtego okresu. Te turnieje dawały żużlowi doskonałą renomę. Odbywały się w największych miejscowościach: Amsterdamie, Tilburgu, Hengelo, Rotterdamie. Budowano jednodniowe tory – dokładnie tak jak teraz. Speedway był bardzo popularny w moim kraju, szaleństwo czasami sięgało tego, co teraz dzieje się w Polsce. W 2015 roku byłem na Grand Prix w Toruniu i było tam fantastycznie. Jan Ząbik to mój przyjaciel z czasów jazdy dla Sheffield Tigers. Teraz zaprasza do siebie naszą starą ekipę. Z Torunia pamiętam też Wojciecha Żabiałowicza. W Anglii kolegowałem się z Zenonem Plechem i Edwardem Jancarzem. To były prawdziwe gwiazdy tamtych lat”.

Nie znam skutecznego leku przeciw depresji, tej żużlowej, ma się rozumieć. Jednak Holendrzy, z powodów geograficznych, powinni być obeznani z problemem i znaleźć skuteczną metodę walki. Walki o kolejny kraj, który nie musi wcale zniknąć z żużlowej mapy świata.

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI