Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Czy to możliwe, by wszyscy reprezentanci Polski wywodzili się z jednego, a przynajmniej w większości z jednego klubu? Otóż nie tylko możliwe, ale i prawdziwe. Historia zna takie przypadki. A czy byli zdolni zdobywać medale mistrzostw świata? A i owszem. Uradowanym z tytułu IMŚ Bartosza Zmarzlika, kibicom Stali Gorzów, ku utrwaleniu wiedzy o potędze klubu, pozostałym dla przypomnienia, kilka faktów z nieodległej historii.

Przed rozpoczęciem sezonu 1977 nagle Zenon Plech złożył podanie o zwolnienie go z klubu, motywując je tym, że chce podjąć studia w Gdańsku, gdzie pragnął też startować w barwach miejscowego Wybrzeża. Długo zastanawiano się w Gorzowie, co z tym fantem zrobić, aż w końcu – już po rozpoczęciu rozgrywek ligowych – działacze Stali widząc zdecydowaną postawę swego wychowanka, zgodzili się na transfer. Była to wielka strata dla gorzowskiego żużla, ale nic na siłę nie można było zrobić. Odejście Plecha wyzwoliło jednak dodatkową motywację u pozostałych stalowców, którzy za wyjątkiem Edwarda Jancarza pozostawali dotąd w jego cieniu. Przed inauguracją ligi również było wiadomo, że Jancarz spędzi ten sezon w Anglii, reprezentując londyński klub Wimbledon. Miał jednak wspomagać macierzystą ekipę w zawodach ligowych oraz reprezentować kraj w imprezach rangi mistrzostw świata. Lukę po odejściu Plecha miał wypełnić Bolesław Proch, który trafił właśnie do Stali, a który także w tym samym sezonie jeździł w lidze angielskiej, na podobnych zasadach, co Jancarz. Początek sezonu spędził jednak popularny Bolek na leczeniu kontuzji.


Pod koniec marca 1977 roku Stal pojechała do Anglii, gdzie wzmocniona Okoniewskim i Cieślakiem, rozegrała pięć spotkań z zespołami ligowymi, wszystkie przegrywając, co z kolei było do przewidzenia, gdyż gorzowianie startowali tam praktycznie bez żadnego przygotowania na torze.

Po sześciu kolejkach w Polsce Gorzów miał 6 punktów i zajmował odległe miejsce w tabeli. Ale odczuwający presję i ciężar odpowiedzialności Rembas, Nowak, Woźniak i Fabiszewski, którzy „wjeździli” się już w nowe motocykle Weslake, zaczęli wreszcie pokazywać na co ich stać. A stać ich było na bardzo dużo. Na klasowego zawodnika wyrósł przy nich także Marek Towalski. Coraz częściej więc zdobywali punkty. Kiedy jeździł z nimi Proch lub Jancarz, albo obaj naraz, to byli w stanie wygrać z każdym. I wcale nie byli gorsi od „gorzowskich Anglików”, którzy zmęczeni długą podróżą jeździli nierówno.

Rozpędzona Stal znowu pędziła w tempie ekspresu. Rewanżuje się m.in. bydgoskiej Polonii za porażkę z pierwszej rundy, gromiąc ją u siebie 76:20, a następnie zwyciężając ROW w Rybniku 57:39. I jest już samodzielnym liderem rozgrywek. Później były wygrane z Motorem w Lublinie 56:38 i Spartą we Wrocławiu 63:33. Po 17 kolejkach, mimo przegranej z Unią w Lesznie 40:54, Stal mając 26 punktów była już mistrzem Polski. Nikła porażka w ostatnim meczu, z Włókniarzem w Częstochowie 47:49, nie miała znaczenia. Gorzowianie na mecie ligowej rywalizacji wyprzedzili wicemistrza kraju, Unię Leszno czterema punktami.

Był to piękny prezent na 30-lecie klubu. Nie pierwszy i nie jedyny w tamtym sezonie – było ich znacznie, znacznie więcej. Był to bowiem kolejny znakomity rok drużyny i poszczególnych zawodników, w tym Bogusława Nowaka i Jerzego Rembasa. Ale po kolei…

Najpierw był medalodajny gorzowski finał IMP, nie tylko z racji miejsca jego przeprowadzenia. Ale nie był to jeszcze koniec popisów młodszych kolegów Jancarza. W Złotym Kasku wygrał Jerzy Rembas, a Bogusław Nowak był trzeci. Natomiast obaj razem zdobyli tytuł najlepszej pary na polskich torach. Z kolei ich młodszy kolega, Marek Towalski zajął drugą lokatę w zawodach o Brązowy Kask.

W eliminacjach indywidualnych mistrzostw świata wystąpiło 14 Polaków, w tym Jancarz, Nowak i Rembas. W pierwszej rundzie gorzowianie pojechali udanie. W drugiej, półfinale kontynentalnym, także nie zawiedli, przy czym jeden z półfinałów – w Gorzowie – wygrał Rembas. W gronie pięciu polskich zawodników, którzy stawili się na starcie finału kontynentalnego w Togliatti było aż trzech stalowców.

Zawody w Togliatti nie były już jednak szczęśliwe dla gorzowian. Trwały prawie cztery godziny, gdyż po 12 wyścigach ponad półgodzinna ulewa zamieniła tor w bardzo niebezpieczne bajoro. Niewiele dało osuszanie, wyścigi jednak wznowiono i kontynuowano przy zapadających ciemnościach, przy kiepskim oświetleniu. W tych anormalnych warunkach najlepiej czuli się starzy wyjadacze. W piątce awansującej do finału światowego z gorzowskich zawodników znalazł się tylko Edward Jancarz. Z Polaków awansował też Jan Mucha – obaj zdobyli po 11 punktów. Bogusław Nowak z 7 punktami był ósmy, Jerzy Rembas mając punkt mniej uplasował się jedno miejsce dalej. Wszyscy jednak byli mniej lub bardziej poturbowani, bo na takim torze upadków było co niemiara.

W finale światowym w Goeteborgu, tak pamiętnym dla Jancarza, pojawił się również Nowak, który zajął miejsce kontuzjowanego zawodnika rezerwowego. I tu przebieg zawodów wypaczyła, w znacznej mierze, pogoda. Kilkugodzinny deszcz, padający także w trakcie turnieju sprawił, iż tor był niebezpiecznie śliski, co uniemożliwiało jakąkolwiek walkę po przegraniu startu. Żużlowcy walczyli nie tyle z rywalami, co z torem. Na takiej nawierzchni zdecydowanie najlepiej czuł się Ivan Mauger, który był znanym mistrzem startu i po raz piąty został mistrzem świata, wyrównując tym samym rekord legendarnego Ove Fundina. Polacy wypadli źle – Jancarz uzbierał ledwie 4 punkty i zajął 13. miejsce, Mucha z jednym punktem był 15. Nie przebrzmiały jeszcze echa „Waterloo polskiego duetu na Ullevi”, jak napisał A. Jaźwiecki, gdy 18 września we Wrocławiu rozegrano finał drużynowych mistrzostw świata. Po porażce na Ullevi i wyeliminowaniu Cieślaka z Jancarzem z mistrzostw świata par, tylko niepoprawni optymiści liczyli na powtórzenie wyniku z White City, gdzie niespodziewanie był srebrny medal.

Do wrocławskiego finału droga wiodła przez eliminacje i finał kontynentalny w Pradze. Polskę reprezentował tam zespół złożony z Jancarza, Nowaka, Rembasa, Plecha i Muchy. Po dramatycznej walce polski team zdobył 30 punktów i zajmując drugie miejsce – za Czechosłowacją z 33 punktami – uzyskał kwalifikację do finału światowego. Trzecie miejsce zajęła drużyna RFN – 27 punktów, czwarte Związku Radzieckiego – 6 punktów.

Zygmunt Szołtysek pisał z Czech: – Ten finał w Pradze na długo zostanie w pamięci wszystkich obserwatorów, a szczególnie garstki polskich kibiców, którzy spotkali się na stadionie Rudej Hvezdy. Kilkakrotnie już towarzyszyłem naszym żużlowcom w różnej rangi imprezach, lecz po raz pierwszy miałem okazję oglądać tak dramatyczne, oczywiście dla biało-czerwonych, zawody.

Na kilka dni przed finałem światowym z grona kandydatów do drużyny narodowej ubył Plech, który w spotkaniu ligowym doznał kontuzji. W tej sytuacji działacze GKSŻ postanowili, że we Wrocławiu reprezentować nas będą: Jancarz, Nowak, Rembas, Cieślak, Słaboń i A. Tkocz. Jednym z ostatnich sprawdzianów kadry i nowego – po przebudowie – toru był turniej z udziałem krajowej czołówki. W trudnych warunkach, w czasie deszczu, na grząskim i przyczepnym torze najlepiej pojechali gorzowianie – Rembas, Fabiszewski i Woźniak, którzy zajęli trzy pierwsze lokaty. Znakomicie jeździł również Nowak, ustanawiając rekord toru, ale z powodu wywrotki – na szczęście niegroźnej – nie ukończył turnieju. Po tym sprawdzianie do grona potencjalnych finalistów dopisano Fabiszewskiego. Po kilku dalszych treningach ustalono, że Polskę reprezentować będą Edward Jancarz, Bogusław Nowak, Jerzy Rembas, Marek Cieślak i Ryszard Fabiszewski jako rezerwowy. Zatem pośród piątki Polaków znalazło się aż czterech gorzowian.

Początek finału nie był udany dla polskiej ekipy. Po pierwszej serii prowadziła Anglia – 8 punktów, przed Polską – 7 punktów, Czechosłowacją – 5 punktów i Szwecją – 4 punkty. Druga seria rozpoczęła się od zwycięstwa Jessupa, ale Cieślak był drugi. Następny bieg wygrał Michanek, ale za nim finiszował Nowak. W VII wyścigu… Oto jego przebieg w relacji A. Jaźwieckiego: – I wreszcie doszło do porywającego pojedynku pomiędzy Jancarzem i wicemistrzem świata Peterem Collinsem. (…) Gorzowianin niezwykle skupiony zdawał sobie sprawę, że jego rywal dysponuje znakomitym startem, przechytrzył Anglika – trzymając się krawężnika nie dał szans Collinsowi, utrzymując stale minimalną przewagę aż do końcowych metrów. Był to wspaniały pojedynek dwóch wielkich żużlowców.

Po tym wyścigu Polska zrównała się punktami z Anglią. Obie drużyny miały ich po 14. Kilka minut później dzięki zwycięstwu Rembasa nad Simmonsem, Drymlem i Szwedem Soerenem Karlssonem, Polacy objęli samodzielne prowadzenie, mając 17 punktów. O jeden punkt więcej od Anglików. Czechosłowacja miała 8 oczek, Szwecja 7. Apetyty rosły.

Niestety, od IX biegu było już gorzej. Najpierw Cieślak przyjechał jako czwarty, następnie Nowak był drugi, ulegając Simmonsowi, później Jancarz zaspał na starcie i przegrał ze Stanclem, w końcu Rembas przyjechał na metę ostatni w swym biegu. Nowak na początku czwartej serii przegrał nie tylko z Jessupem, ale także z Drymlem. W XIV wyścigu w miejsce Cieślaka pojechał Fabiszewski. Przez znaczną część dystansu jechał za plecami prowadzącego Lee, odpierając uporczywe ataki Jana Vernera. Czterozaworowa Jawa Czechosłowaka była jednak szybsza na prostej i gorzowianin przywiózł tylko jeden punkt.

Do zakończenia finału pozostały dwa biegi. Anglicy, którzy zgromadzili 32 punkty, przyjmowali już gratulacje z okazji zdobycia mistrzowskiego tytułu. Nadal otwarta była sprawa srebrnego i brązowego medalu – przewaga Polaków nad sąsiadami z południa stopniała do trzech punktów. I Czechosłowacy byli na fali… W przedostatnim biegu szalę zwycięstwa na korzyść biało-czerwonych przechylił jednak Jancarz, który przyjechał za Davisem, ale przed V. Vernerem. Polska wicemistrzem świata!

Anglia zwyciężyła z 37 punktami, Polska uzyskała 25 oczek, Czechosłowacja 23 i wreszcie Szwecja 11. Wkład polskich zawodników w srebrny medal był następujący: Jancarz 10, Rembas 6, Nowak 6, Cieślak 2 i Fabiszewski 1. Na 25 punktów drużyny gorzowianie wywalczyli 23. Nic zatem dziwnego, że w „Sporcie” pojawił się stosowny komentarz pod ogromnym tytułem: „Stal Gorzów… wicemistrzem świata”. „To wielki sukces” – dodawał w tytule „Przegląd Sportowy”.

To rzeczywiście był wielki sukces, który nie miał precedensu w historii polskiego speedwaya. Mieli w nim swój udział także trzej inni gorzowianie, uczestniczący w tamtym finale, w innych, ale niezwykle ważnych rolach – mechanicy Edward Pilarczyk i Stanisław Maciejewicz oraz trener Ryszard Nieścieruk. W 1977 roku gorzowski żużel był potęgą. Światową potęgą.

Źródła: PS – To wielki sukces, Sport – Stal Gorzów… wicemistrzem świata, J. Delijewski – Czy Stal znowu błyśnie pełnym blaskiem, Echo Gorzowa, wikipedia,