Bogusław Nowak, Eugeniusz Błaszak, Kamil Cieślar
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Najczęściej dopiero gdy desperat dokona ostatecznych wyborów, pochylamy się nad problemem. Szkoda, że tylko na chwilę. Konieczność zapewnienia ochrony byłym i obecnym ścigantom, w różnych życiowych dziedzinach, w których się zagubili, to wciąż pięta Achillesowa. Nie było i nie ma systemu, a tyle się mówi o infolinii, fundacji i stałym zasilaniu istotnymi kwotami, dającymi narzędzia do działania.

Okaleczony nie znaczy na wózku

Jest ich wielu. Znacznie więcej niż słyszycie i czytacie. Ci „rozreklamowani” przez akcje pomocowe, prowadzone co pewien czas bynajmniej nie przez powołane do tego instytucje, a choćby nasz portal, to tylko wierzchołek góry lodowej. Ich nazwiska są zwykle głośne. Kto z nas wiedziałby jednak chociażby o życiowym wirażu Andrzeja Ziei, gdyby ten sam nie zgłosił się do redakcji i nie miał odwagi prosić? Zdawał sobie sprawę z problemu, potrafił go nazwać i przełamać wstyd, czy strach, a potem po ludzku, zwyczajnie, prosić. To nie jest takie łatwe wbrew pozorom. Pomyślcie sami. Gdyby przyszło nam nagle zaufać komuś obcemu, bo sami nie ogarniamy swego życia i pokajać się, prosząc bezsilnie o wsparcie, dla ilu byłoby to prozaicznie proste zadanie? Większość, przez wzgląd na znane nazwisko, wcześniejsze dokonania i uwielbienie tłumów, aktualną przyczynę upadku, bądź depresji nie ma tyle siły i odwagi, niektórzy zaś nawet nie dostrzegają zjazdu po równi pochylej ruchem jednostajnie przyspieszonym. Ich należy bezwzględnie odnajdywać i podawać rękę. Obecnie właściwego systemu nie ma.

Desperat to również hazardzista, alkoholik, człowiek nieprzystosowany życiowo, a renciny mizerne

Najgłośniej zwykle mówimy o tych, których problemy widać gołym okiem z racji poruszania się na wózku inwalidzkim. Wtedy też organizowane są głośne medialnie akcje i jednorazowe zbiórki na szczytny cel pomocy poszkodowanemu. Tylko dwie przynajmniej kwestie. Żadna akcja, czy zbiórka nie rozwiązuje problemu docelowo, zaś nie zawsze można liczyć wyłącznie na wpłaty kibiców i zainteresowanie branżowego medium. Wolontariat nie załatwi niczego zamiast powołanych instytucji. Dla PZM pomoc byłym i obecnym zawodnikom to obowiązek, wynikający ze zwykłego człowieczeństwa, nie zaś tego czy innego paragrafu. Wystarczy tylko i aż zwykła ludzka przyzwoitość. Nikt nikomu nie robi łaski. Tym bardziej, że ci poszkodowani z kręgu żużlowców, to nie jest armia ludzi niemożliwa do usystematyzowania i zapewnienia parasola, bądź wędki. Niezbędnym jest rozwiązanie. Naturalnie skuteczne rozwiązanie. Pamiętajmy, że potrzebujący to w dużej mierze ludzie okaleczeni poza torem, ale nie tylko fizycznie. Starsze pokolenie zawodników zarabiało skromnie i światowej kariery zazwyczaj nie robiło. Dziś zaś rencina mizerniutka o ile w ogóle, brakuje na czynsz, prąd, leki. Prozaiczne sprawy. A prosić wstyd. Stąd prosta droga do uzależnień. Alkohol, hazard… I zaczynają się schody donikąd. 

Żadnych etatów dla urzędników

Od dawna dyskutuje się w środowisku o konieczności powołania żużlowej infolinii z dyżurnym psychologiem sportu. Tylko najważniejsza sprawa. Infolinia bądź fundacja to nie mają być urzędy z sowicie opłacanymi nierobami w wygodnych fotelach. Z wielu względów podopiecznych trzeba wyszukać, działać aktywnie. Sami nie przyjdą. Nawet jeśli telefon zapewnia rodzaj anonimowości, gdy problem eks zawodnika nie ma związku z kontuzjami, nie można liczyć, że ten czy ów sam wybierze odpowiedni numer. Do tego fundacja, bo owa infolinia i dyżurujący tam, oddany sprawie, troskliwy pasjonat, bo inaczej tego nie widzę, co nie oznacza bezinteresownego wolontariusza, musi owemu zapewnić narzędzia rozwiązywania kłopotów. Narzędzia finansowe. Największy interes i najmniejszą świadomość obowiązku pomocy mają współcześni żużlowcy. Oni, jak w rocznych rozliczeniach ze skarbówką, powinni przekazywać odpis w postaci choćby 1% od punktówki. Obligatoryjnie i wszyscy jak jeden. Każdego i w każdym momencie kariery, przygody lub już po zakończeniu startów może dotyczyć kryzys i każdy może być beneficjentem części zebranych środków. Tylko sami ściganci to nie wszystko. Bezwzględnie musi być sprawiedliwie, czyli… Dalej kluby i 1% od kwot uzyskiwanych z tytułu sprzedaży praw telewizyjnych. Kolejny etap PZM i jego agendy GKSŻ oraz Ekstraliga SA. Tu możliwości stałego, permanentnego, regularnego zasilania fundacji jest wiele. Odpis z wpływu od sponsora kadry, od sponsora ligi, z tytułu wpłat za organizację SGP itp. itd. Wystarczy chcieć i znaleźć proste, nieskomplikowane rozwiązanie, zamiast pisać i opowiadać dlaczego rzekomo się nie da. Zatem przy sprzyjających wiatrach po najwyżej dwóch, z górą trzech miesiącach mamy już zarówno niezbędną infolinię jak też fundację, nazwijmy umownie Gloria Victis, która przedsięwzięcie wyposaża w skuteczne narzędzia. I powtórzę. Nie w tym rzecz żeby fundacja zasilona przez trzy filary tj. zawodników, kluby i PZM, lwią część pozyskanych środków przekazywała na opłacenie bezczynnych urzędników. Nie taki jest cel.

Wolontariat i akcje niczego nie rozwiązują docelowo

Dotąd wszelka pomoc polega na akcyjności. Tylko wolontariatem i wpłatami od nas kibiców niczego do końca nie rozwiążemy. To są potrzebne ruchy, chwalebne, przynoszące efekt tu i teraz. Nasz portal kilka razy organizował podobne, szczytne zbiórki. Uruchamialiśmy zrzutkę dla Andrzeja Szymańskiego tyle, że po paru miesiącach, Andrzej nadal ma te same problemy, borykając się z brakiem możliwości finansowych z uwagi na niewielką rentę z której żyje. Obecnie jedziemy turniej amatorów, zaś kwoty uzyskane z dobrowolnych wpłat i licytacji żużlowych gadżetów ponownie zasilą konto Andrzeja. Do tego zrzutka na silnik elektryczny do wózka Eugeniusza Błaszaka, akcja #Help4Riders, którą zasilili niektórzy obecni i byli zawodnicy. Była akcja pomocy Andrzejowi Ziei, dzięki której ten otrzymał wędkę i ma szansę wyjść z życiowego wirażu. Tylko powtórzę, to wszystko jednorazowe akcje, które rzadko rozwiązują problem docelowo i nie prowadzą ich powołane do tego instytucje, bo tych nie ma albo o nich słychać niewiele, co może mieć związek z jakością i skalą dokonań. Wolontariat niczego nie załatwi zamiast instytucji, systemu, a tego nie ma bądź nie funkcjonuje jak należy. Pomoc to nasz wspólny obowiązek, wynikający ze zwykłej przyzwoitości, nie zaś paragrafów – o tym warto pamiętać.

Dokonania fundacji PZM to nie powód do dumy

Dotąd szumnie zapowiadana infolinia nie funkcjonuje. Fundacja PZM działająca z doskoku, od akcji do akcji. Mając relatywnie niewielkie środki, bez stałego zasilania na odpowiednio wysokim poziomie, do tego przebijając się z potrzebami żużlowców, w gąszczu innych potrzebujących z branży motoryzacyjnej, nie jest właściwym miejscem, by lokować kwoty przeznaczone na speedway. Systemu nie ma i należy pilnie go stworzyć. Nie dla satysfakcji tego czy innego pismaka. Stworzyć z poczucia człowieczeństwa, bo taki jest nasz wspólny obowiązek. Z miłości, życzliwości, serdeczności i z przekonaniem o słuszności dzieła. Nie tylko dla tych najbardziej znanych, których kalectwo widoczne jest gołym okiem. Także dla tych, których życiowe zakręty wpędziły w hazard, alkoholizm, narkotyki. Dla tych, którzy imponując odwagą na torze, nie mają jej teraz by nazwać problemy, przyznać się i prosić o wsparcie. Dla tych wreszcie, którzy nie będąc wybitnymi gladiatorami torów, nie zdołali niczego odłożyć na czarną godzinę, zaś brak wykształcenia i odpowiedniego stażu pracy sprawia, że dziś nie potrafią, bo nie mogą związać końca z końcem, a przyznać się do kłopotów wstyd. Również dla tych, którzy dają wyraźne sygnały, że z ich psychiką nie dzieje się dobrze. Że popadają w depresję, czy tylko dołek – to także sygnał, bo zawsze skuteczniej zapobiegać niż leczyć. Duma nie pozwala się przełamać, a zgłosić się też nie bardzo jest do kogo. Do zagospodarowania ogromny nieużytek, a rozwiązania proste i na wyciągnięcie ręki, zatem zachęcam do skutecznego działania rządzących naszym speedwayem, licząc przy tym na lobbing ze strony Metanolu i wsparcie mediów. Jesteśmy im to wszyscy winni i nie jest to łaska tylko obowiązek. Nie czekajmy na kolejnego desperata, następne „szczere” kondolencje i lawinę zapewnień po fakcie, przy tym z założenia nieprawdziwych. Już Hipokrates wpadł na to, że z wielu względów lepiej zawsze, taniej i przede wszystkim skuteczniej, zapobiegać niż leczyć. Do dzieła więc panowie działacze. Zamiast bagrować przy regulaminach i wydziwiać z zasadami rozgrywek, startów spod taśmy, przygotowaniem torów czy podobnie epokowymi zadaniami, może warto raz zrobić coś błahego, niepozornego i może niezbyt medialnego, jednak skutecznego i pożytecznego zarazem. Zachęcam. A kto bez winy niech pierwszy chwyci kamień…

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI

2 komentarze on Byli i współcześni żużlowcy wołają o pomoc, tylko ta nie nadchodzi
    Raf
    28 Sep 2020
     3:39pm

    Jutro w telewizji kolejny mecz towarzyski na zuzlu rodem z PRL
    z peami na czesc antenowego nudziarza Golloba.
    Czy znajdzie sie jakis inny szczytny cel ???

    obserwator
    28 Sep 2020
     7:34pm

    idea bardzo słuszna i godna wcielenia w życie. Tylko panie Przemku, jeszcze trzeba by palcem wskazać, najlepiej przed kamerami na żywo, kto winien zająć się tymi zadaniami. Najlepiej prosto w twarz. Tylko że w dzisiejszych czasach ciężko liczyć na „możnych” danego środowiska. Obym się mylił.

Skomentuj

2 komentarze on Byli i współcześni żużlowcy wołają o pomoc, tylko ta nie nadchodzi
    Raf
    28 Sep 2020
     3:39pm

    Jutro w telewizji kolejny mecz towarzyski na zuzlu rodem z PRL
    z peami na czesc antenowego nudziarza Golloba.
    Czy znajdzie sie jakis inny szczytny cel ???

    obserwator
    28 Sep 2020
     7:34pm

    idea bardzo słuszna i godna wcielenia w życie. Tylko panie Przemku, jeszcze trzeba by palcem wskazać, najlepiej przed kamerami na żywo, kto winien zająć się tymi zadaniami. Najlepiej prosto w twarz. Tylko że w dzisiejszych czasach ciężko liczyć na „możnych” danego środowiska. Obym się mylił.

Skomentuj