Najczęściej dopiero gdy desperat dokona ostatecznych wyborów, pochylamy się nad problemem. Szkoda, że tylko na chwilę. Konieczność zapewnienia ochrony byłym i obecnym ścigantom, w różnych życiowych dziedzinach, w których się zagubili, to wciąż pięta Achillesowa. Nie było i nie ma systemu, a tyle się mówi o infolinii, fundacji i stałym zasilaniu istotnymi kwotami, dającymi narzędzia do działania.
Okaleczony nie znaczy na wózku
Jest ich wielu. Znacznie więcej niż słyszycie i czytacie. Ci „rozreklamowani” przez akcje pomocowe, prowadzone co pewien czas bynajmniej nie przez powołane do tego instytucje, a choćby nasz portal, to tylko wierzchołek góry lodowej. Ich nazwiska są zwykle głośne. Kto z nas wiedziałby jednak chociażby o życiowym wirażu Andrzeja Ziei, gdyby ten sam nie zgłosił się do redakcji i nie miał odwagi prosić? Zdawał sobie sprawę z problemu, potrafił go nazwać i przełamać wstyd, czy strach, a potem po ludzku, zwyczajnie, prosić. To nie jest takie łatwe wbrew pozorom. Pomyślcie sami. Gdyby przyszło nam nagle zaufać komuś obcemu, bo sami nie ogarniamy swego życia i pokajać się, prosząc bezsilnie o wsparcie, dla ilu byłoby to prozaicznie proste zadanie? Większość, przez wzgląd na znane nazwisko, wcześniejsze dokonania i uwielbienie tłumów, aktualną przyczynę upadku, bądź depresji nie ma tyle siły i odwagi, niektórzy zaś nawet nie dostrzegają zjazdu po równi pochylej ruchem jednostajnie przyspieszonym. Ich należy bezwzględnie odnajdywać i podawać rękę. Obecnie właściwego systemu nie ma.
Desperat to również hazardzista, alkoholik, człowiek nieprzystosowany życiowo, a renciny mizerne
Najgłośniej zwykle mówimy o tych, których problemy widać gołym okiem z racji poruszania się na wózku inwalidzkim. Wtedy też organizowane są głośne medialnie akcje i jednorazowe zbiórki na szczytny cel pomocy poszkodowanemu. Tylko dwie przynajmniej kwestie. Żadna akcja, czy zbiórka nie rozwiązuje problemu docelowo, zaś nie zawsze można liczyć wyłącznie na wpłaty kibiców i zainteresowanie branżowego medium. Wolontariat nie załatwi niczego zamiast powołanych instytucji. Dla PZM pomoc byłym i obecnym zawodnikom to obowiązek, wynikający ze zwykłego człowieczeństwa, nie zaś tego czy innego paragrafu. Wystarczy tylko i aż zwykła ludzka przyzwoitość. Nikt nikomu nie robi łaski. Tym bardziej, że ci poszkodowani z kręgu żużlowców, to nie jest armia ludzi niemożliwa do usystematyzowania i zapewnienia parasola, bądź wędki. Niezbędnym jest rozwiązanie. Naturalnie skuteczne rozwiązanie. Pamiętajmy, że potrzebujący to w dużej mierze ludzie okaleczeni poza torem, ale nie tylko fizycznie. Starsze pokolenie zawodników zarabiało skromnie i światowej kariery zazwyczaj nie robiło. Dziś zaś rencina mizerniutka o ile w ogóle, brakuje na czynsz, prąd, leki. Prozaiczne sprawy. A prosić wstyd. Stąd prosta droga do uzależnień. Alkohol, hazard… I zaczynają się schody donikąd.
Żadnych etatów dla urzędników
Od dawna dyskutuje się w środowisku o konieczności powołania żużlowej infolinii z dyżurnym psychologiem sportu. Tylko najważniejsza sprawa. Infolinia bądź fundacja to nie mają być urzędy z sowicie opłacanymi nierobami w wygodnych fotelach. Z wielu względów podopiecznych trzeba wyszukać, działać aktywnie. Sami nie przyjdą. Nawet jeśli telefon zapewnia rodzaj anonimowości, gdy problem eks zawodnika nie ma związku z kontuzjami, nie można liczyć, że ten czy ów sam wybierze odpowiedni numer. Do tego fundacja, bo owa infolinia i dyżurujący tam, oddany sprawie, troskliwy pasjonat, bo inaczej tego nie widzę, co nie oznacza bezinteresownego wolontariusza, musi owemu zapewnić narzędzia rozwiązywania kłopotów. Narzędzia finansowe. Największy interes i najmniejszą świadomość obowiązku pomocy mają współcześni żużlowcy. Oni, jak w rocznych rozliczeniach ze skarbówką, powinni przekazywać odpis w postaci choćby 1% od punktówki. Obligatoryjnie i wszyscy jak jeden. Każdego i w każdym momencie kariery, przygody lub już po zakończeniu startów może dotyczyć kryzys i każdy może być beneficjentem części zebranych środków. Tylko sami ściganci to nie wszystko. Bezwzględnie musi być sprawiedliwie, czyli… Dalej kluby i 1% od kwot uzyskiwanych z tytułu sprzedaży praw telewizyjnych. Kolejny etap PZM i jego agendy GKSŻ oraz Ekstraliga SA. Tu możliwości stałego, permanentnego, regularnego zasilania fundacji jest wiele. Odpis z wpływu od sponsora kadry, od sponsora ligi, z tytułu wpłat za organizację SGP itp. itd. Wystarczy chcieć i znaleźć proste, nieskomplikowane rozwiązanie, zamiast pisać i opowiadać dlaczego rzekomo się nie da. Zatem przy sprzyjających wiatrach po najwyżej dwóch, z górą trzech miesiącach mamy już zarówno niezbędną infolinię jak też fundację, nazwijmy umownie Gloria Victis, która przedsięwzięcie wyposaża w skuteczne narzędzia. I powtórzę. Nie w tym rzecz żeby fundacja zasilona przez trzy filary tj. zawodników, kluby i PZM, lwią część pozyskanych środków przekazywała na opłacenie bezczynnych urzędników. Nie taki jest cel.
Wolontariat i akcje niczego nie rozwiązują docelowo
Dotąd wszelka pomoc polega na akcyjności. Tylko wolontariatem i wpłatami od nas kibiców niczego do końca nie rozwiążemy. To są potrzebne ruchy, chwalebne, przynoszące efekt tu i teraz. Nasz portal kilka razy organizował podobne, szczytne zbiórki. Uruchamialiśmy zrzutkę dla Andrzeja Szymańskiego tyle, że po paru miesiącach, Andrzej nadal ma te same problemy, borykając się z brakiem możliwości finansowych z uwagi na niewielką rentę z której żyje. Obecnie jedziemy turniej amatorów, zaś kwoty uzyskane z dobrowolnych wpłat i licytacji żużlowych gadżetów ponownie zasilą konto Andrzeja. Do tego zrzutka na silnik elektryczny do wózka Eugeniusza Błaszaka, akcja #Help4Riders, którą zasilili niektórzy obecni i byli zawodnicy. Była akcja pomocy Andrzejowi Ziei, dzięki której ten otrzymał wędkę i ma szansę wyjść z życiowego wirażu. Tylko powtórzę, to wszystko jednorazowe akcje, które rzadko rozwiązują problem docelowo i nie prowadzą ich powołane do tego instytucje, bo tych nie ma albo o nich słychać niewiele, co może mieć związek z jakością i skalą dokonań. Wolontariat niczego nie załatwi zamiast instytucji, systemu, a tego nie ma bądź nie funkcjonuje jak należy. Pomoc to nasz wspólny obowiązek, wynikający ze zwykłej przyzwoitości, nie zaś paragrafów – o tym warto pamiętać.
Dokonania fundacji PZM to nie powód do dumy
Dotąd szumnie zapowiadana infolinia nie funkcjonuje. Fundacja PZM działająca z doskoku, od akcji do akcji. Mając relatywnie niewielkie środki, bez stałego zasilania na odpowiednio wysokim poziomie, do tego przebijając się z potrzebami żużlowców, w gąszczu innych potrzebujących z branży motoryzacyjnej, nie jest właściwym miejscem, by lokować kwoty przeznaczone na speedway. Systemu nie ma i należy pilnie go stworzyć. Nie dla satysfakcji tego czy innego pismaka. Stworzyć z poczucia człowieczeństwa, bo taki jest nasz wspólny obowiązek. Z miłości, życzliwości, serdeczności i z przekonaniem o słuszności dzieła. Nie tylko dla tych najbardziej znanych, których kalectwo widoczne jest gołym okiem. Także dla tych, których życiowe zakręty wpędziły w hazard, alkoholizm, narkotyki. Dla tych, którzy imponując odwagą na torze, nie mają jej teraz by nazwać problemy, przyznać się i prosić o wsparcie. Dla tych wreszcie, którzy nie będąc wybitnymi gladiatorami torów, nie zdołali niczego odłożyć na czarną godzinę, zaś brak wykształcenia i odpowiedniego stażu pracy sprawia, że dziś nie potrafią, bo nie mogą związać końca z końcem, a przyznać się do kłopotów wstyd. Również dla tych, którzy dają wyraźne sygnały, że z ich psychiką nie dzieje się dobrze. Że popadają w depresję, czy tylko dołek – to także sygnał, bo zawsze skuteczniej zapobiegać niż leczyć. Duma nie pozwala się przełamać, a zgłosić się też nie bardzo jest do kogo. Do zagospodarowania ogromny nieużytek, a rozwiązania proste i na wyciągnięcie ręki, zatem zachęcam do skutecznego działania rządzących naszym speedwayem, licząc przy tym na lobbing ze strony Metanolu i wsparcie mediów. Jesteśmy im to wszyscy winni i nie jest to łaska tylko obowiązek. Nie czekajmy na kolejnego desperata, następne „szczere” kondolencje i lawinę zapewnień po fakcie, przy tym z założenia nieprawdziwych. Już Hipokrates wpadł na to, że z wielu względów lepiej zawsze, taniej i przede wszystkim skuteczniej, zapobiegać niż leczyć. Do dzieła więc panowie działacze. Zamiast bagrować przy regulaminach i wydziwiać z zasadami rozgrywek, startów spod taśmy, przygotowaniem torów czy podobnie epokowymi zadaniami, może warto raz zrobić coś błahego, niepozornego i może niezbyt medialnego, jednak skutecznego i pożytecznego zarazem. Zachęcam. A kto bez winy niech pierwszy chwyci kamień…
PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI
Jutro w telewizji kolejny mecz towarzyski na zuzlu rodem z PRL
z peami na czesc antenowego nudziarza Golloba.
Czy znajdzie sie jakis inny szczytny cel ???
idea bardzo słuszna i godna wcielenia w życie. Tylko panie Przemku, jeszcze trzeba by palcem wskazać, najlepiej przed kamerami na żywo, kto winien zająć się tymi zadaniami. Najlepiej prosto w twarz. Tylko że w dzisiejszych czasach ciężko liczyć na „możnych” danego środowiska. Obym się mylił.
Żużel. Wyróżnienie dla uczestnika cyklu SGP! Został nominowany do prestiżowej nagrody!
Żużel. Postrach Apatora z nowym klubem! Wystartuje w Krakowie!
Żużel. Więcej jazdy dla młodzieżowców. Przełomowa reforma!
Żużel. Rodzinka Janowskich w Dubaju, Hansen na strzelnicy i Tungate z Mikołajem
Żużel. Wielki talent uchronił się przed katastrofą! Był o krok od Stali!
Żużel. To nie Rosjanie pojadą z chorwacką licencją?! Mamy zmianę barw!