fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Cztery mecze polskich siatkarek ME w Bułgarii (i Serbii, ale Biało-Czerwone grają na razie w tym pierwszym kraju) – i cztery zwycięstwa. Stosunek setów 12:2. Wygląda to dobrze. Piszę te słowa przed meczem z Bułgarią, decydującym o kolejności w grupie, bo że awansujemy, to pewne. Z jednej strony te zwycięstwa powinny być oczywiste dla drużyny, która broni miejsca w pierwszej czwórce z ME 2019 i która w Lidze Narodów przed dwoma laty zajęła piąte miejsce. Wszystkie nasze dotychczasowe rywalki z ME w Bułgarii były przecież wtedy klasyfikowane niżej. Jednak na tegorocznej LN nasze dziewczyny dostały łupnia od Niemek, a z Czeszkami przegrały mecz towarzyski (ze słabszymi jeszcze Słowaczkami – też).

 

Zatem ta zwycięska seria musi cieszyć, zwłaszcza, że nie gra u nas chyba najlepsza rozgrywająca świata – Joanna Wołosz. Przypomnę, że za 2 tygodnie swoje ME w Polsce zaczynają nasi siatkarze – pachnie rewanżem za Tokio, a narodowe apetyty są jeszcze większe niż w przypadku siatkarek.

Siatkówka na poziomie reprezentacyjnym – rzecz kluczowa, ale nie byłbym sobą, gdybym nie skomentował pasjonującej końcówki Ekstraligi. Spadek Zielonej Góry stał się faktem, Myszka Miki szlocha, a żużlowa Polska kręci z głową z niedowierzaniem. Oczywiście kibice „Zielonki” podkreślają, że ich klub przegrał w tym sezonie trzy mecze na absolutnym styku. To prawda, ale co ma powiedzieć Grudziądz, który miał trzy remisy u siebie i za każdym razem zwycięstwo wymykało mu się z rąk? Większość ekspertów w roli spadkowicza przed i w trakcie sezonu obsadzała GKM, ale miasto Bronka Malinowskiego – mistrza olimpijskiego z igrzysk w Moskwie w 1980 roku na 3 km z przeszkodami (i wicemistrza w Montrealu z IO 1976) – pokazało, że walczy do końca.

Swoją drogą, pojedynki duńsko-duńskie w meczu Grudziądza z Częstochową były ozdobą tego spotkania. Tylko najlepszy scenarzysta mógłby wymyśleć, że spadek klubu niegdyś Andrzeja Huszczy, a teraz Partyka Dudka dokona się bez udziału tej drużyny i to w ostatnim biegu meczu w mieście oddalonym od Zielonej Góry o 378 kilometrów.

Gdy zapytałem Andrzeja Rusko z kim powinna jechać nasza drużyna: Betard Sparta Wrocław w półfinale – tylko wzruszył ramionami i odparł, że nam wszystko jedno. Idziemy po złoto i niech inni się martwią. Martwi się zatem perspektywą meczu z WTS-em monopolista, gdy chodzi o złoto DMP w ostatnich latach czyli Unia Leszno, z której, jak słyszę, odchodzi po sezonie Emil Sajfutdinow.

Lublin ma to, co chciał, czyli będzie gospodarzem rewanżu, a nie pierwszego meczu z Gorzowem. Gorzów liczy z kolei na to, że 5 września nie będzie już miał szpitala w drużynie. Wszystko to utwierdza mnie w przekonaniu, że najsilniejsza liga świata jest w tym roku wyjątkowo ciekawa…

RYSZARD CZARNECKI